Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-05-2010, 00:09   #66
Yarot
 
Yarot's Avatar
 
Reputacja: 1 Yarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnie
Sobotni wieczór w zimny i deszczowy czas to najlepsza pora na schowanie się pod dachem w jakiejś knajpce lub barze. KFC trudno nazwać knajpką, ale przynajmniej mają tam sucho i ciepło. W lokalu naprzeciwko „Smyka” zwykle kręci się dużo ludzi, ale tym razem pogoda skutecznie odstraszyła tych, którzy nie muszą tu przychodzić. Tym samym przybytek fastfoodowego żarcia zapełnił się czekającymi na autobus z pobliskiego przystanku i tymi, którzy robili sobie rozgrzewkę przed całą nocą.
Ewa, Konrad i Władek nie należeli do żadnej z tych grup. Tworzyli zaś swoją własną, spojoną tajemnicą i przeżyciami, które były poza zasięgiem któregokolwiek z rozgadanych nastolatków. Szybkie rozejrzenie się wokół pozwoliło stwierdzić, że nie ma nikogo z czerwonym laptopem. Ludzie z siatkami, głośno rozmawiające grupki młodzieży i kilku urzędasów w garniturach i pod krawatem. Pozostało piętro, gdzie można z góry podziwiać to, co dzieje się w okolicy.
Na górze ludzi było znacznie mniej. Może dlatego, że dalej było do saturatorów z colą albo z lenistwa, że trzeba wejść po schodach na górę. To oczywiście ułatwiło sprawę bo nieznajomego z czerwonym laptopem dało się rozpoznać od razu.
Siedział przy narożnym stoliku otoczony wianuszkiem kubków po coli, pudełek po sałatkach i kilkoma pustymi kartonikami po frytkach. Wyglądał na zmęczonego. Nie zwracał uwagi na nikogo, tylko przymknął oczy i masował nasadę nosa. Potem spojrzał na stojącą trójkę ludzi i od razu było widać, że to na nich czekał. Nikt inny nie mógłby się pojawić w takiej chwili i tak bardzo nie pasować do otoczenia. Starszy pan, dziewczynka i młody mężczyzna. Mężczyzna uśmiechnął się i wskazał na krzesełka wokół swojego stolika. Można było się przy tym lepiej przyjrzeć temu, kto podpisywał się jako Krzysztof. Czarny, rozpinany sweter, jeansy, zegarek na ręku. Sprawiał wrażenie dobrze ubranego, choć nie była to elegancja w stylu spotkania w ambasadzie czy posiedzenia zarządu firmy. Coś, co jest zwyczajne, ale zarazem stylowe i jakby właściwe. Patrząc na niego, można było odnieść wrażenie, że wszystko wokół mężczyzny ma swój cel i nie jest tu przypadkowe. Nie ma niczego, co by mogło zwrócić uwagę od razu. Wszystko pasuje do siebie i zazębia się tak, że nie słychać zgrzytów i nie widać uchybień.
- Dobrze was widzieć – zaczął Krzysztof. Miał miły, głęboki głos. Z takim mógł pracować w radio albo czytać książki dla dzieci. – Wiem, że mnie nie znacie, więc może zacznę od siebie. Tak będzie łatwiej. Jestem Krzysiek. Żaden pan, po prostu Krzysiek. A któryś z panów to zapewne Władek… - zawiesił głos i z pytaniem zawieszonym nad stolikiem spojrzał na obu panów. Mrugnął nawet okiem w stronę Ewy, jakby chciał pokazać, że zdaje sobie sprawę z tego, że jest przy stole i nie zapomniał o jej obecności, mimo że zwraca się najpierw do mężczyzn.
 
__________________
...and the Dead shall walk the Earth once more
_. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._
Yarot jest offline