Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-04-2010, 19:59   #35
Kirholm
 
Kirholm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skał
Kiedy Kate opuściła moje mieszkanie, czym prędzej udałem się do kuchni. Otworzyłem puszkę browara, spiłem piankę i siadłem przed telewizorem. Przeleciałem po programach w poszukiwaniu jakiegoś niezłego filmu. Od dziecka uwielbiałem dobre kino. Sięgnąłem po program telewizyjny, na siódemce leciał "Czas Apokalipsy". Akurat trafiłem na reklamy.
"Wspaniale" - pomyślałem i skoczyłem raz jeszcze do kuchni po coś na ząb. Jak filmy to tylko z czymś do zagryzienia, wziąłem więc zimne, pieczone udko kurczaka, kromkę chleba oraz miskę chipsów i rozwaliłem się na fotelu kładąc nogi na stole. Reklamy się skończyły, przede mną intro do filmu i genialne The End, Doorsów. Aj, szkoda, nie będzie to wersja reżyserska, trudno. Spożywając kolacyjkę starałem wczuc się w klimat, ale Copolla przy piwie to dziwne połączenie.

Mimo to film wciągnął mnie na dobre. Mniej lub więcej w jego połowie, do Fell's Tomb prócz ciężkiej ulewy zawitała burza. Pierwszy błysk, po którym rozległ się grzmot zjeżył mi włosy na karku. Nie przejąłem się tym i kontynuowałem oglądanie. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że nagle w pokoju zrobiło się strasznie zimno. Kolejny huk błyskawicy był idealnie dopasowany do początku długiego spotu reklamowego, który był wepchnięty przed jednym z najlepszych momentów filmu.
Nagle z hukiem otworzyło się okno, zerwałem się z miejsca i czym prędzej je zamknąłem. Skończyło się piwko, dlatego wykorzystując reklamy i telefon od rodziców, iż nie wrócą tej nocy, bo jest burza i zatrzymają się w hotelu, otworzyłem jeszcze jedno. Nie pogardziłem również paczką czekoladowych ciastek. A reklamy wciąż się ciągnęły, ach ta telewizja...

Kolejny błysk i od strony okna padł na mnie podłużny cień.
- Co jest? - warknąłem pod nosem. Dawno tak nie nawalało w Fell's Tomb. Nie że się przestraszyłem, skądże znowu, acz niezbyt pasowało mi ta cała sytuacja. Mocno pociągnąłem z puchy i skoczyłem na fotel. Beknąłem przeciągle obserwując okno. Coś mi nie grało.

Przy oknie ktoś stał... W niewyraźnym świetle latarni z ulicy ujrzałem stojącą przed oknem postać. Miała około 1,75 metra wzrostu , ręce wzdłuż tułowia i długie włosy opadające na ramiona. Zapewne dziewczyna, chociaż nie miałem co do tego stuprocentowej pewności. Po chwili jednak spostrzegłem, iż postać ma na sobie koszulę nocną z krótkim rękawem i bose stopy. Lampy na ulicy zamigotały, a kiedy niebo przeszył kolejny biały zygzak uzyskałem pewność co do postaci. Zanim na ulicy zgasły światła, jeszcze przez moment widziałem jej twarz - owalna, o pociągłych rysach i dużych oczach. Zanim zapadł mrok, a jedynym źródłem światła w pokoju stał się telewizor, spostrzegłem coś jeszcze. Tam gdzie stała dziewczyna była jakaś kałuża.

- O żesz w dupę! - krzyknąłem i czym prędzej pobiegłem do gabinetu ojca. Akurat dziś musieli dopaśc mnie włamywacze, albo jeszcze gorzej, jakaś świrnięta kobieta. Szybko znalazłem się przy biórku, zapaliłem lampkę i otworzyłem szufladę. Od kilku lat ojciec trzymał w niej nabitą spluwę. Czemu? Kiedy dostał posadę w banku zaczął bac się o swoje życie. Tudzież moje i matki. Złapałem za gnata i nie myśląc za wiele zbiegłem na dół. Dopiero teraz spostrzegłem, iż trzęsły mi się ręce.

