Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-04-2010, 18:12   #6
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
- Ile to już lat minęło? Sam już nie pamiętam.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=LbT5W4O0tZY&feature=fvst[/MEDIA]

Baldrick z ponurą miną rozejrzał się wokół, jakby sprawdzając czy ktoś czasem go nie usłyszał. Cmentarz ział wyjątkową pustką, widocznie niedzielne poranki nie były odpowiednią porą do wspominania zmarłych. Terrence westchnął ciężko i po raz kolejny spojrzał na nagrobek:

Lynnette Baldrick
ur. 12.II.1952, zm. 24.V.1999
Kochająca matka i żona
Requiescat in pace

- Ile to już lat minęło? - powtórzył posępnie - To już nasza 31. Rocznica, dała byś wiarę?

Baldrick był człowiekiem dość zaniedbanym, z golarki ani grzebienia nie korzystał zbyt często, ubrany był w białą, pomiętą koszulę i ciemne jeansy. Na pierwszy rzut oka nie wyglądał na autorytet godny naśladowania, lecz miał w sobie swego rodzaju trudną do wytłumaczenia siłę, która wyróżniała go na tle innych ludzi.

- Aż dziw, że udało mi się tu dojechać, pamiętasz ten japoński złom, który wybrałaś w 95'? Zastanawiam się, kiedy w końcu się rozleci, mówiłem żeby wziąć inny model, ale Ty jak zwykle się uparłaś... A na dodatek ten twój kochany synek! Zero szacunku do ojca, w kogo on się wdał? - zrobił krótką pauzę jakby zbierając myśli - Wiem, to moja wina, nigdy nie chciałem żeby... czemu ja do licha rozmawiam z nagrobkiem?

Po chwili ciszy zorientował się, iż wciąż ściska w dłoni bukiet kwiatów, który moment później ułożył przy nagrobku. Po kilku minutach usłyszał za sobą czyjeś kroki, obrócił głowę i ujrzał młodego, elegancko ubranego mężczyznę, który powoli się do niego zbliżał.

- Część tato - rzekł w końcu lekko się uśmiechając.

Terrence Jr. z wyglądu nie był zbyt podobny do ojca, już na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że dużo bardziej dba o siebie. Jasne włosy, średni wzrost, a także delikatny, przyjazny uśmiech, który niemal zawsze mu towarzyszył, wszystko to odziedziczył po matce. Można by się nawet pokusić o stwierdzenie, iż jedyną cechą, która łączyła go z ojcem były identyczne błękitne oczy.

- Ależ proszę Junior, jest cała twoja - rzekł nieco złośliwie po czym powoli zaczął odchodzić - Tylko jej nie zamęcz.

- Może zostaniesz jeszcze chwilę? Porozmawiamy, powspominamy...

- Chętnie, ale akurat zostawiłem włączone żelazko, sam rozumiesz.


- W porządku - powiedział Junior nieco zrezygnowanym tonem po czym znów się uśmiechnął - Do zobaczenia.

***

Kilka minut później Baldrick stał już przy swojej wysłużonej Mazdzie MX-3, samochód wcale nie wyglądał tak źle, jak zwykle przedstawiał go jego właściciel, wprost przeciwnie. Terrence wsiadł do środka, głośno trzasnął drzwiami po czym otworzył schowek i upewnił się, że jego Glock wciąż bezpiecznie tam spoczywa.


Baldrick przekręcił kluczyk i silnik zawarczał donośnie, chwilę później auto ruszyło z piskiem opon. Droga do mieszkania policjanta w Queens wyjątkowo się dłużyła, jak na złość wciąż wpadał tylko na zakorkowane ulice i czerwone światła. W gruncie rzeczy nigdzie mu się jednak nie śpieszyło, więc postanowił wykorzystać ten czas żeby się nieco zrelaksować i posłuchać jakiejś muzyki w radio.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=2H5uWRjFsGc&feature=fvst[/MEDIA]

Najwyraźniej piosenka dobywająca się z głośników przypadła mu do gustu, gdyż zaczął stukać palcami o kierownicę w jej rytm, a nawet dość głośno sobie podśpiewywał. Zapewne właśnie dlatego zdekoncentrował się na chwilę i kiedy jadący przed nim minivan nagle zahamował, nie zdążył dostatecznie szybko zareagować i uderzył w jego tył.

