Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2010, 00:43   #105
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Cała kawalkada ciągnęła się za Tomasem, który z jakiś sobie znanych tylko powodów postanowił pobawić się w przewodnika. Annie była naprawdę zdziwiona jego podejściem. Zgodził się ich przeprowadzić przez góry mimo że droga była dość mecząca, poza tym sam prawdopodobnie będzie zmuszony wracać do siebie po ciemku. Chyba że postanowi przenocować z nimi i wyruszyć do siebie rano, chociaż Carlson zakładała że raczej tak nie zrobi. Poświęcał im naprawdę sporo swojej energii i czasu, tylko dlaczego? Czy jest po prostu dobrym człowiekiem czy ma w tym jakiś ukryty interes? Annie nie potrafiła go ocenić. Nigdy nie była dobra w takich sprawach, jej cała wiedza i intuicja dotycząca ludzkich motywacji i charakterów najczęściej była, hm no cóż, nic nie warta.

Jednego Annie natomiast była pewna. Nie podobała jej się ta cała sprawa z bronią. Ani to że Tomas przechowywał u siebie taki arsenał, ani to że większość ocalonych z wypadku uznała za stosowne zabrać mu tą całą broń. Najlepiej było by ją zostawić tam gdzie leżała. W końcu nie wiadomo z jakich powodów ktoś tu ją postanowił ukryć czy przetrzymać a już rozdawanie jej po grupie zmęczonych, rannych a przede wszystkim bardzo przestraszonych ludzi tak jak postanowił to zrobić Parker była proszeniem się o wielki kłopoty. Przynajmniej tyle dobrego że Cyrus nie dał żadnej sztuki broni Kubie. Ten ostatni był zdecydowanie nazbyt pobudliwy i zacząłby strzelać do wszystkiego co się rusza. Ale i tak nie jest pewnie czy tak właśnie nie zareagują pozostali.
- Świetnie – pomyślała Anniejak coś się zacznie dziać to powybijamy sami siebie,
nikt nie będzie musiał fatygować się żeby nas wykończyć
. No i jeszcze pozostaje sam fakt w jaki sposób ta cala bron została zabrana Tomasowi. Jakbyśmy go okradli. Ale Tomas przyjął to nad wyraz spokojnie i mimo wszystko dalej pomagał. Dlaczego? Po tym jak go potraktowaliśmy. Może po prostu uznał że jesteśmy jakimiś wariatami i trzeba się jak najszybciej nas pozbyć z okolicy nawet jeśliby to wymagało przeprowadzenia całej grupy przez góry.

Annie przypomniało się jak Parker majstrował przy radiu i wszyscy mogli usłyszeć z odbiornika głos martwego Doma. Cześć ludzi naprawdę mocno spanikowała i zaczęła wykrzykiwać przy Worrenie swoje teorie i lęki. To by chyba wystarczyło żeby Worren chciał się ich pozbyć jak najprędzej. A jeszcze ten cały pomysł żeby po pomoc udać się do Indian. Fakt że było tam najbliżej wcale nie wskazywał że to jest najlepsze rozwiązanie. Próbowała przemówić innym do rozsądku: Nie jestem pewna co do tego rezerwatu. Tomas mówił że wie że tam jest ale czy jest pewien że dalej tam ktoś mieszka. Z tego co zrozumiałam to on jechał tu przez miasteczka ale w samym rezerwacie ostatnimi czasy nie był. A co jeśli tam pójdziemy i się okaże że to jakieś opuszczone rudery i nikt tam nie mieszka, albo zostali tam sami starsi bo cała młodzież gdzieś wyjechała. Albo np. oni tam tylko przyjeżdżają w lecie a zima mieszkają gdzieś indziej. Poza tym jak mają nam w czymkolwiek pomóc? Rozumiem, że liczycie że mają samochody i mogą nas zabrać do miasta. Ale chyba nie uważacie że mogą coś zrobić z tym psem czy Łowcą? Ale innych to nie przekonało. Oprócz niej tylko Parker, Wallman i Roban chcieli wybrać dłuższą drogę do najbliższego miasteczka. Niestety cała reszta zdecydowanie opowiedziała się za rezerwatem i powołując się na większość głosów zdecydowali ze to tam pójdą. Ale czy tam rzeczywiście dostana jakąś pomoc? Annie cały czas pamiętała że kiedy w radiu ucichł głos Doma i pozostałych „czarnookich” to słychać było jakieś indiańskie zawodzenie. Ale jak to ujął bodajże Derek: Ale to dobrze czy źle Annie? No właśnie. I jeszcze te historie które przekazał im Tomas. O masakrze która miała tu miejsce trzydzieści lat temu i o starym indiańskim cmentarzu, który znajdował się blisko jego posiadłości. Jak to szło? Cmentarz nad jeziorem gdzie Indianie składali swoich zmarłych wierząc ze lśniąca tafla jeziora jest przejściem dla duchów do krainy zmarłych czy coś w tym stylu. Normalnie Carlson uznała by to za ciekawą opowiastkę miejscowego folkloru ale teraz nie była już tego taka pewna. Jeśli coś jest bramą na tamten świat to może działa w obydwie strony? No cóż takie rozmyślania do niczego jej nie doprowadzą. Nie ma przecież pełnych informacji o całej tej sprawie a takie gdybanie tylko wprowadzi dodatkowy zamęt do głowy. Annie wróciła do tego co się działo tu i teraz.

