Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2010, 20:18   #6
Cluster
 
Reputacja: 1 Cluster nie jest za bardzo znany
Świat. Ogromna ilość miejsc, pełna zapachów, przeróżnych rzeczy, kolorów, smaków, emocji i wszystko to nowe, niby podobne do tych z rodzinnej wioski, ale na swój sposób nowe. Gdzie się nie poruszyć, nieznane narzędzia, sposób ich wykorzystywania, potrawy, zachowania, nieznane istoty. Wszystko to naraz wołało Jimmeya od dnia opuszczenia, udających się w bezpieczne strony pobratymców i przez ostatnie dwa miesiące nie przestawało, czasami prawie zapominał, po co tu przybył, zajęty chęcią zaspokojenia swej ciekawości. Latał jak wariat tam i z powrotem napawając się doświadczeniami, nowymi doświadczeniami, doświadczeniami wielkiego, na nowo poznawanego Świata.

Z ostatniego miasta wyruszył kilka dni temu, ponieważ zaczynało być tam nudno, nie pozostało wiele miejsc, niespenetrowanych przez maleńkiego wietrzniaka. Wiadomości o naprędce szykowanej obronie pierwszego miasta na drodze potworności, jakie mogą wydostać się dzięki złamaniu pieczęci były aż nadto kusząc, by skierować się do Jarsberga.

Podróż. Tłumy ciągnące bezustannie w obu kierunkach po ciągle zwężających się drogach. Przepaść między ludźmi próbującymi jak najszybciej uciec – biednymi chłopami, próbującymi ratować swój niewielki dobytek oraz zbrojnymi – rozgadanymi, napełnionymi adrenaliną, skrywających strach przed położeniem głowy pod topór wroga, kierujących się do ostatniego przyczółka cywilizowanych ziem. Jimmey starał się zatrzymywać przy każdym napotkanym po drodze i troszkę go rozweselić. Cały ten smutek i powaga zaczynały działać mu na nerwy. Nie chciał dołączyć do armii za żadne skarby, słuchać znowu czyjegoś widzimisię. W końcu najlepsze przygody znajduje się samemu, lub mając kilku towarzyszy…

Jimmey jechał dalej ścieżyną wiodącą do miasta. Przedwczoraj zauważył na trakcie kolejnego z ludzi, zmierzających w stronę frontu. Mężczyzna jechał konno, miał narzucony na siebie czarny płaszcz. Gdy zbliżył się, dokładniej ujrzał szczupłą i wysoką sylwetkę mężczyzny o ostrych rysach, z twarzą ozdobioną zadbanym zarostem. W kilku miejscach brązowe włosy wypływały spod płaszcza. Jego twarz przyjmowała dość poważny, sprawiała wrażenie iż jej właściciel jest bardzo zamyślony. Wietrzniak zeskoczył z Toudiego, wzbił się w powietrze i (już kierując się na wysokość twarzy nieznajomego) wesoło rzucił:
-Witaj podróżniku. Dokąd zmierzasz? Jestem Jan, Jiiiimmeeeeey Jaaaan. Jak Tobie na imię? -Rzucał pytaniami, jedno z drugim, nie czekając na odpowiedź.
Mężczyzna ze zdziwieniem popatrzył na fruwającego obok niego osobnika. - Witaj. Tam gdzie większość z nas. Zwij mnie jak chcesz. Mnie to nie obchodzi. - Ton mężczyzny wyraźnie wskazywał, że nie zamierzał dokładniej zapoznawać się z Janem.
-W takim razie będzie pan Panem. -Było czuć w jego głosie wymawiane duże "P". Hej, niech Pan nie będzie taki pochmurny. Coś się stało? Może mogę Ci jakoś pomóc? Jeszcze przecież nie spotkaliśmy żadnej z kreatur. –W tym miejscu zaczął rysować w powietrzu przeróżne kształty.
-Nie jestem pochmurny. Nic się nie stało. Pomóc mi nie możesz. Kreatury byłyby mile widziane
-Odważny Pan jest. Jeśli można wiedzieć zaciągnął się Pan do jakiejś armii, czy chce walczyć sam? We wszystkiem można pomoć, jeśli ktoś taką ofiaruje, a inny przyjmuje.

-Pan ma w głębokim poważaniu armię. Pan przyjechał po głowę jednej z kreatur i gdy taką zdobędzie wróci do domu.
-Tylko tyle? A obrona przed tymi co wyszli dzięki złananiu pieczęci?
-Cały czas żwawo gestykulując podleciał koło głowy konia i prawie go pogłaskał. -Fajny zwierzaczek, jak się wabi?
- Od obrony są rycerze. Pan rycerzem nie jest.
- Ciemnoniebieskie oczy mężczyzny dokładnie śledziły każdy ruch Jimmeya. - Iskra. - odpowiedział na pytanie. - I uważaj byś ręki nie stracił. Jest bardzo żywiołowa.
-Jan szybko zwrócił uwagę na ruch zębów Iskry i oddalił się na bezpieczną odległość, cały czas lecąc przed Panem.
-Szkoda. Ja chciałem pomóc, ale siedzenie w poprzednim forcie przez kilka dni, strasznie mnie znudziło. Szukam teraz osób, które podrużują w tę stronę i też nie chcą dołączyć do armii. Ciągle zastanawiam się co teraz robić. Myślałem, że może Pan zechce ze mną podróżować, ale chyba lepiej zaczekam aż Pan się trochę rozpogodzi.
-Jak na komendę, Jimmey zaczął fruwać wokoło, robić akrobacje, przyśpiewując znaną sobie piosenkę o lecie.
-Trochę lepiej? - Zapytał.
- Pan się nie rozpogodzi. Pan normalnie się tak zachowuje.
-Szkoda. Może jaśli się później spotkamy, to będzie Pan weselszy.
- Widać było że Jimmey się zawiódł, uśmiech mu troszkę przygasł.
-Życzę więc panu miłej podróży. - Wzleciał troszkę wyżej i krzyknął z całych sił - Toooouuuuudiiii! Gdzie się podziewasz mój kolorowy przyjacielu? - Jaszczurka wyskoczyła z pobliskich zarośli, a wietrzniak wskakując na nią wyciągnął z plecaka lekko podsuszoną muchę, podał ją gadowi i chwytając za szyję ponaglił go do ruchu. "Żal mi tego smutasa, musiałbym go lepiej znać, żeby go rozweselić. Ale co poradzę, jazda ku przygodzie".
-"Łiiiiiii" -Mag patrzył za odjeżdżającym osobnikiem.

Gdy tylko Jimmey ujrzał bramę miasta, uradowany zrobił parę powietrznych akrobacji, połączonych z –„Łiiii. Jupiiii”- i ruszył w stronę najbliższej karczmy, by zaspokoić głod po ciężkiej męczącej podróży i znowu poczuć dotyk miękkiego łóżka. Podczas pałaszowania strawy zastanawiał się nad „Świetnie, dotarłem już tak daleko, tylko co teraz?”.
 
Cluster jest offline