Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-04-2010, 00:14   #8
majk
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
Położył znalezione przed chwilą brudne ciuchy i klucz francuski na jednym z krzeseł, spojrzał po towarzyszach niedoli- byli zajęci sobą, a właściwie badaniem swoich niedoszłych celi w których byli wszyscy uwięzieni- "...zresztą czego się tu krępować", z ulgą zaczął zdejmować mokre ciuchy. Znalezione łachy były może i brudne, ale przede wszystkim były suche, inna sprawa, że nie będzie w nich wyglądał jak chodząca pomarańcza czy wabik na policję. Ściągał. Nie zastanawiał się czy pozostali widzą jego bladą, pomarszczoną skórę, niegdyś opinającą ciasno wielkie mięśnie brązem opalenizny. Nie zamierzał się tłumaczyć z szram i blizn odniesionych w boju ani ze znamienia na lewej łopatce. Był odwrócony plecami do nich więc nie widzieli siwych kępek włosów na torsie ani rysującej się poniżej oponki brzucha. Sam starał się nie myśleć o tym jak wygląda jego ciało.., jego prawie zużyte, zniszczone, stare ciało.

Zapiął już kombinezon przesuwając suwak pod brodę, podniósł z ziemi torbę i chciał włożyć do niej pseudo-broń jednak narzędzie wypadło mu z ręki robiąc straszny hałas w o dziwo doskonale akustycznym pomieszczeniu. Krzywiąc twarz złapał się za prawy nadgarstek, może był już podstarzały ale takie bóle nie zdarzały mu się wcześniej. Przynajmniej tak mu się wydawało. Wtem podszedł do niego Maks wręczając jakąś kopertę, która jak się okazała była adresowana do niego. Ledwie uśmiechnął się półgębkiem na uwagę o niezawodności poczty, nie dlatego, że nie była trafna czy zabawna, gdyby nie była nie uśmiechnąłby się wcale, po prostu taką miał mimikę. "Uroboros - koniec jest początkiem"- brzmiało znajomo, kojarzył, że to jakieś mitologiczne bzdety jednak żadnych konkretów, pamięć bardzo dokuczliwie zawodziła go. Jeśli to miał być żart to bynajmniej nie na miejscu w jego położeniu. "Kto zostawia listy więźniom?!"... i co ważniejsze: "...właściwie dlaczego byłem więziony?!"

Wewnętrzny monolog przerwał brodacz, bodajże Piotr.
- Henry, tak? Posłuchaj, wiesz, co to za list? Nie chcę naruszać Twojej prywatności, ale ktoś Nas tu zesłał, a jedyna informacja to ta adresowana do Ciebie... Słuchaj, uważam, że wszyscy mamy prawo wiedzieć, co tam jest napisane. W końcu siedzimy w tym razem, czy tego chcesz, czy nie.
Henry słuchał uważnie patrząc mu prosto w oczy jak kadetowi pytającemu o miejsce zbiórki pierwszego dnia służby. Musiał przyznać, że trochę irytowała go bezpośredniość jaką operowali "Pan Dowcipny" i Brodacz. Głównie przez to, że do czegoś innego przyzwyczaiła go pozycja szanowanego, a może nawet trochę niesławnego pułkownika i lata rugania kotów w Akademii. Innym powodem, poniekąd podświadomym, był fakt, że jak się zdawało ani jeden ani drugi z nich zdawał się po paru minutach nie pamiętać już, że Henry choćby chciał nie mógł im odpowiedzieć z powodu dziwnych zaburzeń mowy, i jak się okazało przed chwilą nie tylko mowy. Wytłumaczył to sobie jednak tym, że tak jak on cierpiał na problemy z artykułowaniem i zdolnościami motorycznymi tak i oni mogli się zmagać z trudnościami... mentalnymi czy pamięcią, stresem, szokiem lub po prostu strachem. Nie odpowiedział, podał Piotrowi kopertę czekając na ewentualne komentarze. Wyglądał mu na myśliciela więc może rzuci nieco światła na "koniec i początek".

Tymczasem sam wziął się za czyny myślenie zostawiając innym, krzesła stojące przed drzwiami po kolei lądowały pod ścianą. Klak. Drzwi otwarły się z lekkim trudem, ale to co było za nimi było niepomiernie trudniejsze. "Dżungla?"- gdyby wyrażenie "przetrzeć oczy ze zdumienia" nie było tak irracjonalne to na pewno by to zrobił. Coś poruszyło się w wodzie gdzieś poniżej, "...kurwa, no może jeszcze krokodyle się wprowadziły do budynku?"- dodał w myślach z właściwą sobie ironią.
- To może ja pójdę przodem, na wszelki wypadek- odezwał się Brodacz, który chyba nie był tak cyniczny w domysłach albo po prostu nie widział ruchu w bajorku i ruszył przez gruzowisko w dół. Henry nie protestował. Raz, że nie mógł, dwa- "na wszelki wypadek".
 
majk jest offline