Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-05-2010, 09:27   #9
Redone
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
Seanan ruszyła przed siebie nie żegnając się z bliskimi, bo po prostu nie było takich osób. Przełożona klasztoru zawsze była dla niej miła ale nie łączyły ich zażyte stosunki. Kapłanka zostawiła jej jedynie kilka monet na swoim łóżku, pewnie bardzo się przydadzą w tych trudnych czasach. A jej przyda się teraz bardziej oręż, którym i tak nie umiała się posługiwać. Miała nadzieję, że gdy już dotrze do Jarsberga znajdzie tam jakiś silnych mężów, którzy gotowi będą wesprzeć ją swym ramieniem w walce. Kij i sztylet zdecydowanie mogą nie wystarczyć. Jednak modlitwa może okazać się lepszą bronią niż niejedno ostrze.

Przez ponad dzień podróżowała sama. Myślała, że uda jej się dotrzeć do jakiejś wsi przed zmrokiem, ale księżyc pojawił się już na niebie, a w oddali nie było widać żadnych optymistycznych światełek. Postanowiła zatrzymać się na polanie, właściwie gdzieś pośrodku lasu. Znalazła suche gałęzie i rozpaliła ognisko. Wtedy zauważyła, że ktoś przejeżdża obok. Była to kobieta, niższa od niej samej, o długich ciemnych włosach. Widać ona też chciała dotrzeć do jakiejś wioski, ale chyba czas z tego zrezygnować.
- Może zechcesz mi towarzyszyć? Ognisko jest dosyć duże by ogrzać nas obie.

Kobieta spojrzała badawczo na postać przy ognisku. Bez słowa zeskoczyła z konia i prowadząc go za wodze podeszła do kobiety. - Chętnie - powiedziała po chwili - chyba nie mam już dzisiaj siły na dalszą podróż. Pierwszą rzeczą rzucającą się w oczy była uroda kobiety, później w świetle ognia na jej palcu zabłyszczał charakterystyczny sygnet jasno mówiący z kim ma do czynienia. - Tanael - przedstawiła się. - Nie boisz się podróżować samotnie - zapytała po chwili i zaczęła rozsiodływać karą klacz.

- Seanan, miło mi. I oczywiście, że trochę się boję, szczególnie gdybym miała sama spędzić noc w tym lesie. Na szczęście nie będę musiała.

Z rana ruszyły dalej, w lepszych nastrojach po przyjemnej, ciepłej nocy. Postanowiły podróżować przynajmniej kawałek razem i to chyba obie wsparło na duchu. Podróż sama w sobie nie była miła, wszędzie widać było oznaki nędzy, strachu, rozpaczy. Brudne twarze biedaków nie raz pokrywały się łzami. Serce każdej osoby z kasty kapłańskiej na taki widok było po prostu rozdzierane. Jadąc, szeptała modlitwy do Najwyższego, z prośbą o ukojenie bólu tych biednych ludzi.

Gdy powoli przejeżdżały przez jakąś większą wioskę widziała, jak w oddali jakiś brutal kopnął dziecko, by odczepiło się od konia. Najchętniej popędziłaby w tamto miejsce i tego nikczemnika sama kopnęła, a dzieckiem się zaopiekowała. Zobaczyła wtem, że jakiś zacny rycerz pochylił się nad nieszczęściem tej dzieweczki i podał jej pomocną dłoń. Patrzyła z aprobatą na tę parkę przejeżdżając obok.

Potem, gdy nadarzyła się okazja by zaczerpnąć wody, Tanael pospieszyła w stronę studni. Seanan zapewniła ją, że wkrótce do niej dołączy, ale korzystając z chwili samotności odmówi wpierw modlitwę. Udała się wgłąb lasu, klęknęła na runo leśne i zagłębiła się w rozmowie ze swoim Bogiem. Opowiedziała mu co widziała tego dnia, co ją zasmuciło, a co pocieszyło. I poprosiła by wspierał ją i Tanael, oraz tego zacnego rycerza, w ich podróży. Napomknęła też o szubrawcy, który litości nie ma nad dzieckiem, prosząc by gniew Boży został skierowany w jego stronę i stronę jemu podobnych, a nie biednych ludzi, którzy ledwo mają co jeść.
- Będzie Panie, jak nakażesz. Miej nas w swej opiece, o Litościwy.

Napoiły konie i wróciły na trakt. O wiele przyjemniej było w lesie, z dala od płaczu i brudu, od umęczonych rąk i twarzy. Tak bardzo chciała pomóc im wszystkim. Zdaje się, że jedynym sposobem na to jest pozbycie się owego zła do którego chyba tylko głupcy jak ona dążą, a od którego przezorni uciekają. Co zastaną gdy już tam dotrą? Pewnie będzie jeszcze gorzej niż tu.

I rzeczywiście natłok spoconych ludzi i wszelkie inne nieprzyjemne zapachy wręcz odrzucały od tego miejsca. Trzeba było tu zostać, tego chciałby Bóg. Seanan jeszcze raz obejrzała się za siebie przekraczając bramę miasta, teraz wchodziła do zupełnie innego świata. Cieszyła się, że sakiewka jest bezpiecznie ukryta. Pomimo bycia kapłanką czasem zdarzają się łajdacy gotowi okraść tę, na której spoczywa łaska Boga. "Wybacz im tę głupotę, o miłościwy."

Kobieta skierowała się przed siebie, jadąc aż zobaczy jakąś porządnie wyglądającą karczmę. Dla osoby jej pokroju zawsze gdzieś znajdzie się wolne miejsce.
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Redone jest offline