Najlepiej skupić się na tym co mają do zrobienia w chwili obecnej. Nie ma co rozmyślać zbyt długo nad tym wszystkim póki tak naprawdę nic nie wiemy. Czy może jednak już coś wiemy? Annie miała wrażenie ze coś jej umyka w całej tej sprawie. A jeśli to coś istotnego. Pozostali chyba nie zastanawiali się nad ta cała „mistyką”. Chyba uważali że ktoś powinien rozwiązać tą całą sprawę za nich. A co jeśli tak naprawdę nikt im nie może pomoc? Carlson była przyzwyczajona do samodzielnego rozwiązywania problemów. Powód tego był banalny, po prostu najczęściej zostawała sama z problemem bo wstydziła się poprosić kogoś o pomoc lub radę. Ale to przyzwyczaiło ją do rozpracowywania wszystkiego samodzielnie. Tak długo obracała jakąś kwestię w myślach, przyglądała się jej z różnych perspektyw że w końcu znajdowała coś co pozwalało wpaść jej na trop rozwiązania danego zagadnienia. A teraz nie wiedziała czego się chwycić. Miała za mało informacji. To przerażało ją w takim samym stopniu jak straszliwe psy, niewidzialne istoty i opętani ludzie.

Nagle wszyscy się zatrzymali. Annie zatopiona w myślach nie zauważyła że George, Derek i Roban już od jakiegoś czasu nie nadążają za resztą grupy. Tomas stwierdził że w takim tempie nie zdążą do rezerwatu przed zmrokiem. Kolejny problem. Czy damy radę iść po ciemku? Ale przynajmniej nie będziemy już w samych górach tylko gdzieś niżej przy jeziorze, to w takim razie powinno się udać nam jakoś przebrnąć te ostatnie kroki w ciemnościach. Ale Worren zaproponował inne rozwiązanie. Co to, to nie! Carlson była absolutnie przeciwna temu żeby się rozdzielać. Skoro już idziemy razem do rezerwatu to trzymajmy się razem. Zamierzała wyrazić swoje zdanie w tej kwestii ale jak zwykle chciała usłyszeć najpierw to co inni sądzą na ten temat. Musimy utrzymać tempo najsłabszego w grupie. Nie ma innego wyjścia. Annie miała tylko nadzieje że pozostali ocaleni nie dadzą ponieść się panice próbując jak najszybciej przebyć tę trasę. Wszyscy wyraźnie obawiali się zmierzchu. No tak to zrozumiałe, ale chyba nie zakładali że ogar pojawi się jak tylko słońce schowa się za widnokręgiem. Przecież poprzednim razem zaatakował tuż przed świtem.
 

Ostatnio edytowane przez Ravanesh : 15-04-2010 o 00:51.
Ravanesh jest offline