W pokoju było naprawdę ciemno. Nawet światło, które pochodziło z ekranu telewizora zdawało się być tłumione, pochłaniane przez wszechogarniającą ciemność. Niebo rozświetliła błyskawica, ale przy oknie nikogo nie było. Usłyszał odgłosy kroków, które mogły tworzyć tylko wydawac jedynie mokre stopy. Dźwięk dochodził z kuchni.
Przestraszyłem się nie na żarty. Jak włamywacze mogli tak szybko wejśc do domu? Dobrze, że nie było Kate. A może źle? Na pewno czułbym się przy niej nieco mężniej. Wycelowałem spluwę w tamtym kierunku.
- Wyłaźcie, skurwiele! Mam broń!
Nikt nie odpowiadał, a mokre plaśnięcia ucichły. Wtem zauważyłem coś. Przez korytarz, od drzwi frontowych do kuchni biegły ślady stóp. Woda? Błoto? ...
Po omacku znalazłem światło. Zapaliłem. W kuchni ewidentnie były ślady stóp. Odbezpieczyłem pistolet. Trzymając przed sobą, na wysokości oczu, wyciągnąłem z kieszeni telefon.
- Kate? Przyjedź jak najszybciej możesz! Ktoś po domu łazi u mnie! No, nie żartuję! Nie, nie chcę się z Tobą przespac! Przyjedź proszę!
Rozłączyłem się. Wszedłem do kuchni. Sprawdziłem okna. Były zamknięte. Ale te ślady stóp...
To była ciemnoczerwona, lepka ciecz. Krew... W kuchni nikogo nie było. Wszędzie ten mrok. Wydawało się, że unosi się w powietrzu niczym czarna mgła oblepiająca wszystko w swojej objętości. Kolejna błyskawica rozświetliła na kilka sekund pomieszczenie, tak że mogłem dostrzec kątem oka ruch. Ktoś przemknął po korytarzu i wbiegł po schodach.
Ciarki przeszły mi po plecach. Ledwo utrzymywałem wyciągniętą rękę w poziomie. Podszedłem pod ścianę, przycisnąłem doń swe plecy. Głośno dyszałem. Wolałem stac i czekac na rozwój wydarzeń. W tym mroku... ech, chociaż nie zajdą mnie od tyłu!
Wtem z pokoju na piętrze rozległ się czyjś szloch.
- Co jest? - mimowolnie szepnąłem pod nosem - dzieciaka ze sobą przyprowadzili...? - Czekałem. W napięciu. Celowałem w schody. Gdyby ktoś się pojawił... nie wiem... niegdyś strzelaliśmy z chłopakami, ale tylko do puszek... cóż, gnat dodawał odwagi... ale... nie było co gdybac. Ktoś siedział na górnym piętrze, trzeba było pozostac czujnym.

