Początkowy chaos i nieład zamienił się z czasem w sprawną organizację za sprawą kapitana paladynów Konstradiusa.
Każdy dostał dach nad głową w postaci pokoju w karczmie czy stosu siana w stajni lub szopie. Ciepła strawa w misce również znalazła się dla każdego.
Przez kilka następnych dni wznoszono i usprawniano fortyfikacje obronne. Zbudowano cztery katapulty przy bramie, wzmocniono bramę i wieżyczki obserwacyjne. Paladyni trenowali najemników i chłopów na zamkowym dziedzińcu.
Z każdym kolejnym dniem za zamkniętą Bramą Opamiętania wzbierało więcej uchodźców z dziczy. Na początku miłosiernie wpuszczani przez zakonników i kapłanów, aktualnie przepędzani gradem płonących strzał. Przynieśli ze sobą do miasta choroby i obłęd. Z każdym nadchodzącym dniem przybywało więcej osób zapadających na ostre gorączki, ataki i majaki. Wysyłani zwiadowcy za Bramę Opamiętania ginęli bez śladu. Na horyzoncie rosła złowieszcza, zła aura przyprawiająca duchownych o bóle głowy.
Szósta noc przyniosła ze sobą pierwszy cios.
Cisza nocna została przerwana przez brutalną eksplozję. Gdzieś z okolic bramy rozległ się dzwon ze strażnicy. Krzyki ludzi i wrzawa zaczęły budzić wszystkich mieszkańców. Im bliżej bohaterowie zbliżali się ku dziedzińcowi tym większa wrzawa panowała. Ludzie szamotali się z ludźmi, szczęk oręża rozkazów i krzyki mordowanych ludzi rozchodziły się echem przy fortecy. Grupka paladynów i żołnierzy walczyła na oślep próbując ratować uciekającą ludność.
- Do mnie! Do broni! Atakować zarażonych! - Gruby paladyn wrzeszczał co sił w płucach o byle jakie wsparcie.
- Niech ktoś przyniesie pochodnie!! - Krzyczał rozkazy, jeden z żołnierzy. - Potrzebujemy światła bo sami się pozarzynamy nawzajem w tych ciemnościach! |