Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-04-2010, 17:02   #5
Kawairashii
 
Kawairashii's Avatar
 
Reputacja: 1 Kawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znany
Exclamation

The First Nightmare is Waking up


Maksymilian Kowalski
Jeden z mężczyzn powstał bez większego wysiłku i zaczął szperać po pokoju. Natomiast drugi, -wręcz przeciwnie- przywitał się grzecznie, sięgając ku jego osobie. Gdy ich dłonie się zetknęły, Maksa wzdrygnął dreszcz. Nagle napadło go silne przeczucie, iż był połączony z tym właśnie człowiekiem. Pokręconym zrządzeniem losu, czuł się mu bratem. Niewiedząc natomiast, czy uczucie to zostało odwzajemnione, postanowił zachować je dla siebie. Sprawa to jednak nie dawała mu spokoju; może fizyczny kontakt wprawił go w ten stan, nie –pomyślał- uczucia tego doznał dopiero po czasie. Jakby pamięć mozolnie stawiała od nowa swe regały i przypadkiem wpadła na niespodziewany dział, którego miejsca ówcześnie nie spamiętała. Maks wyszeptał imię towarzysza, ważąc je uważnie „Piotr.. Piotr Sowiński” jakby odruchowo, nie zapanowawszy nad swym głosem. W myślach rozbrzmiał mu dialog;
-„Palisz? Pozwolisz?
-„Oczywiście…
Ale skąd znalazł się w jego głowie? Nie mógł się skupić, pamięć płatała mu figle. Myśli niespełnione krążyły mu po głowie, szukając swego łba i ogona. Napuszczony wąż zaczął dręczyć Maksa, owijając się dookoła niego i dusząc w nieprzyjemnym tonie. Zagadka byłą zbyt ciężka. Pozostawił ją na tą chwilę.

Wstrząsnął ramionami i odwrócił swą uwagę, skupiając się na krągłych monolitach. Były czarne, ale czerń ta pochodziła z wnętrza. Tak jakby to nie kolor jaj był czarny, a czerń sama w sobie, przybrała ich kształt. Nie mógł ich wykonać, jaki amator, były zbyt idealne. Widać, że to dzieło jakiejś produkcji seryjnej. Przy każdym dotyku, niewidzialna iskra strzelała go w opuszki palców. A wraz z tym; dziwne wizje ukazywały się jego oczom. Ledwo dostrzegalne niebieskie poświaty krążyły wzdłuż obudowy. Umykając jego dłoniom, gdy tylko ten starał się je pochwycić. Krążąc niby pod transparentną czernią, kreśliły znaki, ścieżki, sploty. Niczym żyły w ludzkim ciele. Jednak, gdy ten odsuwał swą dłoń, przedstawienie nikło, rozbłyskując coraz słabiej, po czym ostatecznie zamierając w czerni obiektów

(+/-/-) Iskra

Machinarium podejrzanej maści zrodziło to zło wcielone, był tego pewien, ale w jakim celu, w jakiej wierze? Maks zawahał się. Nie czuł się pewnie muskając blachę, pewnie i po raz pierwszy w jego karierze; Czuł strach. Starając się wytrwać w swym zdrowym rozsądku, nie uległ dziwnym iluzjom. Dłonie jego pomknęły dalej wzdłuż czerni. Sięgając daleko pod maskę. Fotele wykonane ze skóry. Wszystko wyglądało identycznie jak w jego kokpicie. Zero wskaźników, czy jakiegokolwiek panelu, były tam tylko te połyskujące srebrzyste kajdany. To były trumny, zaprojektowane adekwatnie dla nich - pejoratywnie rzecz ujmując, więźniów. Maks spojrzał kantem oka na pomarańcz swego stroju, zaciskając zęby z niesmakiem. O ile nie mieli być w nich gdzieś dostarczeni, o tyle śmierć była im pisana po za transportem. Jakim cudem, więc żyją? Kajdany były wyłamane. Czy podobnie było w jego kokpicie? Było za mało czasu by spamiętać, podczas tej okrutnej pobudki.
Przysiadł, zakłopotany ilościom pytań. Jednak w tej właśnie chwili, gdy opuścił dłoń wewnątrz kokpitu, natrafił na kopertę.
Była to biała koperta zaadresowana do niejakiego „Henrego Bavoushe” znając już imię jednego z towarzyszy, Maks domyślił się iż była przeznaczona dla drugiego z nich. Mimo to, ciekawość skusiła go by jako pierwszy spoczął swój wzrok na zawartości.
„Uroboros – koniec jest początkiem”
Zawartość koperty nie mówiła mu nic.


Piotr Sowiński
Maksymilian, imię to coś mu przypominało. Nie zastanawiał się nad tym długo. Czasem, jeśli myśl nie chce sama wrócić na miejsce, nie powinno się zaprzątać nimi umysłu. Niektóre rzeczy muszą dojrzeć. Mimo to na ową chwilę był pewien, że gdzieś już słyszał ten głos.

