Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2010, 10:38   #5
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
KOLEJNY MÓJ POST:


Wszyscy – Restauracja „Święty Jerzy”, Boston, wieczór 17 czerwca 1921 roku


„Święty Jerzy” niektórym z was był znany, inny mniej i ci drudzy mogli się poczuć mile zaskoczeni. Restauracja należała do klasy tych lepszych, ale jeszcze nie trącała nutką zmanierowania, jak niektóre lokale dla wyjątkowo zamożnych ludzi. Można w niej było nieźle zjeść, posłuchać muzyki na żywo oraz potańczyć na sporej sali tanecznej położonej obok głównej sali jadalnej.
Wszystko w lokalu było utrzymane w dobrze dobranych barwach granatowych, ciemnoczerwonych oraz odpowiedniej ilości pozłoty. Motywem przewodnim lokalu był figurujący w nazwie święty, przebijający włócznią bok legendarnego smoka. Reszta jednak ozdób, poza starożytnymi zbrojami ze Starego Kontynentu, było dość nowoczesne. Na ścianach landszafty w złoconych ramach, których oglądanie nie męczyło wzroku i poprawiało nastroje podczas konsumpcji.

Nad gośćmi „Świętego Jerzego” „pracował” cały sztab kelnerów, a co więcej, każdy – niezależnie od stolika, który zajmował i kreacji, w jakiej przyszedł do restauracji – był obsługiwany równie starannie, bez zbędnej służalczości. Profesjonalizm kelnerów był godzien podziwu.

Siedzieliście przy swoich zamówieniach z niepokojem obserwując wskazówki zegara przesuwające się po tarczy wiszącego na ścianie zegara - rekonstrukcji słynnego kuranta z któregoś miast europejskich. Takie spóźnienia, z tego co wiedzieliście, nie pasowały zupełnie do Teodora Stppera. Ci z was, którzy go znali, wiedzieli, ze jest to człowiek ze wszach miar punktualny. Kiedy wskazówki zegara przekroczyły granice uprzejmości, zaczęliście czuć niepokój.

Co mogło się wydarzyć takiego, że uniemożliwiło dotarcie na czas waszemu znajomemu?
Pełni złych przeczuć postanowiliście poczekać jeszcze odrobinę i zastanowić się co dalej.
Poza tym jedzenie serwowane w „Świętym Jerzym” było naprawdę godne polecenia.

Tylko pan Lafayette i pan Lynch mogli zwrócić uwagę na samotnego mężczyznę siedzącego przy stoliku nieopodal, lekko zasłoniętego wielką, ozdobną paprocią, jednak po chwili przestaliście się interesować owym człowiekiem, który najwyraźniej oczekiwał z utęsknieniem na czyjeś przyjście. Gość, jakiś wielu w „Świętym Jerzym” nie wzbudzający żadnych powodów do obaw.


Dwight Garrett


Siedziałeś z boku i przyglądałeś się ludziom, o których wspominał ci Stypper, studiując ich charaktery i obserwując, jak reagują na niewątpliwe spóźnienie Teodora.

Oczywiście robiłeś to na tyle umiejętnie, że ludzie przy stoliku nie zorientowali się, że ktoś ich obserwuje. Raz tylko człowiek, którego zidentyfikowałeś jako Lafayette oraz wyraźnie zdenerwowany młody chłopak – najpewniej ów Lynch – zerknęli na ciebie ukradkiem, jakby podjęli jakieś chwilowe podejrzenie, co do twojej osoby, lecz umiejętnie odegrana scenka oczekującego na randkę lowelasa najwyraźniej rozwiała ich wątpliwości.

Równie mocno jak stolik zajęty przez ową ciekawą grupkę twą uwagę skupiały inne osoby. Okiem zawodowca próbowałeś wyłuskać spośród zapełniającej się gośćmi sali tych, których atencja zbytnio koncentruje się na tym samy stoliku. Jednakże poza kelnerami nikt taki nie rzucił ci się w oczy. Oznaczało to, że albo miałeś do czynienia z zawodowcem, albo znajomi Styppera nie zwrócili na siebie niczyjej uwagi.

W pewnym momencie do stolika obserwowanych przez ciebie ludzi podszedł kelner i coś powiedział, niestety akurat zaczynający się występ zaproszonego na wieczór zespołu skutecznie zagłuszył jego słowa.


Wszyscy

Zegar wskazuje dwadzieścia minut spóźnienia. Stolik obok was awantura wisi w powietrzu. Jakaś para sprzecza się dość mocno o film Charlie Chaplina „Brzdąc”, którego premiera odbyła się na początku lutego. Cóż za powód do różnicy zdań, przechodzącej do wymiany argumentów osobisto – rodzinnych. Najwyraźniej owa para lubi sobie robić wymówki w miejscu publicznym przy okazji jednak zagłuszając wasze potencjalne rozmowy i odciągając uwagę od waszej nieco już spiętej grupki.

