Sprawa przedstawiała się co najmniej niejednolicie. Co więcej, cholernie przekręcało się wspak, na odwrót, nie po kolei, do tyłu. I dupa. Myślisz, że możesz, a tu dupa. Wypiąć się jedynie na to wszystko. Bo co ty niby możesz?
Arnthaniel tępo patrzył w drzwi, które znajdowały się przed nim. Dupy tam co prawda nie zobaczył, ale drzwi wydawały się być jakieś inne...
- Ten tego, te są jakieś ciekawsze- Skrzydlaty wskazał palcem na drzwi przed swoim nosem. Były to drzwi znajdujące się po lewej stronie, tuz przy niewielkiej szafce, której półki były przepełnione zwojami z magicznymi inskrypcjami. Teraz niektóre z nich ochlapane były krwią magów. Nieciekawie to wyglądało. To tak jakby ktoś rozlał dużo keczupu i obsmarował woluminy zwojów niczym pizzę.
- Mie się skromnie wydaje, że ktoś nienadaremno je odznaczył. Znaczy się te drzwi. Byłbym ostrożny otwierając je. Nie wyczuwam aury, ani żadnej energii, ale mój nos mówi mi, że lepiej z nimi uważać. Dlatego pójdę tymi po prawej, jeśli już mamy się rozdzielać. Kto idzie ze mną?. Skrzydlaty oderwał nos od drzwi i spojrzał na towarzyszy.