Truwlett zwinnym ruchem zeskoczył z bryczki i przyglądał się swoim towarzyszom. Piątka z nich rzuciła się w wir walki. To był doskonały sprawdzian ich umiejętności oraz odwagi. Zdziwił się jednak, kiedy zauważył pozostałą dwójkę.
Thomas wraz z
Sillayą stali bezczynnie obserwując bieg wydarzeń. Miał już ochot krzyknąć na nich, jednakże ktoś z ogromną siłą walnął go w tył głowy.
Truwlett padł na ziemię nieprzytomny.
***
-
Dochodzi do siebie - usłyszał wyraźne słowa, które przerwały doskwierający szum w uszach. Złapał się za głowę. Poczuł strupy skrzepniętej krwi we włosach.
-
Łeb mi pęka - jęknął -
Co z bandytami?
-
Nie byli tacy staszni. Ubiliśmy wszystkich - powiedział dumnie
Renald.
Kilkanaście kolejnych minut drużyna poświęciała na przeszukiwanie ciał. Bandyci nie należeli do najbogatszych, ale każdy miał przy sobie kilka srebrników, którymi sprawiedliwie się podzielili, pomijając oczywiście trzymającą się z boku dwójkę współtowarzyszów.
Thomas i Sillaya stali przy drodze dyskutując tak cicho, aby nikt ich nie usłyszał.
-
Co z nimi? Dlaczego nam nie pomogli? - zapytała Wolha.
-
Nie mam pojęcia - odpowiedziała Shiva.
Breggan,
Hieronim i
Renald zajęli się przciąganiem ciał na skraj lasu. Dziewczyny natomiast opatrzyły głowę rannego
Truwletta. W przeciągu kilku chwil wszyscy byli gotowi do dalszej drogi. Magicy dosiedli swoich koni, a pozostali zajęli miejsca na bryczce, pozostawiając stojącą nieopodal szepczącą do siebie parę.
-
Wsiadacie czy mamy was tu zostawić? - zapytał zimno
Breggan.