Rozejrzał się, zwracając uwagę na strugi wody lejące się niewiadomo skąd. Podszedł do krawędzi, wychylając się lekko na zewnątrz. Jeśli obiekty te, wnioskując po naocznym teście balistycznym, znalazły się w tym pomieszczeniu poprzez wyrwę w ścianie, musieli być zrzuceni w to miejsce z dużej wysokości. Wodospad uniemożliwiał zwiad na zewnątrz. Z przyczyn oczywistych, nie każdy chciałby moczyć swoje jedyne ubranie. Chłód wody docierał do jego skóry już na metr od ściany wody. Co jednak zastanowiło Piotra to fakt iż nie tak dawno zrobiona wyrwa w ścianie była lekko obrośnięta mchem i wszelaką roślinnością.
Potarł ramiona, odczuwając gęsią skórkę.
Po czym gorączkowo zaczął przeszukiwać własne kieszenie. Sprawdził jedną, i drugą, także te na pośladkach. Wyciągnął dłonie przed siebie, nie było w nich nic, prócz pomarańczowych kłaczków. Ta pustka zasmuciła Piotra. Spodziewał się znaleźć coś bardzo bliskiego, jego sercu. Starał se przypomnieć twarze bliskich, były rozmazane. Zmarszczył brwi, przygryzając lekko zaciśnięte wargi.

Gdy nieznajomy mu jeszcze mężczyzna zaczął odsuwać krzesła, odblokowując zatarasowane drzwi. Piotr rzucił na nie okiem, spostrzegając mech pokrywający zewnętrzną stronę framugi, drzwi. Liany i korzenie wystające ze ścian. Z pewnością nie mógł być tym tak zaskoczony, jak sam bezimienny jednak prze moment nie wiedział co powiedzieć.

Henry Bavoushe
A więc czym były te obiekty? Czarna maska, czarny kokpit, czarne siedzenie i srebrzyste wyłamane kajdany. Sam nie miał by siły ich wyłamać. Czy to któryś z towarzyszy wyciągnął go na zewnątrz?
Dalej; mimo iż obiekty te najwyraźniej wpadły przez ścianę, nie pozostawiły po sobie kompletnie żadnego śladu na podłodze. Żadnego wgniecenia. Płytki PCF’ki co najwyżej naruszone w różnych miejscach w całym pomieszczeniu, nie wydawały się bardziej zniszczone dokładnie pod obiektami.
Prócz tego, mimo iż wzrok Henrego nie był już najlepszy, wyraźnie dostrzegł, iż wyrwa w ścianie była porośnięta. Opadające krople wody, obficie nawilżały zielone połacie mchu na kawałkach cegieł. Informacji było zbyt wiele by nagle złożyć wszystko w całość. Ale jeśli umysł go nie mylił, coś tutaj zdecydowanie nie grało.

Jako iż nie mógł dopatrzyć się żadnego znaku firmowego na ciemnych obiektach. Postanowił przeszukać pomieszczenie. Gdziekolwiek się teraz znajdował, odzież mu powierzona mogła zdecydowanie źle nastawić do niego napotkaną ludności. A jeśli to nastąpi, warto mieć coś pod ręką, na wszelki wypadek. Pierwsza, druga, trzecia szafka pusta. Henry przystał przy jednej z nich. W ostatniej znajdował się brudny, niebieskawy kombinezon, najprawdopodobniej mechanika, oraz otwarta metalowa skrzynka z narzędziami. Henry podniósł jedyne pozostałe narzędzie. Ciężki klucz francuski idealnie leżał mu w dłoni, a i skrzynką można się bronić gdy trzeba, ale Herny raczej nie posuwał się do skrajności. Torba nieopodal, była pusta, jeśli nie liczyć jakiegoś starego opakowania gum do żucia.

Skupił się na wydostaniu z pomieszczenia. O ile drzwi nie były zabite gwoździami, krzesła nie powinny stanowić poważniejszego problemu. Spokojnie odsunął je na bok, stawiając równo przy ścianie. Pociągnął za klamkę. Po chwili drzwi stały otworem, a tuż za nimi, pośród gruzów zapadniętego piętra, rozrastała się dżungla.

Alice Gordon
Silne wstrząsy rzucają ciałem Alice. Ląduje na czymś miękkim. Nie jest to jednak puch, czy objęcia kochanka. Otwarte oczy natychmiast zaczynają ją piec. Lewitujące ciało krąży przez chwile w jednym miejscu, dzięki kontrolowanemu chaosowi jej górnych kończyn. Pręt. Jedną ręką wyczuwa jakiś pręt, chwyta go, przyciągając do siebie. Pręt jest solidnie zagnieżdżony w jakiejś konstrukcji. Przyciąga, zatem swoje ciało. Chłód przeszywa ją na wskroś.

