Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-05-2010, 02:03   #5
Nemo
 
Nemo's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumnyNemo ma z czego być dumny
Marysia była przede wszystkim, głównie i definitywnie, głodna.
Nie była już głodna wiedzy, gdyż tej zaserwowano już jej dzisiaj wystarczająco wiele z deserem w postaci pacnięcia kijem po rączkach gdy źle narysowała czarnoksięski diagram. Była głodna w najbardziej pierwotnym, obdartym z dodatkowych znaczeń, sensie. Miała ochotę wgryźć się pyszne mięsko, wcześniej potraktowane starannie przygotowanymi urozmaiceniami smaku. Dlatego gdy tylko Babcia dała jej spokój, blondyneczka pokicała na polanę w poszukiwaniu swoich ulubionych ziół i ziółek, stanowiących sekret jej mistrzowskiej kolacji!
Co nie zmieniało faktu, że samymi ziołami się nie naje, więc poza sierpem czarownica w szkoleniu zabrała na spacer ze sobą swoje dwie bronie masowej króliczej zagłady, licząc że jakiś nieszczęsny futrzak trafi do...jak nazywał się ten plan wszystkich zwierząt? Ark...nie...niech to czarty, zawsze wolała czytać o piekłach i warstwach otchłani! Była to wiedza definitywnie, definitywnie bardziej przydatna i tysiąckroć bardziej interesująca.
Tak więc, plany złotookiej czarownicy w czarnej spódnicy zakładały bezczelne wykorzystanie matki natury i zmniejszenie kicającej populacji. Na pewno nie było w nich miejsca ani na martwe uszate przybywające do niej, ani na spotkanie z całą zgrają wioskowych prostaczków.

Pierwszą jej reakcją na bądź co bądź, wilka! było chwycenie za jej wiernego Królikodźgaja, który dla postronnego widza mógł przypominać nieco za dużą do normalnych zastosowań miotłę z ostrzem zatkniętym na jej końcu, ale wiedźma była dumna ze swoich wyrobów i miała obecnie pełną determinacje, by wydłubać któremuś z nich oko, gdyby postanowili ruszyć do niej z zamiarem wprowadzenia w życie obrazów które podsuwała jej zwichrowana wyobraźnia. Może nie był to gest najbardziej przyjazny, ale na pewno było w nim mniej agresji niż wycelowanie do któregoś w nich z kuszy, która czekała na swoją kolej w dzisiejszym planie pozyskania pożywienia. Panna w szpiczastym kapeluszu poczęła się wycofywać, gotowa w każdej chwili zacząć sypać sentencjami z otchłannego i piekielnego, udając że ciska bardzo groźne klątwy, coby młodzież od siebie odstraszyć. Oczywiście nie mogła po prostu odwrócić się do nich plecami i ruszyć w siną dal licząc że jej nie dogonią, bo to zepsułoby starannie wypracowywaną reputacje kobiet z leśnej chatki.
Z drugiej strony, dlaczego byli jacy byli? Znaczy się, uzbrojeni, osmoleni i ogólnie jak z pola bitwy? Gdyby nie to, że w powietrzu wokół nich znajdowało się jakieś dziwne wrażenie, uznałaby pewnie że wpadli na jakąś bardzo inteligentną zabawę, ale teraz...
Teraz pewien elf sprawił, że będzie musiała pewnie pół godziny dłużej brodzić w krzakach i zaczajać się na długouchy smakołyk. Świetnie.
Naprawdę, doskonale. A ten łuk, chociaż ładny, na pewno nie był jego własnej roboty, a przecież każdy myśliwy powinien mieć chociaż na tyle godności, by pracować dziełem własnych rąk...
Materiału na wewnętrzny monolog o charakterze marudnym miała jeszcze sporo, ale został on bezlitośnie przerwany przez zaskakująco spokojnie wypowiedziane przez krasnoluda słowa. Prawdę mówiąc, były on tak spokojne, że przez dobry moment adeptka wiedźmiej sztuki dedukowała, czy to aby nie jest element jakieś gry i zabawy w wojnę.
Orkowie w Brim.
Hoh.
Była to wiadomość...na pewno szokująca. Ale nie w sposób, jaki szokuje śmierć krewnego; raczej w taki, jaki gdy okazuje się, że w lesie obok jest grupka wściekłych drzewców. Czyli interesujące, na pewno trzeba zapamiętać by unikać tego miejsca, może polecić je jako świetne źródło jagód znienawidzonej sąsiadce, ale żadnych głębszych przemyśleń czy uczuć ponad to.
Z drugiej strony, jeśli te dzieciaki uciekały w tą stronę, to znaczy że orkowie przybyli...och. Nie martw się Marysiu, jeśli zaskoczyły Babcię, to pewnie wygrzebała ze stryszku tą legendarną latającą miotłę o której tak zapalczywie opowiadała, albo dogadała się z najeźdźcami i wyślizgnęła z niebezpieczeństwa, prawda? I gdybyś spróbowała dostać się teraz do jej chatki, to gdy by Cię znalazła, dostałabyś taki łomot kijem, że przez ułamek sekundy zobaczyłabyś na własne oczy Baator.
A jeśli prawda jest inna, lepiej jej nie sprawdzać. Szczególnie nie za cenę spotkania z hordą, które w najlepszym wypadku skończyłoby się tak, że stałaby się plemienną kucharką i źródłem kadetów o mniej niż zwykle zielonym kolorze skóry oraz słonecznie żółtych czuprynach.

