Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-04-2010, 17:46   #3
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Czy brak możliwości odbierania bodźców słuchowych można nazwać ciszą?
Nie, raczej to ów defekt ją powoduje.
Czy więc jeśli wokół nas biją dzwony, rozbrzmiewa huk armat i karabinów,
pies skowycze przeraźliwie a ludzie biegają wokół, krzycząc w niebo głosy,
a my nic nie słyszymy, możemy uznać, że panuje cisza?
A jeśli, mimo tego, że nic nie słyszymy, nie jest to cisza, to w takim razie, co?
X.


[MEDIA]http://www.mp3-find.com/get-Ocalenie-Coma-aCWClnmSUh6.mp3[/MEDIA]

Nie otworzył oczu. Jak zwykle starał się to opóźnić, podnosząc się do pozycji półsiedzącej i przeciągając się leniwie, obmacując otoczenie w poszukiwaniu czegoś, lub kogoś, nowego, co mogło pojawić się w nocy. Teraz jednak wszystko było inaczej. Dosłownie wszystko, poczynając od, jak się domyślał, jego zmysłu równowagi. Ten spryciarz, na spółkę z mózgiem, płatał mu figle od samego rana. Mężczyzna chciał wyprostować grzbiet, wyginając się fantazyjnie na… czymś, na czym nie zasypiał poprzedniej nocy. Niestety, wrodzony genom pecha chciał, że z jakiegoś powodu nie mógł dokładnie kontrolować ruchów swojego ciała i w bardzo dziwny dla wszelkich widzów sposób, uderzył się pięścią w twarz. Nie mocno, jednak to wystarczyło, żeby go rozbudzić. Otworzył oczy i szybko rozejrzał się w poszukiwaniu zagrożenia, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że ewentualny siniak to jego sprawka.

Jednak dalej coś było nie tak, a nawet więcej niż jedno coś. Jego kończyny nadal zachowywały się nie do końca prawidłowo, a głowa, jakby cięższa i… nie na miejscu, jakby nie była integralną częścią ciała od dnia jego narodzin, a nawet kilka miesięcy dłużej. Niby tu była, był tego pewien. W końcu nawet ją uderzył. Ale zachowywała się jak osobny byt, kręcąc się lekko na boki i nie dając właścicielowi odczuć nic, ani ruchów szyją, która gdzieś musiała być, ani ruchu powietrza, który reszta odsłoniętego ciała odczuwała. Nic, poza bólem. Widział, że był w pokoju, jednak na ujrzenie szczegółów nie pozwalały mu zawroty głowy, zarówno wewnętrzne, spowodowane Bóg wie czym, jak i te zewnętrzne, fanaberie niepokornej czaszki, która stawiała własne „widzi-mi-się” ponad polecenia Piotra, jej prawowitego właściciela.

Usłyszał dźwięk pękającego materiału, który przedarł się przez jakąś niewidzialną barierę tłumiącą jego zmysły. Dochodził on... spod Piotra. Po krótkich oględzinach, w akompaniamencie niezbyt przyjemnego dźwięku, doszedł do wniosku, że leży na pryczy. Owa prycz, jakby tylko czekała na olśnienie w głowie śpiącego na niej mężczyzny, w tym właśnie momencie pękła pod nim, zupełnie tak, jakby chciała powiedzieć „Nie prawda, już nie leżysz na pryczy”.

Śmiesznym jest fakt, że solidny, ale zapewne stary, materiał nie wytrzymało akurat pod jego nikłym ciężarem. Wysoki, szczupły mężczyzna ważył najwyżej 60 kilogramów, mimo to, wszystkim kierował Pech, wspomagany przez swoje rodzeństwo: Przypadek, Los i Fatum, więc Piotr nie zdziwił się, że to przytrafiło się akurat jemu. Wręcz przeciwnie, kajał się za to, że tego nie przewidział. Dosyć szybko wygramolił się i usiadł obok pryczy, rozglądając się. Głowa jakimś cudem uspokoiła się, teraz odczuwał nie tylko ból, czucie we wszystkich członkach również powróciło. Innymi słowy, wszystko wróciło do normy.