Nic się nie działo, lecz do burzy szalejącej za oknem i ulewy dołączył silny wiatr, kołyszący drzewami. Okna domu Hedfieldów raz po razie smagały gałęzie wyginanych drzew. Tymczasem na górze wciąż ktoś szlochał. Podłoga zatrzeszczała pod czyimiś krokami. Gdyby to byli rabusie, na pewno nie bawiliby się w kotka i myszkę, tylko czym prędzej zabrali cenne przedmioty. W dodatku robiliby więcej hałasu... Wszystko wskazywało na to, iż w moim domu zagościł tylko jeden człowiek.
"Dzieciaka się boję?" - niepewnym krokiem wskoczyłem na schody, oddychając głęboko wznosiłem się coraz wyżej.
- Wyłazic! Z podniesionymi rękoma!
Błyskawica oświetliła na moment oblepiony mrokiem korytarz na szycie schodów. Przy oknie stała owa dziewczyna w koszuli nocnej zwrócona do mnie plecami. Płakała i cała się trzęsła, za nic biorąc me groźby.
Wszedłem na górę, opuściłem nieco pistolet. Wyciągnąłem rękę:
- Ej dziewczynko...? Co robisz w moim domu?
Nic. Dalej nie reagowała. Zdawać by się mogło iż jest czymś śmiertelnie przerażona...
Zbliżyłem się nieco. Spróbowałem dotknąc jej zimnej dłoni. Kiedy dotknąłem jej dłoni, dziewczyna prawie podskoczyła, po czym przestała się trząść i odwróciła się do mnie twarzą. Przez mrok nie mógł dokładnie ujrzeć jej twarz, ale kiedy niebo przecięła błyskawica, stanął przed szokującym widokiem. Jej twarz... Jej twarz była poznaczona długimi bruzdami, jakby po pazurach jakiegoś zwierza. Zakrwawione powieki miała zaciśnięte, ale mimo to krew spod nich się wydobywająca łączyła się z krwią pozostałych ran i ciężkimi kroplami skapywała na ziemię. Cofnąłem się o krok, lecz dziewczyna stała w miejscu.
- On wie, czego się boisz... - powiedziała łamiącym się głosem kiedy korytarz znów oświetliła błyskawica. Niedługo się przebudzi... a wtedy będzie za późno. - złożyła ramiona na piersiach,dłonie przytykając do ramion i znów zaczęła drżeć.
- Kurwa!!!!!! - z wyciągniętym odskoczyłem na sporą odległośc i odruchowo wystrzeliłem. Po pierwszej kuli, poszła następna i następna. Aż pozostał pusty magazynek i wybite szyby. Ale ani śladu po dziewczynie...
Na ulicy zamigotały lampy i powoli się rozgrzewając powróciły do sprawności. Ciemność, która wydawała się tak materialna jakby się przerzedziła i wycofała. Nagle usłyszałem jak ktoś wali w drzwi frontowe.
- Robert!? Robert! Otwórz! - usłyszałem głos Kate.
Czym prędzej zbiegł na dół i zapalił światło. Na przycisku pozostał ślad krwi. Robert zapalił światło tą ręką, którą dotknął dziewczynę...
- Witaj...
- Co się dzieje, słyszałam strzały!
- Ktoś w moim domu buszował! Chodź na górę.
Złapałem Kate za rękę i czym prędzej pobiegłem na górę. Jednakże oprócz porozbijanych szyb w pokoju nic dziwnego widac nie było.
- Przysięgam, ktoś tu był!
- Ale kto? I gdzie zniknął? - Kate rozglądała się niepewnie?
- Dziewczyna... - wciąż trzęsły mi się ręce, głos drżał nienaturalnie - O twarzy... pociętej jakimiś ranami... zalanej krwią... mówiła o kimś... że nie ucieknę... Boże...
Kate położyła mi rękę na ramieniu - Spokojnie, rozejrzyjmy się może tu jeszcze jest. Tylko ostrożnie z tą bronią.
W głowie natychmiast pojawiła się myśl. Znajdę ją. Na pewno gdzieś tu się kryje. Podbiegłem do szafy, otworzyłem drzwiczki, począłem wyrzucac z niej ubrania, bieliznę. Wysuwałem każdą szufladę, zaglądałem w każdy kącik szafy. Kopniakiem przewróciłem kosz na śmieci, przesunąłem biurko. Zajrzałem pod łóżko, miast otwierając drzwi wyskoczyłem przez okno na balkon przecinając sobie dłoń w kilku miejscach. Po przegubach wiły się już karmazynowe wężyki. Nachyliłem się nad balustradą, klęknąłem nad stertą gratów i wyrzucając je na dół szukałem dziewczyny o cele bladej niczym trup.
- Znajdę ją, na pewno gdzieś się tu chowa. Poczekaj Kate.
Natychmiast, nie oglądając się za siebie zbiegłem na dół. Niczym huragan wpadłem do łazienki, zajrzałem do prysznica, zasłona musnęła mnie po twarzy, krzyknąłem przerażony i próbując się wydostac zerwałem ją z wieszaków. Niosąc za sobą zerwaną zasłonę wybiegłem z łazienki i jak wryty stanęłem przed drzwiami frontowymi. Wzrok wlepiłem w plamkę krwi na przycisku przy domofonie.
- Daj spokój zaraz zdemolujesz cały dom! Pewnie zaraz tu będzie policja, ktoś na pewno usłyszał strzały. Co tam znalazłeś?
- Nic - złapałem Kate za ramiona, potrząsnąłem z dziką siłą i spojrzałem prosto w oczy - Czekaj tu. Jak znowu pojawi się ta dziewczyna to dzwoń po policję. Zaraz będę z powrotem.
Pobiegłem chyżo ku garażowi. Wskoczyłem do auta, przekręciłem kluczyk i wyjechałem. Pędziłem ulicami nie zwracając uwagi na sygnalizację świetlną czy ewentualne patrole policji. Czułem, że dopadnę włamywacza. Wewnętrzna siła pchała mnie do przodu. Odczuwałem głód. Głód informacji. Tajemnicze gadki nieznajomej pobudziły mą wyobraźnię. Zmieniłem bieg i docisnąłem akcelerator. Pędziłem na złamanie karku. Nawet się nie obejrzałem, a wyjechałem za miasto. Po obu stronach ulicy rosły złowrogo pnące się ku niebu drzewa. Włączyłem długie światła. W pewnym momencie przed maską stanęła mi dziewczynka, którą widziałem w domu. Natychmiast skręciłem kierownicę, po ułamku sekundy z trzaskiem rąbnąłem w drzewo. Chyba uderzyłem głową w szybę. Wzrok przesłoniła mi mroczna, migocząca mgiełka. Odpłynąłem...

 
Kirholm jest offline