Troy ponownie musiała usiąść na trawie tym razem z powodu potwornego zawrotu głowy, który wraz z mroczkami szalejącymi w polu widzenia sprawiło, że inna opcja nie wchodziła w grę. Krzyki w końcu odkneblowanego grubasa podobnie jak kwestie innych zanotowała, chodź nie skupiała się na nich. Na razie skupiła się na równomiernym oddychaniu i popijaniu wody z plastikowej manierki drobnymi łyczkami, chodź miała ochotę wypić całą zawartość na raz.
W końcu uniosła głowę tylko po to by wyraźnie dostrzec pulsujący, ohydnie zielonkawej barwy ropień na łydce Scorpiona.
Bandito jakby dopiero teraz dostrzegł, że problem tajemniczej choroby nie jest tylko tym, co atakuje resztę, dotknął też jego.
Reakcja jego była dość typową dla 'przetwardzieli'.
Rzucenie się na kogoś z wrzaskiem to sam szczyt przetwardzielstwa... - Co się ze mną dzieje?! Gadaj! Co to kurwa jest?!
Zaczął krzyczeć Roscoe prosto w twarz. Troy przełkneła ślinę i podnosząc się z ziemi rzekła. -To samo co całej reszcie. To paskudne choróbsko na jakie szukamy lekarstwa, chyba, że zdążyłeś już zapomnieć.
__________________ Whenever I'm alone with you
You make me feel like I'm home again
Dear diary I'm here to stay |