Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-04-2010, 21:08   #103
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Wszyscy

Dyskusja, gdzie pójść, była długa i burzliwa. W sumie, nic w tym dziwnego, ponieważ mieliście przytłaczającą świadomość tego, że zły wybór może kogoś z was kosztować życie. W końcu jednak rozważając wszelkie za i przeciw podjęliście decyzję. Zamiast maszerować drogą około 20 mil do miasteczka McKinnon zdecydowaliście się – na drodze głosowania – powędrować w stronę indiańskiej osady leżącej nie więcej niż 6-7 mil za najbliższym masywem górskim. Czy była ona dobra, czy zła – pokaże czas.

Broń znaleziona wśród rzeczy Tomasa zaniepokoiła was, lecz wyjaśnienia zdają się być wiarygodne, mimo że na pewno nie do końca prawdziwe. Wątpliwości zmniejszyły się, kiedy na prośbę Cyrusa Tomas pozwolił wam zachować znalezioną broń. Trzy glocki i dwa mp 5 znajdują się w torbie Cyrusa Parkera, który stał się kimś w rodzaju nieformalnego „arsenału” waszej grupki. Dla jednych żenującą, dla drugich nader zabawną mogła wydawać się kłótnia, jaka wybuchła pomiędzy Kubą Wegnerowskim a Cyrusem Parkerem o znalezioną broń. Wyrywny Metal zderzył się jednak z ostrą odmową Żołnierza i oprócz nadszarpniętych nerwów nic nie wskórał, a broń znalazła się poza zasięgiem jego rąk.
Przed wyruszeniem w drogę zapytaliście jeszcze Tomasa o znalezione przez Cyrusa i Jenny taśmy policyjne, lecz usłyszeliście jedynie:

- To stara sprawa. Bardzo dawna. Było głośno o tym w ubiegłym stuleciu. jakaś straszliwa masakra. Od tego czasu ośrodek był zamknięty. Nie wiem wiele więcej. Zginęło ponoć wielu ludzi - głównie rodziny z dziećmi.

Nie było nic więcej do dodania. Troszkę po godzinie 12.15 zebraliście swój skromny bagaż i ruszyliście w drogę.

Towarzyszy wam Tomas z karabinem zawieszonym przez ramię. Czy zorientował się w fakcie, że Cyrus wyłuskał mu amunicję i załadował ją gdzieś ponownie, czy też niesie pustą pukawkę – nie macie pojęcia. Po minie waszego przewodnika widać, że nie jest zachwycony tą sytuacją, a odkrycie małego arsenału i pieniędzy na pewno nie poprawiło relacji pomiędzy wami, a nim. Jednak wybór rezerwatu troszkę poprawił jego samopoczucie. To tylko utwierdza was w przekonaniu, że wasz „dobroczyńca” musi mieć jakiś zatarg z prawem i przyczaił się w lesie by przeczekać „gorący” dla niego okres.

Śnieg, na wasze szczęście, przestał sypać i rozpogodziło się. Przejaśniło się. Przy takiej pogodzie spacer przez dziewiczą puszczę byłby nawet przyjemny, oczywiście gdyby nie cała sytuacja i odniesione w wypadku rany.

Początkowo marsz nie stanowi większego problemu. Poruszacie się wydeptanymi przez zwierzęta ścieżkami, a zaledwie kilkucentymetrowa pokrywa śnieżna nie jest żadną przeszkodą i nie spowalnia waszego tempa. Teren jest też w miarę równy, i tylko delikatnie podnosi się ku górze więc nie musicie robić ostrych podejść i wysiłek nie jest jakiś przytłaczający. Jednak po niespełna półtorej godzinie opuściliście zalesione tereny i wyszliście na skalistą, prawie nagą, smaganą przez wiatr przestrzeń, na dodatek czeka was teraz mozolna wspinaczka po dość ostrym stoku.
Tomas, trzeba mu przyznać, wybrał chyba najwygodniejszą drogę, co nie oznacza jednak, że będzie łatwo. Silne podmuchy wiatru od razu wciskają brutalnie oddech do płuc. Niosą z sobą drobinki zmarzniętego śniegu, który boleśnie zacina was w odsłonięte fragmenty ciała.