- Cholera - zaklął, gdy zdał sobie sprawę co się właśnie stało, z minivana błyskawicznie wyskoczył mały grubas, z którego miny można było wywnioskować, że bynajmniej nie ma pokojowych zamiarów.

Baldrick nie śpiesząc się wysiadł z auta i przyjrzał się stłuczeniom, w gruncie rzeczy minivan nie wiele ucierpiał, zyskał tylko kilka nowych rys, gorzej miała się natomiast Mazda, której światła nadawały się już tylko do wymiany. Nie minęło nawet kilka minut a już zebrało się kilku gapiów, którzy ciekawi byli jak sprawa potoczy się dalej.

- Ok, jestem z policji - odezwał się w końcu Terrence wyciągając w górę swoją oznakę - 20 dolarów dla każdego kto powie, że to nie była moja wina.

- Ślepy jesteś czy co?! - wrzasnął nagle mały człowieczek, który zdążył już mocno poczerwienieć ze złości - Wjechałeś mi w tył, każdy to potwierdzi!

- Mała zmiana, 50 dolarów. Decydujcie się szybko, więcej już nie dam.

- Spójrz co narobiłeś! Zarysowałeś mi cały tył!

- Och, tylko nie płacz - Baldrick zrobił smutną, a zarazem głupawą minę - Mam nadzieję, że nie pobiegniesz do mojej mamusi.

- Zaraz wezwę policję i inaczej sobie pogadamy.

- Helooo? Ja jestem z policji Einstein'ie.


Kłótnia zapewne trwała by jeszcze dłużej, gdyby nie to, iż nagle rozległ dźwięk telefonu, Baldrick spojrzał na wyświetlacz po czym natychmiast odebrał. Dzwonił Mac Nammara, chciał żeby Terrence jak najszybciej się u niego zjawił.

- Zobaczysz! Mogę cię oskarżyć! - kontynuował grubas.

- Oskarż KFC za to jaki jesteś tłusty - odparł Baldrick i wsiadł do samochodu - Nazywam się Raymond Kelly, K-E-L-L-Y, czekam na pozew.

Nie czekając na reakcję swego adwersarza, wyminął feralnego minivana, co prawda mężczyzna próbował stanąć mu jeszcze na drodze, lecz ostatecznie zaniechał tego zamiaru widząc, że Baldrick wcale nie zwalnia.

Terrence przycisnął mocniej pedał gazu, nie przejął się zanadto całym zajściem, teraz zależało mu już tylko na spotkaniu z kapitanem. Nawet jeśli tamten mężczyzna rzeczywiście będzie chciał złożyć pozew, to będzie miał jedynie nazwisko komisarza NYPD...

***

Mac Nammara wyglądał na bardzo przejętego całą sprawą i rzeczywiście zależało mu na tym by jak najszybciej znaleźli winnego. Baldrick nie był zbyt zainteresowany tym dziwnym, rytualnym morderstwem, lecz wiedział, że nie uda mu się już od niego wywinąć. Przez niemal całą odprawę bawił się kolorowymi karteczkami, które znajdowały się na biurku kapitana. Co chwila w jego dłoniach pojawiał się jakiś papierowy tulipan, który lada moment lądował w koszu.


Kiedy Mac Nammara zakończył swoją przemowę, rozpoczął się przydział obowiązków.

- Sądzę, że powinniśmy się podzielić na dwa zespoły. Pierwszy pojedzie na miejsce zbrodni. Zbada ślady i przesłucha świadków. Drugi zajmie się przesłuchaniem rodziny i znajomych. Myślę, że ja mogę zająć się przesłuchaniami, jeśli kapitan nie ma nic przeciwko. Na koniec dnia moglibyśmy się spotkać w biurze i przedstawić zebrane informacje - rozpoczął Walter.

- Ja mogę pojechać na miejsce zbrodni. Potem chcę sprawdzić kartę tarota - zdecydował Vilain.

- Chciałabym pojechać na miejsce zbrodni z Marlonem. Niech nasz analityk sprawdzi w bazie danych czy nie było podobnych zbrodni na terenie stanów - dodała jeszcze Pani Kingston.

- Dzięki Bogu mamy cię w swoich szeregach Walter, nie wiem co byśmy zrobili bez twoich genialnych pomysłów - rzekł na koniec Terrence wymawiając imię policjanta z niemieckim akcentem, następnie spojrzał na kapitana - Sprawdzę to miejsce.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline