Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2010, 16:34   #5
Minty
 
Minty's Avatar
 
Reputacja: 1 Minty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumny
Nikłe światło, któremu udało się przeniknąć poprzez gąszcz rozłożystych liści, poskręcanych gałęzi i samych majestatycznych drzew Wielkiego Lasu, nadawało tutejszemu krajobrazowi jakiegoś bajkowego wyrazu. Wszystko było tak tajemnicze, jakby niedopowiedziane przez bajarza wersy, świat zatapiał się tu we własnej enigmatycznej ciszy, podczas gdy z koron władców tego lasu sypały się tysiące roztańczonych igiełek rzucających bajeczne cienie na wąską ścieżkę, która biegła przez knieję.
Tutaj, w wielkim lesie, świat przedstawiał się zupełnie inaczej. Wszystko było proste, czyste. Rzeczywistość nie opierała się jedynie na zdradzieckiej chęci posiadania. Istoty były szanowały siebie nawzajem, nawet w walce, a życiem rządziły ustalone eony temu, boskie prawa.
Ale czy był to świat pozbawiony wad? Z punktu widzenia człowieka zdecydowanie nie. Nawet ktoś taki jak Zręczny potrzebował od czasu do czasu zanurzyć się w wannie gorącej wody, łyknąć dobrego piwa, albo spotkać się z kobietą.
Ludzie byli zbyt ułomni, aby żyć pięknem lasu. Stać ich było tylko na jego dostrzeżenie.

Syk zwalnianej cięciwy zawsze budził w Aarianie podekscytowanie. Mężczyzna lubił nawet odliczać sekundy, po których do jego uszu dobiegnie kolejny dźwięk, poprzedzający ostatnie tchnienie.
Ten kawałek drewna dawał ogromną moc. Dzierżąc go w swych silnych rękach., Zręczny w jednej chwili stawał się panem życia i śmierci. Było w tym jakieś ukryte piękno.
Nie samo zabijanie radowało łowcę. Śmierć była dla niego efektem ubocznym walki. Dreszcz emocji, kiedy podchodzi się zwierzynę, delikatne, lecz pewne stawianie kroków, zupełnie jak w tańcu, z tym odchyleniem, że tutaj nikt nie mógł podziwiać wirtuozerii Aariana. To przynajmniej nie wróżyłoby Łowcy niczego przyjemnego.

Runo było wilgotne i sprężyste, idealnie tłumiło dźwięk kroków Zręcznego. Rosa osiadła na trawach i opadłych liściach grała cudownie barwami w porannym świetle. Każda chwila tutaj mogła jednak kosztować doczesność, nie było czasu na podziwianie piękna natury.
W powietrzu unosił się świeży zapach lasu. Orzeźwiająca, czysta woń natury. Wystarczyło raz odetchnąć, aby już nigdy nie zapomnieć tego miejsca. Ale Zręczny nie mógł ryzykować głośnego oddechu.
Póki co wiatr wiał łowcy w oczy, przynosząc mu zapach zwierzyny, ale jak długo ta sytuacja miała jeszcze trwać? Trzeba było się spieszyć. Łuk też nie powinien być zbyt długo naprężony.
Młode, poranne światło wskazywało mu drogę pomiędzy drzewami. Mimo wszystko prawie nadepnął na jakąś zeschłą gałązkę. Nigdy nie można powiedzieć, że zna się las jak własną kieszeń. Takie stwierdzenia pasują jedynie do głupców i kłamców.
Pędziwiatka na ramieniu łowcy zamarła w bezruchu. Na miarę swoich możliwości próbowała nawet wstrzymać oddech, jednak nic z tego nie wyszło. W końcu to tylko kuna.
Wiatr zmieniał kierunek, łowca się spóźnił.
Strzelać przez knieję? Nie ma innego wyboru.
Dźwięk uwalnianej z uścisku palców strzały był ostatecznym sygnałem do odpowiedzi na wyzwanie. Łowca błyskawicznie przygotował się do kolejnego strzału, lecz zwierzyna wcale nie nadbiegała. Zręczny powoli dochodził do wniosku, że prawdopodobnie wcelował śmiertelnie nawet nie widząc swego celu.
Odczekawszy kilka minut, nasłuchując, czy rogacz aby nie oddalał się w przeciwnym kierunku, łowca powoli przedarł się przez liście.
Na pobliskiej polanie, wśród wysokich traw, spoczywał ogromny, czarny jeleń z ostrym, groźnym porożem. Z jego boku wystawały kolorowe, bażancie lotki strzały Aariana.
- Tę część skóry możemy spisać raczej na straty, Pędziwiatko, ale za resztę dostaniemy całkiem ładny gorsz – powiedział mężczyzna, patrząc kunie w oczy.

***

Powrót na szlak to zawsze pewne zaskoczenie. Zręczny nigdy nie mógł swobodnie „przestawiać się” na towarzyski tryb życia.
Kłamstwa, chamstwo, intrygi i hipokryzja, to zawsze pozostawało na powierzchni ludzkiej rzeczywistości, śmierdząc i odstraszając dobre istoty od świata ludzi. Zaś zagłębienie się w ten świat, aby ujrzeć i poczuć jego ciepło, często kosztowało zbyt wiele.
Wiatr bezlitośnie chłostał twarz łowcy, rozwiewając włosy i wdrażając powietrze z powrotem do płuc. Zapowiadało się na burzę.
Wysoko zawieszone słońce jasno oświecało szeroką, polną drogę. Już z daleka widać było nadjeżdżający z naprzeciw powóz.
Pozbijany z nierównych desek, toczył się na wielkich kołach, wypchany sianem wóz. Pośród falujących po obu stronach drogi łanów zboża wyglądał co najmniej jak statek walczący ze sztormem na rozszalałym oceanie. Jego maszt poszedł w rozsypki, lecz załoga nadal zmagała się z żywiołem, za wszelką cenę nie chcąc schylić głowy przed obcą im siłą.
Z powozu powitała Zręcznego spalona słońcem twarz starego kupca. Był to mężczyzna, jak na swój wiek, niebywale czerstwo wyglądający, z wesołą twarzą i solidnej postury. Przy pasie nosił, raczej na pokaz, nieduży kord.



- Powitać, panie podróżniku. Dokąd zmierzacie? - zagadnął staruszek.
- Przed siebie, gdzie nogi poniosą. A wy ten owies gdzie wieziecie? Za mną sama bieda. - odparł łowca.
- A za mną... Szkoda gadać – zatrwożył się rozmówca.
- Czyli masz pan może jakieś ciekawie nowiny?
- Czy ja mam? Panie, toż to istny raj dla takich jak wy się szykuje – rzekł wskazując głową na łuk założony na ramię Aariana. - W Jarsbergu poszukiwania na łowców demonów są. Ponoc grosz wpada niezły każdemu, kto się odważy wojować z piekielnym plugastwem.
- Interesujące... A daleko ten Jarsberg? Nie jestem tutejszy.
- Daleko, ale idąc na północ zaraz się można do jakiejśc większej grupki rycerzy dołączyć. Całe wsie za nimi ruszają. Swoją drogą, to kij ich tam wie dlaczego... Bo co baby i starcy mają do roboty podczas obławy na demony? No, baby to mają, ale tylko kurwy... - stwierdził kupiec.
Wiatr szarpnął jeszcze mocniej, po czym z nieba zaczęły powolutku, najpierw niepewnie, niczym nieśmiałe niewiasty w berku na polu, aby później, pozostawiając za sobą wszelkie tamy i granice, z pełną świadomością dać się ponieść szaleństwu. Zanim to jednak nastąpiło, Aarian zdążył pożegnać się z kupcem i każdy ruszył w swoją stronę. Od tego momentu Zręczny kierował swoje kroki ku Jarsbergowi.

***

Jarsberg przyjął Aariana z otwartymi ramionami. Stragany, karczmy, domy publiczne i wszystko inne, co oferowało przybyszom miasto, stało teraz otworem. W końcu w kieszeni łowcy znajdowała się pełna sakiewka, a przy boku spoczywało ostre jak brzytwa żelazo. Czego więcej żądać od losu?
Chwilowo oczarowany miejskim stylem życia Zręczny zanurzył się weń z całym impetem, ostatecznie jedyną granicę ustalając sobie tych kilka monet przed dnem sakiewki.

Słodkie usta delikatnej jak kwiat Illien, pięknej prostytutki, jej posągowe, niczym wykute z marmuru ciało, zgrabne dłonie wędrujące po umięśnionych plecach Aariana i krótki oddech kochanki, który mężczyzna czuł na piersi. W końcu jej leciutkie, niczym piórko, mokre od potu ciało, miękko i ufnie opadające na jego pierś, gdy sama słodka Illien powoli zanurzała się w odmętach niezbadanej krainy snów.
Ani kobieta za pieniądze zdzierająca przed Zręcznym zasłonę swojej ostatniej, cielesnej intymności, ani sam akt miłosny nie były tutaj fenomenem.
Zadziwiał fakt, że odkąd Aarian i Illien zwarli się już w miłosnym uścisku, łowca nawet przez chwilę nie pomyślał o swojej opłaconej kochance jak o prostytutce. Znów pokazał się z naiwnej strony i zasypiając wierzył, że rano będzie spoczywać obok niego piękna, kochająca kobieta. Wierzył też, że w przy nodze łóżka zastanie swój ekwipunek i sakiewkę.
Pomylił się jedynie dwa razy...



Tamtego ranka Jarsberg malował się w oczach Aariana jako siedlisko chamstwa, wyzysku i zła. Złodzieje, lichwiarze, bandyci wszyscy inni, którzy kryli swe twarze pod długimi kapturami, albo oczekiwali na coś w ciemnym końcu ulicy, patrzyli teraz na Zręcznego jak łowcy ze śnieżnych krain patrzą na dogorywającego renifera, łatwy ofiarę. W końcu mężczyzna nie posiadał już ani miecza, ani łuku, a poły płaszcza wcale nie odkrywały braku jego funduszy. Co gorszego mógł jeszcze zgotować mu los?
 

Ostatnio edytowane przez Minty : 01-05-2010 o 17:06.
Minty jest offline