__________________________________________________ _______________


George Wasowsky

Ten wysiłek znacznie obciąża twój układ sercowy. Wiatr, zimno, wspinaczka powodują, że w ustach czujesz gorący, suchy oddech, płuca lub serce klują cię boleśnie. Nie chcąc dostać zawału z tego wysiłku zmuszony byłeś zwolnić tempo wspinaczki. Kroczek, po kroczku, w tempie przywodzącym na myśl żółwia. I to takiego żółwia, który najwyraźniej szybko łapie zadyszkę. Będąc w połowie wysokości, wystawiony na porywiste podmuchy wiatru, patrząc pod nogi, by nie skręcić sobie kostki na jednym z licznych kamieni czyhających pod śniegiem lub nie pośliznąć się na lodzie zdajesz sobie sprawę, że w tempie, które dasz radę utrzymać na pewno nie zdążysz dotrzeć na miejsce przed zachodem słońca. Nawet przy pomocy innych. Potrzebujesz odpoczynków co sto, góra dwieście kroków, a każdy kolejny odpoczynek musi być coraz dłuższy.

Derek Grey

Kontuzjowana noga to nie jest najlepszy atrybut pieszych, górskich wędrówek. Z początku, przy pomocy prowizorycznych kul, jakoś sobie radziłeś. Udawało ci się omijać wykroty, pokonywać nierówności i załamania terenu bez zbytniego obciążania chorego kolana. Z czasem jednak, kiedy opuściliście las i wyszliście na gołoborze, cholerny kulas coraz bardziej daje się tobie we znaki. Każdy ostrożny krok stawiany po nachylonym stoku – pomiędzy zmarzlinami śniegu oraz luźnymi kawałkami skał i kamieni – jest wyzwaniem. Szybko okazuje się, że nie da się wspinać, bez równomiernego przenoszenia ciężaru ciała również na zdewastowane kolano. Powoli noga sztywnieje ci z bólu a kolano płonie, jakby ktoś rozciął skórę i wał ci do niego roztopionego ołowiu. Z oczu płyną ci łzy i sam już nie wiesz, czy ich powodem jest lodowaty, zacinający was w twarze wiatr, czy straszliwy, rozrywający nogę na strzępy ból, który towarzyszy ci z każdym kolejnym krokiem.

Reszta

Wspinaczka po stoku nie była łatwa. Niepewne podłoże, chłoszczący was lodowaty wiatr, pochyły teren i męczące podchodzenie pod górę – to zapamiętacie na długo. Każdy z was jednak, mimo odniesionych w wypadku obrażeń i nieprzespanej nocy – jakoś sobie poradził. Kiedy pierwsze osoby stanęły na szczycie wzniesienia słońce nadal stało wysoko na niebie. Zegarki pokazywały kwadrans po trzeciej. Jednakże nim George i Derek do was dotarli minął kolejny kwadrans. Kiedy obaj wspinali się na stok, wy mogliście podziwiać panoramę okolicy i odpoczywać. A było po czym, bo zmęczenie dawało się we znaki nawet najtwardszym z waszej grupki.

Oczom waszym ukazał się zapierający dech w piersiach widok:

Mapy Google


- W porządku – powiedział Tomas wskazując wam jezioro leżące parę mil w dole doliny – Tam, za tamtym jeziorem znajduje się drugie. A nad nim, panie i panowie, leży wasz upragniony rezerwat. Za nami najtrudniejszy odcinek. Ale też najkrótszy. Jeśli chcecie zdążyć przed zmrokiem, to będziemy musieli maszerować ... znacznie szybciej.

Potem spojrzał ponurym wzrokiem na Georga – łapiącego spazmatycznie oddech i Dereka – który siedział na jakimś kamieniu, czerwony i mokry na twarzy z nogą wyciągniętą przed siebie.
Obok nich siedział jeszcze cały czerwony od zadyszki Roban.

- Wydaje mi się jednak, panowie, że wy trzej nie dacie rady utrzymać tempa – powiedział bez cienia przygany w głosie, stwierdzając jedynie fakt. – Reszta musi podjąć decyzję. W dobrej grupie tempo dostosowuje się do najwolniejszego i najsłabszego jej członka. Takie są zasady. Pytam się was, czy trzymamy się tych zasad, czy idziemy szybszym tempem zostawiając słabszych z tyłu. W górach słońce zachodzi szybciej. Za godzinę zacznie się zmierzchać, za góra półtorej zrobi się ciemno. Zostały nam ze cztery, może pięć mil do przejścia. Decydujcie. Byle szybko.

Patrzy na was z wyczekiwaniem oczekując wiążącej decyzji. Nad waszymi głowami, szybując z wiatrem na rozpostartych skrzydłach unosi się wielki ptak – prawdopodobnie orzeł szary. Wy niestety nie macie skrzydeł, a na wasze serca spada ciężar podjęcia odpowiedzialności.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 16-04-2010 o 09:17. Powód: usuniecie P.S.
Armiel jest offline