Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2010, 22:10   #107
Merigold
 
Merigold's Avatar
 
Reputacja: 1 Merigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skał
"Heeeere's Johnny!".... Hotel na odludziu. Głęboko w górach, odcięty od świata. Skrywający mroczną tajemnicę, czegoś co wydarzyło się tu dawno temu... Czegoś bardzo złego...
Brzmi znajomo? Jack Nicholson, Stanley Kubrick, Stephen King ... Lśnienie, klasyka kina grozy... i dokładny opis miejsca do którego trafili... Oby tylko na tych podobieństwach się skończyło...
pomyślała Holy ponuro obserwując ich gospodarza...

Thomas Warren, stróż tej ruiny, okazał się przemiłym staruszkiem, który niesamowicie przejął się ich losem starając się pomóc w miarę swoich skromnych możliwości.
Nakarmił ich, zorganizował kąpiel i wypoczynek... Podgrzana w misce woda wydawała się teraz prawdziwym luksusem, pozwalającym zmyć z siebie brud ostatnich koszmarnych godzin. Brud, krew, strach... Zacisnęła mocno zęby by nie rozpłakać się... Twarz w lustrze wydawała się obca; zmęczona strachem, podrapana, z rozlewającym się nad skronią wielobarwnym siniakiem – pamiątce po uderzeniu w szybę autokaru.

"A może to wszystko czego doświadczyła po wypadku jest tylko efektem tego uderzenia? wytworem skołatanego umysłu? Może niebawem obudzi się w szpitalu unieruchomiona bandażami a jakiś ponury lekarz powiadomi ja ze uczestniczyła w wypadku, było groźnie, ale na szczęście wreszcie obudziła się ze śpiączki... albo nie obudzi się wcale... Czy to właśnie przeżywali jej rodzice? To jest ta tajemnica którą wyparł jej umysł chroniąc przed wiedzą zbyt przerażającą dla małego dziecka? A może los upomniał się wreszcie o nią? Nie, takie myślenie do niczego nie doprowadzi, to nie jest sen, to jest cholerny koszmar który dzieje się naprawdę..."

Próbowała przespać się i wypocząć. Niestety, pomimo odczuwanego zmęczenia nie mogła zmusić się do snu. Leżała więc skulona na skrzynkach, przysłuchując się prowadzonym rozmowom i mimo woli rozmyślając o ostatnich wydarzeniach. Nie mogła pozbyć się tego strasznego odczucia że to jeszcze nie koniec, jeszcze nie uciekli, nie są bezpieczni......
Ten campus, upiorny pensjonat ze Lśnienia przerażał ja, coś tu mocno było nie tak...
"Opuszczony camping na pustkowiu... kto dowie się o naszej śmierci? Jesteśmy odcięci od świata, komórki nie działają, nie ma transportu... nikt nawet nie wie że tu jesteśmy! Do tego ten sympatyczny staruszek ze strzelba, Thomas. (Nicholson również był miłym facetem zanim mu nie odbiło i nie zaczął ganiać po hotelu z siekierą!) Poza tym czego on pilnuje na tym pustkowiu? Przecież tu niczego nie ma! Kilka rozwalających się ruder w środku parku narodowego. Nie żeby była niewdzięczna, ale coś jej tu śmierdziało.... ale może jest przewrazliwiona... może bezpieczniej nie wsadzać nosa w nieswoje sprawy.... "

******************
Po przekazie radiowym jaki odebrał Cyrus wybuchła panika. Jeśli ktoś z nich wierzył że koszmar się zakończył i wraz ze szczątkami cywilizacji ich niedawne przeżycia odejdą w zapomnienie, teraz mógł pożegnać się z nadzieja.
- My też was słyszymy! A pomoc raczej nie nadejdzie! My jednak nadejdziemy niedługo! – Straszył ich głos Doma, wtórowało mu demoniczne wycie, zawodzenia i coś jak indiańskie śpiewy...