Oczywiście, szybko pożałował tego sformułowania, bowiem to co zobaczył odbiegało znacznie od normalności. Przebywał w pomieszczeniu, w którego centrum znajdowały się trzy jajowate kopuły, wszystkie trzy otwarte, którego ściana i kawałem sufitu były… Właściwie, to ich nie było, a to z kolei było jedynym źródłem światła. Znajdowało się tu kilka innych prycz, parę krzeseł, w tym kilka tarasujących jedyne drzwi, metalowe, wyglądające na solidne, szafki oraz najważniejsze, czyli dwóch mężczyzn w pomarańczowych strojach. Co ciekawe, oboje byli mokrzy, jeden leżał w kałuży, a drugi musiał zostać wykurzony wodą z jednego z jaj, które teraz niemal całe wypełnione było wodą. Wszyscy byli równie zszokowani i zdziwieni zaistniałą sytuacją, jednak to ten drugi osobnik postanowił zacząć konwersację.

-Witam panów, nazywam się Maks Kowalski. Widzę trzy komory no i nas jest trzech, zakładam więc, że znaleźliście się w tym miejscu, podobnie jak ja wypełzając z takiego mechanicznego łona. Mam nadzieję, że w waszym przypadku było to przeżycie mniej dramatyczne i przykre niż u mnie. Widzę też, że na chwilę obecną nie zamierzamy się pozabijać, skoro jeszcze nie rzuciliśmy się sobie do gardeł.

-Po prostu nie było czasu- odpowiedział Piotr na ostatnie zdanie przedmówcy, starając się, żeby jego uśmiech nie wyglądał na uśmiech szaleńca. Wiedział, że w takich sytuacjach trzeba zachować choćby pozory poczucia humoru. Wystarczy powiedzieć coś głupiego, niekoniecznie śmiesznego, ale właśnie głupiego, żeby słuchaczy nie dopadła rozpacz po tym, co utracili i nie zapomnieli o tym, co im pozostało.

- Piotr Sowiński- dokończył krótko, podchodząc z wyciągniętą ręką po kolei do obu mężczyzn. Są tu razem, prawdopodobnie również zjawili się tu razem. Coś ich łączy, a żeby dowiedzieć się, co, muszą współpracować.

- Może któryś z was mógłby mnie oświecić? Jak się tu znaleźliśmy lub też co ważniejsze, jak moglibyśmy się stąd wydostać. I co to są o te tutaj?

Obawy Piotra potwierdziły się, cała trójka wiedział tyle samo, czyli nic.

- Ja nie pamiętam niczego niezwykłego, kładłem się spać, jak co dzień, a obudziłem się tutaj. Ale… Obudziłem się już na pryczy, a to znaczy, że musiałem wyjść z tego… czegoś, tyle że tego nie pamiętam… Może nas naćpali czymś na podobieństwo tabletki gwałtu? To znaczy, że niby samoczynnie coś robiliśmy, ale nic z tego nie pamiętamy? Może jesteśmy tu już jakiś czas, tyle że dopiero teraz proszki przestały działać i działamy w pełni świadomie? A jeśli chodzi o wyjście, to są dwa. Albo drzwi, które ktoś, pewnie któryś z nas, zastawił krzesłami, albo dziura w ścianie, tam za Tobą. Tylko nie mów, że się w nią nie zmieścisz- kończąc ponownie przyjaźnie się uśmiechnął.

Podczas, gdy Maks oglądał dokładnie kokpity, Sowiński zdał sobie sprawę, że też ma na sobie ów pomarańczowy komplet. Szybko zaczął przeszukiwać kieszenie w poszukiwaniu rzeczy osobistych.
Sprawdza też, skąd leci woda, która swoim kapaniem może wyprowadzić z równowagi najtwardszych tybetańskich mnichów.

Do "Kawy": [ukryj=Kawairashii] W gruncie rzeczy zależało mu tylko na jednym: zdjęciu rodziny, które nosił zawsze przy sobie. Sprawdza też, czy ma na szyi znaleziony kilka dni temu naszyjnik.
Kapiąca woda w gruncie rzeczy mu nie przeszkadza, jednak chce się czymś zająć, zamiast siedzieć i nosić ukradkowe spojrzenia "towarzyszy".
Nie wie, co ma o nich myśleć. Nie zwraca uwagi na ubrania, które kojarzą się jednoznacznie z więzieniem, ponieważ sam takie ma, a nie przypomina sobie, żeby sobie na to zasłużył. Uznaje więc, że nie może ich oceniać na tej podstawie, bo mogą być w tej samej sytuacji, co on. Również z tego powodu chce mieć z nimi dobre stosunki, wierzy, że razem mogą się dowiedzieć, o co tu chodzi. Nie może jednak okazać zbyt mocno empatii, żeby nie zostać wykorzystanym.
Chociaż wydaje mu się nieco podejrzane, że Maks nie zauważył dziury w ścianie [/ukryj]
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.

Ostatnio edytowane przez Baczy : 24-02-2014 o 11:57.
Baczy jest offline