Wdech! Wdech! Nareszcie się budzi. Alicja nabiera w płuca wodę. Jako iż od pewnego czasu przyswaja sobie ideę przerzucenia na skrzela, nie reaguje szokiem na pozycje, w której się znalazła. Spokojnie kontempluje fakt topienia się i rozmyślając nad nabraniem w płuca czegoś innego niż ścieki. Miotając się wreszcie wypływa na powierzchnie. Jakimże zdziwieniem jest dla niej iż podtapiała się w kałuży o zaledwie półmetrowej głębokości, a w miejscu w którym leżała, wręcz dwadzieścia centymetrów(?). Ocierając twarz, starając się opanować dech i rozpędzone serce.

Alicja najwyraźniej obudziła się topiąc w jakimś źródełku, pośród buszu. Ale moment –rzuciła w myślach- skąd tutaj umeblowanie biurowe, czemu wszystko w tej dżungli tak bardzo przypomina zaniedbany biurowiec. Obejrzała się, dokładniej obserwując grotę, w której się znalazła. Wodospad naprzeciw niej, oblewający dziwny kamień, wydawał się być umiejscowiony dokładnie w miejscu ramy okien. Ciemny kamień na jej drodze nie przypominał niczego, co dotychczas widziała w biurach. Nie przypominał ani maszyny do kawy, ani niczego innego spotykanego gdziekolwiek indziej. Była to krągła bryła, w kształcie jaja. Cała czarna, silnie porośnięta mchem od strony wodospadu.

Gdy wreszcie postanowiła wstać poczuła rwanie w kolanie. Szarpnęła ponownie. Wszystkie jej nerwy wyły na alarm. Alicja zwinęła się w kłębek, nurkując pod wodą. Coś trzymało jej nogę, skręcając przy każdym ruchu.

Na szczycie nieopodal leżącego gruzowiska, albo zapadniętej podłogi/sufitu, pomieszczenia powyżej rozległ się głos. Spodziewając się niespodziewanego, Alicja zacisnęła mięśnie i zanurkowała.

***
Wybieraj rozważnie;

Maksymilian Kowalski

[Mydlenie oczu: Szukasz pozostałych kopert jednak nie powiadamiasz o nich nikogo. Uważnie przy tym doszukując się innych przebłysków, a wszelkie badania wykonując już po kryjomu, zachowując wszelkie pozyskane informacje dla siebie]

[Zaufanie: Wspominasz o światłach i kopercie na forum. Zwracając uwagę obu mężczyzn. Kierując się również do cichego mężczyzny, prawdopodobnie „Henrego”]

[Otwartość: Starasz się odłożyć fakt istnienia kopert, czy doświadczenia dziwnych wizji na rzecz dręczącego wspomnienia. Dopytując się o przeszłość Piotra.]

Piotr Sowiński

[Dociekliwość: Dopytujesz się o przeszłość Maksa. Starając się odświeżyć swoją pamięć.]

[Sceptycyzm: Wolnym krokiem podchodzisz bliżej wodospadu, bądź drzwi starając się zrozumieć swoje położenie. Dziwi cię pochodzenie mchu. Nie dopuszczasz do myśli faktu iż budynek w którym się znajdujesz, mógłby znajdować się w buszu.]

[Nostalgia: Na głos wspominasz o swojej rodzinie. Zastanawiając się co właśnie teraz robią i w jaki sposób mógłbyś im wytłumaczyć swoje obecne położenie.]

Henry Bavoushe

[Beztroska: Bez większych oporów chwytasz się lian i korzeni zwieszonych tuż przy drzwiach, i schodząc po gruzowisku starasz się wykonać skromny rekonesans.]

[Asekuracja: Machasz kluczem francuskim w powietrzu, sprawdzając swoje mięśnie. Zamach. Jednocześnie starając się uświadomić pozostałych o niezręcznym położeniu grupy. Następnie zmieniając mokre ciuchy na brudny, a jednak suchy kombinezon.]

[Motywacja: Przełamujesz się i starasz się obudzić towarzyszy. Wypominając im iż siedząc tutaj do niczego nie dojdą. Starając się poprowadzić grupę, bierzesz prowadzenie, szybko rzucając kilkoma wojskowymi radami]

Alice Gordon

[Strach: Czasem warto być cykorem. Nurkujesz pod wodę i niezważając na pieczenie oczu, obserwujesz zdarzenia.]

[Determinacja: Mimo iż nie masz na to sił, starasz się rozpaczliwie wyrwać nogę z potrzasku. Po czym o ile to możliwie jak najszybciej wskoczyć za jakąś osłonę. Bądź jeśli ci się to nie udaje, wrzeszczeć i grozić zbliżającym się do ciebie istotom. Starając się je zniechęcić/wystraszyć.]

[Nadzieja: Krzyczysz po pomoc.]
 
Kawairashii jest offline