Cholera! Cholera! Cholera!
Indiańskie śpiewy... Jezioro... Legenda o bramie do krainy umarłych...Rezerwat... Cholera, to musi mieć jakiś związek,, gdzieś w tym wszystkim musi być jakiś sens... jeśli go znajdziemy, będziemy wiedzieli jak się ratować...
– myślała histerycznie próbując znaleźć jakiś punkt zaczepienia. Nic jej nie przychodziło do głowy co ją jeszcze bardziej frustrowało. Musiała zacząć działać żeby nie zwariować!
Cyrus, Jenny i Tomas wyszli na obchód domostwa. Reszta rozpoczęła nową kłótnię pt. „co robić dalej?”. Przenocować w hotelu i poczekać na pomoc, iść do Indian czy do miasteczka oddalonego od nich o 20 mil? Bezproduktywna kłótnia, na którą już nie miała siły. Po cichu zaczęła myszkować po pomieszczeniu.
Mnóstwo mebli.. pewnie poznoszonych z innych pokoi. Skrzynie z żywnością... ubraniami... trochę dużo jak na jednego człowieka...Ile on tu zamierza siedzieć? Szykuje się tu na jakiś kataklizm czy jak? ...
O cholera! – momentalnie zamknęła wieko skrzyni do której właśnie zajrzała
Heeeere’s Johnny! – mruknęła pod nosem szybko oddalając się od miejsca znaleziska.
No to chyba już znamy sekret naszego Jacka Nicholsona - pomyślała – gdzie nie patrzeć mamy przerąbane, nic tylko usiąść i płakać...


******************

"Mało nam wrażeń, właśnie z horroru przeskoczyliśmy do jakiegoś kryminału... Cudownie, nasz gospodarz jest jakimś gangsterem, ukrywa się w tej głuszy z bronią i kasą czekając na wspólników...” Postanowiła pokazać znalezisko Cyrusowi. „Ostatnie czego nam teraz trzeba to wybuch kolejnej paniki.” – stwierdziła w milczeniu obserwując jak żołnierz szybko przepakowuje znalezioną broń do swojej torby.

Wezwali Tomasa i wysłuchali jego wyjaśnień. Nic nie wiedział o broni. Sam odkrył ją dopiero wczoraj i miał zamiar zapytać o nią szefa, ale niestety nie mógł nawiązać połączenia – swoją drogą bardzo wygodne wytłumaczenie– Co do zapasów, planował siedzieć tu na odludziu nawet do czerwca.
Spory szmat czasu, w pełni usprawiedliwiający ilość prowiantu...

Było coś jeszcze.
Cyrus i Jenny przynieśli ze swojego rekonesansu kolejną „budującą” nowinę;
przy domkach campingowych znaleźli rozrzucone taśmy policyjne... ślad po jakiejś zbrodni...
- To stara sprawa. Bardzo dawna. Było głośno o tym w ubiegłym stuleciu. jakaś straszliwa masakra. Od tego czasu ośrodek był zamknięty. Nie wiem wiele więcej. Zginęło ponoć wielu ludzi - głownie rodziny z dziećmi. – usłyszeli wyjaśnienie Tomasa


"Cudownie. Jak boga kocham, czy to jakaś parodia Lśnienia czy jak? Dobrze że Cyrus schował tą cholerną broń... Uciekając przed facetem z siekiera może mielibyśmy jeszcze jakieś szanse, ale przed kulami raczej gorzej" – pomyślała kwaśno – "No chyba że teraz powinniśmy obawiać się Cyrusa... W sumie nie jest powiedziane komu odbije..."

Zrobiło jej się duszno i niedobrze. Zbyt dużo informacji... Musiała wyjść, odetchnąć świeżym powietrzem... na chwilę, by spokojnie pomyśleć.

*************

„Nie powinniśmy się rozdzielać... Maruderzy i samotnicy giną w pierwszej kolejności... No i może jeszcze cycate blondynki” – dodała w myślach ganiąc się za idiotyczny pomysł samotnego zwiedzenia zrujnowanego hotelu. Demoniczny ogar, Łowca, ożywione trupy, rozmowa z martwym Domem i jeszcze ta masakra sprzed 30lat... Do tego indiańska legenda o bramie... Coraz bardziej była przekonana że miejsce ich wypadku też nie było przypadkowe. Co jeśli właśnie tutaj mieli trafić? Co jeśli wszystko było dokładnie zaplanowane, a oni podążają jak nieświadome bydło prowadzone na rzeź? Miała nadzieję że znajdzie coś co pomoże jej znaleźć odpowiedź albo przynajmniej jakąś wskazówkę... cokolwiek. Czy nie tak było zwykle w horrorach? Bohater odnajdywał na strychu starą księgę zaklęć i wszystko było pięknie...
Idiotka, której wydaje się że jest bohaterką jakiegoś horroru klasy c” - zbeształa się w duchu „ Może i główny bohater ma większe szanse na przeżycie w horrorze, ale kto powiedział ci że ty nim jesteś? Teraz akurat zachowujesz się bardziej jak cycata blondyna. Te zaś dostają w łeb w pierwszej kolejności zazwyczaj przez własną galopującą głupotę... Jeśli więc nie chcesz skończyć z głową nadziana na metalowy pręt albo flakami rozsmarowanymi po ścianie lepiej skończ z tymi głupotami i skup się!”

