Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-05-2010, 14:48   #110
Amanea
Konto usunięte
 
Amanea's Avatar
 
Reputacja: 1 Amanea nie jest za bardzo znanyAmanea nie jest za bardzo znanyAmanea nie jest za bardzo znanyAmanea nie jest za bardzo znany
Nyarla była przygotowana na spotkanie z przywódcą stada. Spodziewała się, że w głębi pieczary znajdą alfę i kolejnego - co najmniej jednego - strażnika. Tym bardziej zdziwiła się widząc, że zamiast nich znaleźli uprowadzone osoby. Uradowana tym faktem, szybko zapomniała o zaskoczeniu. Odsunęła się nieco znad krawędzi dołu, robiąc miejsce dla Chrisa i jego akcji ratunkowej. Mieli dziś naprawdę dużo szczęścia.
- Spokojnie, likantropy w tej chwili Wam nie grożą. - powiedziała uspokajająco. Jej słowa w połączeniu z ulgą, że nareszcie ktoś ich odnalazł szybko pozwoliły oswobodzonym zapomnieć o strachu.
Nie mogła powstrzymać uśmiechu, gdy wszyscy dziękowali im wylewnie za zwróconą wolność i uratowanie życia. Radość niemal ją rozpierała. Łączyła się w szczęściu z uwolnionymi osobami, odwzajemniała ich uściski i kiwała lekko głową na kolejne podziękowania. Napotkała wymowne spojrzenie Rurika po jego rozmowie z Aramirem i stłumiła westchnienie. Nie wiedziała co myśleć. Lares z początku chciał im pomóc, ale wyraźnie nie powiedział im wszystkiego. Tę sprawę musiała wyjaśnić zaraz po powrocie do Nesme.

Zaklinaczka spojrzała ze zdziwieniem na kobietę, która pytała o zabicie kapłanki. Szybko jednak przypomniała sobie, że alfy watahy jeszcze nie spotkali. Stwierdzenie, że to właśnie ta kapłanka zorganizowała porwania, upewniła Nyarlę w jej podejrzeniach. Zaklinaczka przytaknęła Gabrielowi i przepuszczając kolejne osoby w stronę tunelu, wysłuchała dalszej rozmowy. Wizja jeszcze jednej potyczki nie była najmilsza. Tym bardziej, że logiczne wydawało się, że przywódcą stada zawsze jest jednostka najsilniejsza. Do tego - wedle słów brunetki - miała jeszcze kogoś przy sobie.
~ Dwie mile. Niedaleko. - Nya zmrużyła lekko oczy, zastanawiając się nad tym, co powinni dalej zrobić.
Z ulgą obserwowała jak kapłanka Torma zajmuje się ranami jej towarzyszy. To mogło znacznie ułatwić sprawę, podobnie jak deklaracja chęci pomocy z jej strony.

Spojrzała na Kayla, po czym przeniosła wzrok na Strzaskane Niebiosa. Skinęła lekko głową - jego plan wydawał się rozsądny. Uśmiechnęła się do Luiz.
- Twoja pomoc może być nieoceniona. Jeśli Malarytka jest alfą tego stada, to może być wymagającym przeciwnikiem. I wściekłym. Bo jej wataha już prawie nie istnieje. - skomentowała , przeliczając w myślach ilość wyeliminowanych osobników.
- Pójdziemy do miasta. Odbierzemy nagrodę. Nie wiem od kogo, bo imć Mannock zapewne znów nie będzie miał czasu... Ale się po nią zgłosimy. Potem zajmę się odprowadzeniem Aramira do ojca. A Wy w tym czasie będziecie mogli zająć się kupieniem tego, co będzie nam niezbędne. - Nya opuściła pomieszczenie z dołem i ruszyła ku pieczarze, w której odbyła się wcześniej walka. Towarzysze kroczyli za nią, a z czasem zaczęli dołączać ci spośród więźniów, którzy już odnaleźli swoje rzeczy.
- A jak miasto odmówi wypłacenia nagrody lub chociaż jej części, to zostawimy Nesme sam na sam z pałającymi zemstą niedobitkami watahy. - mruknęła cicho, a w jej głosie pojawiła się nutka złośliwości.

Kiedy już zebrali się w grupę, wspólnie ruszyli ku wyjściu. Wszyscy więźniowie byli zaznajomieni z bronią i walką, więc widok ciał nie był dla nich niczym szczególnym. Aramir też trzymał się dzielnie, choć zdarzyło mu się odwrócić wzrok. Inni spluwali na podłogę, przechodząc obok poległych wilków. Szybko i bezproblemowo przemierzyli pozostałą część podziemnej siedziby i kolejno poczęli wydostawać się na powierzchnię. Wielu z nich nie widziało słońca już od długich dni, więc świeże powietrze i jasność promieni słonecznych witali z wielką radością i niemal wzruszeniem. Nyi i pozostałym także udzielał się podniosły nastrój sytuacji. Skierowali się razem w stronę Nesme, wracając tą samą drogą, którą przyszli. Było ich teraz znacznie więcej, ale nie musieli już szukać śladów i zatrzymywać się co chwilę. Chris pewnie prowadził ich w odpowiednim kierunku. Droga zleciała dość szybko.
- Czy ktoś zechce opowiedzieć mi jak to się wszystko faktycznie odbywało? Opuściliście Nesme starym kanałem przez potężny budynek zwieńczony wieżą? Czy widzieliście tam kogoś? - zadawała pytania, chcąc potwierdzić to, czego dowiedzieli się do tej pory.

Gdy dotarli w końcu do bram miasta, Nya bez wahania podeszła do jednego ze strażników.
- Bardzo proszę zaprowadzić nas wszystkich do pana Mannocka. Wiem, że to okropnie zajęty człowiek, ale sądzę, że poświęci chwilę dla tych, którzy zaginęli w Nesme nocami, skoro już zostali odnalezieni? - uśmiechnęła się uprzejmie - No chyba, że obchodzą go oni tyle samo, co poszukiwania, które zarządził... - powiedziała słodkim tonem, wiedząc równie dobrze, jak stojący przed nią mężczyzna, że żadnych poszukiwań z ich strony nie było. Nie wątpiła, że ustanowienie nagrody i siedzenie w gabinecie było łatwiejszym sposobem na rozwiązanie problemu. Ale straż mogłaby zająć się też czymś innym niż sprawdzaniem wozów i patrolowaniem ulic nocą, co i tak najwyraźniej nie przynosiło najlepszych efektów.
 
Amanea jest offline