Dlatego najchętniej popędziłaby do miasta, przy czym zanim rozpoczęła egzekucje tego błyskotliwego i genialnego planu, rzeczywistość chwyciła ją za spódnicę i gwałtownie szarpnęła-którędy? Zawsze marzyła o poznaniu większego świata, ale nigdy nie chciało jej się zapamiętać chociaż jednej mapy, szczególnie gdy grimuary tajemne czekały.
W dodatku, nagle zorientowała się, że nie bardzo mogła dać dyla zaraz po tym, jak wspomniano o orkach-z tej prostej przyczyny, że drogą olśniewającej dedukcji chłopstwo może dojść do wniosku, że ona i Babcia z zielonymi spółkują i to przez nich całe to zamieszanie. Bo to zawsze wiedźma jest winna! Tak, do miasta nie może być daleko, po drodze zbierze parę ziół, sprzeda je, zatrudni się gdzieś może, uzbiera pieniądze i ruszy dalej. Brzmi jak doskonały plan. Chociaż trzeba przyznać, że konieczność przebywania z tak liczną grupą chłopców przez najbliższy czas napawała ją niemal równą nerwowością, co wizja zostania pochwyconą przez nieusatysfakcjonowanego swoim życiem orka.
Nie mogła też ich śledzić, bo sama na ich miejscu wykształciłaby w sobie silnie zaawansowaną paranoję i każde stworzenie które chociaż sprawiałoby wrażenie podążania jej śladami, zostałoby przywitane ostrzałem z Królikobójcy.
-Tego, Ci którzy z was zdecydują się na pójście do miasta, mieliby coś przeciwko gdybym się dołączyła? Też nie bardzo, mi się zdaje, żebym miała gdzie wracać. A jeśli chodzi o ślady, optymalnie byłoby je zacierać, tak właśnie, zacierać.
Miała ochotę zaśmiać się nerwowo. Nie, jednak nie potrafiła dotknąć ich bólu i cierpienia, pochwalić się empatią i umiejętnością wczucia w sytuacje bliźniego. Dla niej, dla niej teraz najgorszym uczuciem jakie odczuwała był wszechogarniający dyskomfort dotykający naprawdę wielu sfer na raz.
 
__________________
A true gamer should do his best to create the most powerful character possible! And to that end you need to find the most gamebreaking combination of skills, feats, weapons and armors! All of that for the ultimate purpose of making you character stronger and stronger!
That's the true essence of the RPG games!
Nemo jest offline