Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-04-2010, 14:22   #2
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Wystarczyło zaledwie parę dni pobytu w Nuln, a z pękatej sakiewki, do której dorzucił jeszcze trochę złota za pazury skalnego niedźwiedzia, zrobiła się sakiewka wychudzona i zmizerniała, ale cóż gorzałka i dziewki wszeteczne kosztują. Zwłaszcza elfki „Pod Różową Kotką”. Gert nigdy nie miał elfki, ale miał pieniądze, po godzinie zaś miał już elfkę, ale nie miał pieniędzy. Życie mężczyzny bywa czasem bardzo proste.
Jako że fundusze się skończyły, a miejscowi magowie nie wykazywali chęci współpracy rad nierad musiał sam poszukać roboty. Większość ofert niestety dotyczyła stanowiska obnośnego handlarza. Jak sprzedałeś towar za koronę dostawałeś szylinga. Gert nigdy nie pracował w mieście i był gotów kraść, palić i zabijać, by tylko tak pozostało i wtedy się trafiła robota na świeżym powietrzu. Trzeba było odszukać kilku ludzi, którzy się zgubili. Ha. Nie dość że można było zarobić, to jeszcze spełnić dobry uczynek, w dodatku dawali kilka koron zaliczki. Ujęty hojnością pracodawcy nie spytał po kiego grzyba wysyłają na poszukiwanie krasnoludzkiego mechanika i sigmaryckiego klechę ? W sumie nie jego sprawa. Gościu płaci, to może zatrudnić nawet cyrkowców.
Jedyną sensowną osobą z grupy wydała mu się Elsa. Niczego sobie kobitka i do tego przepatrywaczka.
Ponoć Ci których szukali mieli ze sobą cosik cennego, to komplikowało sprawę, bo mogło oznaczać, że albo nawiali, albo ktoś ich ukatrupił cosik cennego zabierając.
Fripp jednak nie należał do ludzi, którzy by zamartwiali się na zapas. Podróż do Wursterburga minęła w miarę spokojnie. Podczas niej przekonał się, że klecha lubi wypić tak, jak i on, a krasnolud zapalić tak jak i on. Ciekawy był, czy i Elsa lubi macanki tak jak i on, ale póki co postanowił z tym poczekać. Kobitki różnie reagowały na obłapianki, a uzbrojone kobitki mogły nawet być niebezpieczne. Lepiej zatem było poczekać i przekonać się, czy Elsy obyczaje są ciężkie, czy lekkie. Gert oczywiście wolał to drugie.
Podróżowali tak sobie od kilku dni podziwiając krajobraz. Nawet odciski na stopach tak bardzo mu nie dokuczały. Na tyłku i owszem, bo kulbaka uciskała od jazdy wierzchem, ale stopy jakoś nie. Do fortu zostało im ładnych parę mil i może by zdążyli przed nocą, gdyby puścili koniki galopem. Problem jednak stanowił krasnolud, a raczej jego kuc, a raczej krótkie nóżki kuca. Nie wydoliłyby.
- Trzeba nam zanocować w polu, a na tym wzgórzu lepiej jak na równinie. Po drodze żeśmy strumyczek mijali, to i po wodę daleko nie trzeba będzie zaiwaniać, a i chabetkom się popas przyda. – stwierdził zawracając i rozkulbaczając swojego wierzchowca.
- Jeno ogniska z czego nie będzie zrobić, bo sama trawa w koło, a to więcej dymu jak ognia daje i miast ogrzać, to uwędzić się nam przyjdzie. – Gert mówił z wyraźnym talabeklandzkim akcentem, który w swej śpiewności przypominał nieco kislevicki.
Wyciągnął z juków wiązkę drewienek.
- Tyle jeno na podpałkę mam. Starczy co by czego ciepłego się napić, a jutro z rańca ruszym i we forcie o onego Tomusia się rozpytamy. Da Tal to może i coś wiedzieć będą, a jak nie to po okolicy popytamy i zawrócim do chlebodawcy zameldować, że nigdzie psubrata nie było.
Gert zdawał się nie przejmować zbytnio robotą.
- Wielebny masz cosik mocniejszego, bo mi w gardle od gadania zaschło. – spytał Sigmarytę potrząsając wydobytym pętem kiełbasy, na znak iż ma zagrychę i na krzywy ryj pić nie zamierza.
 
Tom Atos jest offline