Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-04-2010, 21:47   #8
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Płomienie grające na czarnej twarzy Billa Butchera i płonący budynek kościoła przywołały złe wspomnienia.
Pamiętny 18 kwietnia 1906 roku, kiedy to trwające niespełna minutę silne trzęsienie ziemi oraz szalejące przez 3 dni pożary zniszczyły doszczętnie San Francisco i spowodowały śmierć 700 (być może nawet 3000) ludzi. Skutki zniszczeń usunięto bardzo szybko i w ciągu 9 lat miasto odbudowano w nowym układzie urbanistycznym, lecz tamte pamiętne trzy długie doby na zawsze odcisnęły piętno na duszy trzynastoletniego wówczas Billa.




Szalejący żywioł! Żar ognia! Zasnuwający wszystko dym, który nie pozwalał oddychać i wypełniał płuca niemocą! Pamiętał wrzeszczących ludzi! Pamiętał panikę! Ale przede wszystkim pamiętał strach i niemoc. Swój własny strach, kiedy podawał wiadro z wodą ustawiony w długim sznurze ludzi. Pamiętał omdlewające z wysiłku ręce i to, jak szybko ogień przenosił się na kolejne zabudowania.






Teraz, ten jeden trawiony przez pożar kościół mógł stać się dla New Caanan żagwią zniszczenia. Iskrą destrukcji. Najważniejszym zadaniem dla wszystkich było zorganizowanie jak największej ilości ludzi z wiadrami. Kościoła nie dało się uratować – to było oczywiste. lecz strzelające w niebo iskry mogły wzniecić kolejne pożary.
Bill z zadowoleniem przyjął pojawienie się lekarza, który zajął się ofiarą płomieni oraz miejscowego szeryfa. Nie lubił wychodzić przed szereg, szczególnie kiedy wokół byli sami biali, lecz w tej sytuacji nie było czasu do stracenia.
- Szeryfie – zwrócił się bezpośrednio do policjanta. – Ogień może roznieść się po kolejnych domach. Pomagałem w gaszeniu Wielkiego Pożaru Frisco w 1906. Jeśli czegoś nie zrobimy wystarczy jedna iskra i będzie pan tutaj miał drugie Frisco! Trzeba szybko skrzyknąć mieszkańców. Jak najwięcej ludzi! Potrzebne będą wiadra i woda! Trzeba polewać najbliższe budynki!
- Chętnie pomogę, lecz to pan stanowi tutaj władzę i to pan jako jedyny może zmobilizować mieszkańców do działania – powiedział Bill już bardziej spokojnymi ugodowym tonem.
Nie miał zamiaru zrażać do siebie żadnego mieszkańca miasteczka, a już na pewno nie szeryfa.
Zdjął zbędny w takiej sytuacji kapelusz oraz marynarkę i poszukał miejsca, gdzie mógłby ją zostawić, by nie ucierpiały za bardzo podczas akcji ratowniczej. W końcu ujrzał drewniany koniowiąz w pobliżu jednego z domostw obok kościoła. Podwinął rękawy odsłaniając muskularne, silne ramiona. Widać było, że taką siłę nabywa się jedynie przez lata długiej i ciężkiej pracy.
- Jestem gotów do pracy – powiedział spokojnie spoglądając na ludzi wokół siebie, a w szczególności na szeryfa. – Gdzie znajdę wodę i wiadra?
To ostatnie pytanie skierował do funkcjonariusza.
Planował, jak tylko otrzyma potrzebny sprzęt, rozpocząć akcje polewania wodą sąsiednich budynków. Dopiero potem powinno zacząć się gasić kościół, czy raczej to, co do tego czasu z niego zostanie. Szykowało się pracowite kilka najbliższych godzin.
Gotów do działania czekał na reakcję szeryfa i innych ludzi.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 18-04-2010 o 22:05.
Armiel jest offline