Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-05-2010, 00:29   #4
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Drobny królik szczypał w spokoju trawę, nie będąc świadomym, wiszącego nad nim niebezpieczeństwa. Kilkadziesiąt metrów dalej młody myśliwy składał się do strzału. Powolnym ruchem sięgnął po strzałę, a następnie nałożył ją na cięciwę swojego łuku. Cały czas obserwował szaraczka, który wciąż zajęty był swoim śniadaniem. Niedługo on miał wystąpić w podobnej roli. Elf spokojnie naciągnął cięciwę i wymierzył w zwierzaka. Przymknął lewe oko, a następnie wstrzymał oddech. Tkwił w kompletnym bezruchu przez dość długi czas, aż wreszcie... wyprostował dwa palce skutkiem czego strzała została wyrzucona do przodu. Cięła powietrze, w błyskawicznym tempie pokonując kolejne metry, aż wreszcie sięgnęła celu. Królik tylko odskoczył jakiś metr dalej, będąc odepchniętym siłą lecącego pocisku. Został trafiony prosto w swoją maleńką szyjkę. Elf był przekonany, że zwierz nawet niczego nie poczuł.

Wstał z klęczek i pewnym krokiem ruszył przed siebie, jednocześnie zakładając łuk na plecy. Dziś nie będzie mu już potrzebny. Schylił się by podnieść swoją zdobycz. Wyciągnął strzałę z zakrwawionego zwierzęcia i włożył ją do kołczanu. Samego królika trzymał w lewej ręce. Już miał zamiar wracać do wioski, gdy dojrzał ogromnego jelenia, spokojnie pasącego się na małej polance. Zostawił na chwilę szaraczka na ziemi i ostrożnie podkradł się do skraju polanki. Jeleń go nie dojrzał. Falanthel powoli wyszedł spoza drzew i zaczął zbliżać się do zwierzęcia. Ten przestał zajmować się trawą, podniósł swój łeb i spojrzał na zbliżająca się postać. Nie drgnął jednak. Elf spokojnie podszedł do jelenia i delikatnie przejechał dłonią po jego głowie.

- Jak się miewasz? - spytał, jak gdyby oczekiwał odpowiedzi. Przez jakiś czas stał w milczeniu przypatrując się wspaniałemu zwierzęciu, jednak chwilę później myśliwy, odwrócił się i wrócił do miejsca, gdzie zostawił martwego królika. Ta zdobycz zdecydowanie wystarczyła mu na dzień dzisiejszy. Odszedł więc w kierunku Birm. Jeleń patrzył za nim przez jakiś czas, zanim znów nie zajął się swoim posiłkiem.

Łowca szedł przez puszczę, dobrze sobie znanymi ścieżkami. Uwielbiał tę okolicę, gdyż nie zapuszczał się w nią absolutnie nikt z wioski, dzięki czemu czuł się w niej zupełnie swobodnie. W Birm bowiem nie mieszkało za wiele elfów, a jeszcze mniej z nich polowało. Właściwie Falanthel był jedyny. Dziwiło go co prawda dlaczego postacie pokroju druidów, czy nawet osławionej wiedźmy nie zachodzą w te okolice, ale nigdy o to nikogo nie spytał. Zresztą niewiele obcował ze swoimi krajanami. Zdecydowanie wolał wycieczki po lesie.

Po jakiejś godzinie dotarł do polany, która była nieomylnym znakiem, że do domu jest już stosunkowo blisko. Zdziwił się, gdy zauważył na niej sporą grupkę osób, a właściwie dzieci. Nieraz był świadkiem jak młoda dziewczyna, podobno będące uczennicą wiedźmy, zbiera tu jakieś zioła, kilkukrotnie widział w podobnej sytuacji któregoś z druidów, ale nigdy nie było tu takiego tłumu. Elf postanowił spytać wprost, tym bardziej, że jakoś nikt nie kwapił się by cokolwiek powiedzieć. Wyglądało na to, że wszyscy tkwią w jakimś szoku, co wskazywało na to, że wydarzyło się coś poważnego:

- Co wy tu wszyscy robicie?!

- Orki napadły i spaliły Brim - odpowiedział mu krasnolud imieniem Oskar. Falanthela zszokowały te słowa. Nie mógł w nie uwierzyć i nie uwierzył. Już miał coś powiedzieć, już na usta cisnęły mu się słowa "O czym ty mówisz?", ale gdy przyjrzał się zgromadzonym, zrozumiał, że to jednak może być prawda. Nie powiedział więc nic. Dla niego zniszczenie wioski było nieporównywalnie mniejszą tragedią. Nie miał żadnych krewnych, których prawdopodobnie stracił każdy z obecnych. Oczywiście miał tam przyjaciół, których będzie jeszcze opłakiwał, ale elf doskonale wiedział co oznacza strata rodziców. I to jeszcze taka nagła. On mógł przynajmniej w pewnym stopniu się na to przygotować, innym nie dano tej szansy, zabierając im wszystko w mgnieniu oka.

- Trzeba tam wrócić! Ktoś może być ranny i potrzebować pomocy. Orki na pewno nie zostaną tam długo - stwierdził po chwili Oskar. Łowca nie podzielał tej opinii. Owszem gobliny i orki mogły jedynie najechać, zgrabić i opuścić Brim, ale równie dobrze mogły tam zostać. Był to bardzo dogodny teren. Z dala od jakiejkolwiek innej społeczności. Nikt, przez długi okres, nie dowie się o losie tej małej miejscowości. Daje to szansę na złupienie kilku karawan kupieckich, o ile jakieś będą szły przez wioskę, co się czasami zdarzało. Zresztą, jeśli najeźdźcy nie zabrali się od razu do palenia, to sporo domostw mogło ocaleć, a nawet te barbarzyńskie stwory lubią pospać wygodnie. A przecież prosta chałupa musi być pod tym względem lepsza niż jakiś namiot, czy szałas.

- To głupi pomysł. Mogą jeszcze przeszukifać domy w poszukifaniu dóbr. Poza tym fiedzieli jak uciekamy. Pefnie kogoś zostafili gdybyśmy chcieli frócić - krasnoludowi odpowiedział niziołek, Lajl. - Pofinniśmy udać się do miasta i odszukać pomoc!

- Jeżeli tylko znasz drogę - stwierdził dziwnie spokojnym tonem Falanthel. Może nawet trochę zbyt spokojnym. - Moim zdaniem mamy dwie możliwości. Możemy ruszyć przed siebie od razu, licząc, że gobliny nie wpadną na nasz ślad, albo zaszyć się w dziczy i tam przeczekać trochę czasu. Ani gobliny ani orki nie powinny dotrzeć w głąb puszczy, a nawet jeśli to szansa, że nas tam znajdą jest minimalna. Tak czy inaczej o Brim musimy zapomnieć. Nie mamy po co tam wracać. Nawet jeżeli ktoś przeżył to teraz mu nie pomożemy, a nim wrócimy z pomocą będzie już za późno.
 
Col Frost jest offline