Rozejrzała się po opuszczonych pomieszczeniach. Popękanie ściany, dziury, gruz. Tak było w każdym pokoju. Surowe ściany na parterze. Piętro powyżej podobnie. Drugi poziom grożący zawaleniem, wolała nawet nie ryzykować zapuszczaniem się tam. Podłoga jęczliwie skrzypiała przy każdym kroku. Idealne miejsce na seans spirytystyczny – przebiegło jej przez myśl. Dominujący wszędzie smród zgnilizny tutaj mieszał się z jeszcze inną ostra wonią – uryny.
O żesz...! - Jej noga zaplątała się w taśmę policyjną. Pośpiesznie wycofała się z pokoju zdzierając ze stopy taśmę. Zimny dreszcz przebiegł po jej ciele stawiając dęba włoski na karku. Miała ochotę biegiem wrócić na dół, do reszty...
głupia blondynko, sama się prosisz o...” – coś ją obserwowało. Irracjonalne, paraliżujące uczucie że ktoś przygląda się każdemu jej krokowi... Szept gdzieś na granicy podświadomości. Może to jej wyobraźnia ale jakoś w to nie wierzyła ...
Wróciła na dół jakby gonił ją sam diabeł

***************

Stanęło na podróży do rezerwatu i tam szukania pomocy. Wyruszyli trochę po południu.
"Najwyższy czas" – myślała starając otrzepać się z wrażenia jakie towarzyszyło jej przez cały czas pobytu w tym upiornym domu. Oby tylko nie wpadli z deszczu pod rynnę... Wolała nie myśleć co może ich jeszcze spotkać po drodze... jeśli dopadnie ich zmrok i to coś co się czai w ciemności...

Zrównała się w marszu z Derekiem i George wdając się z nimi w pogawędkę. Sportowiec zafascynował ją. Chłopak ledwo chodził , a jednak jakimś cudem zdołał wynieść na plecach Arthura, ratując mu tym życie. Taka brawura mogła go sporo kosztować lecz mimo to zaryzykował – zaimponował jej.
Szli przez jakiś czas rozmawiając, słuchając wesołych anegdot George’a i starając się odpędzić myśli od podążającego za nimi koszmaru...

***********

- Reszta musi podjąć decyzję – dobiegł ją głos ich przewodnika. ”co znowu” poczuła ogarniającą ją irytację
- ... w dobrej grupie tempo dostosowuje się do najwolniejszego i najsłabszego jej członka. Takie są zasady. Pytam się was, czy trzymamy się tych zasad, czy idziemy szybszym tempem zostawiając słabszych z tyłu. W górach słońce zachodzi szybciej. Za godzinę zacznie się zmierzchać, za góra półtorej zrobi się ciemno. Zostały nam ze cztery, może pięć mil do przejścia. Decydujcie. Byle szybko.

-A tam wolniej- śmiech George’a przeszedł w uciążliwy kaszel - po prostu podziwiamy widoki, nie często mamy okazję oglądać takie krajobrazy. Na waszym miejscu bym się nie martwił. Pan Panie Tomas niech nam wytłumaczy jak i gdzie dojść i ruszajmy. Jeśli zostaniemy gdzieś z tyłu to nie ma się o co martwić dojdziemy was szybciej niż wam się wydaje-spojrzał z uśmiechem na ludzi.

-No nie, mnie tak szybko pan się nie pozbędzie, panie George - żartowała - nie zanim nie opowie pan jak się skończyła ta przygoda z krowami... – jej uśmiech był trochę zbyt wymuszony by nabrać kogokolwiek – Co do propozycji pana Tomasa ja już wcześniej wypowiedziałam swoje zdanie. Nie powinniśmy się rozdzielać... a tym bardziej zostawiać kogoś w tyle. Sama propozycja tego jest nieludzka!
 
Merigold jest offline