Kiedy argumenty damy przy stoliku opierają się o brata jej interlokutora i tego, co zrobił na przyjęciu weselnym jej przyjaciółki Stefanii, nadejście kelnera odciąga waszą uwagę od owej niezbyt mądrej, ale w dziwny sposób wciągającej sprzeczki.

- Przepraszam państwa na momencik – przeprosił kelner miłym tonem. – Przed chwilą dzwonił pan Teodor Stypper. Mówił, że coś mu się przytrafiło i że czeka na państwa w Szpitalu Pielgrzyma przy Sibsey Road. Kazał przeprosić, ale pewne okoliczności, nie pozwoliły mu zawiadomić państwa wcześniej. Oczywiście ma nadzieję, że zjedzą państwo deser. Rachunkiem nie musicie się kłopotać. Sprawa została załatwiona. Prosił, byście państwo zaraz po posiłku przyjechali w odwiedziny. Personel szpitala wskaże wam drogę. Pragnie państwa również uprzedzić, że pan Dwight Garret jest faktycznie członkiem, jak to miałem przekazać, waszego zespołu, gdybyście mieli jakiekolwiek wątpliwości względem jego osoby.

Popatrzyliście po sobie. Jaki, do diaska, Garret. Przecież nikogo oprócz was nie ma przy stoliku!

A więc sprawa wyjaśniła się. Chyba nie powinniście zbyt długo czekać.
W uzgodnionym tempie zamówionymi taksówkami ruszacie na spotkanie do szpitala.


Dwight Garrett


Po odwiedzinach kelnera grupa wyraźnie zbiera się do odejścia. Coś musiało się wydarzyć, jakaś zmiana planów. Tobie udało się podsłuchać jedynie końcówkę zdania wypowiedzianą przez kelnera dotyczącą twej skromnej osoby, bo zespół akurat zakończył grany utwór.


Wszyscy

Nie marnując czasu udaliście się do szpitala. Teodor zajął się wszystkim, bo przy głównym wejściu wypatrywała waszego przybycia młoda pielęgniarka. Poprowadziła was do prywatnego pokoju, gdzie w łóżku leżał Teodor. Od razu zwróciliście uwagę, na gips na jego ręce i nodze.

Na wasz widok jego poszarzałą twarz opromienił uśmiech.

- Witam serdecznie – powiedział nieco rozciągniętym po morfinie głosem. – Jak widzicie, nie byłem w stanie zjawić się na proszonej kolacji. Cóż za nietakt, szczególnie w stosunku do pani, panno Gordon. Proszę o wybaczenie.

- Co się stało? – wyrwało się komuś z waszej grupki.

- Niefortunny wypadek podczas oszacowywania nieruchomości. Nie uwierzycie, ale schody okazały się całkowicie zniszczone przez robactwo i zwyczajnie zarwały się pod moim ciężarem. Jutro przewiozą mnie do domu, gdzie będzie się mną zajmował mój lekarz rodzinny. Ręka i noga złamana, ale to czyste złamania. Ale nim te przeklęte schody załamały się pod moim ciężarem ustaliłem coś naprawdę ciekawego.

Zrobił dramatyczną pauzę chcąc zapowiedzianymi rewelacjami najwyraźniej zrobić na was odpowiednie wrażenie.

- Widziałem się z Victorem. – Uniósł zdrową rękę, by powstrzymać potencjalne pytania. – Nadal był nieprzytomny i sprawiał wrażenie strasznie wymizerowanego. Nie wiem, co działo się z nim w ostatnim czasie, ale sprawia wstrząsające wrażenie. Nic dziwnego, że widząc go nad ciałem dziewczyny, policjant zdecydował się użyć broni. Co więcej strzelił dwa razy. Raz trafił w udo, a drugi w pierś. To było przekroczenie wszelkich norm, z tym, że nie grozi mu żadna odpowiedzialność. Udało mi się zdobyć nazwiska obu dokonujących zatrzymania policjantów. Kiedyś pomogłem w nabyciu interesującego lokalu za jeszcze bardziej interesującą stawkę komuś wysoko postawionemu w policji i poprosiłem o spłatę długu. Zanotujcie sobie – to niejaki Paul Corren oraz John Wicker. Obaj mają niejedno na koncie, chociaż niczego jeszcze im nie udowodniono. Łapówki, przymykanie oka na pewne ciemne interesiki gangów alkoholowych, Moim zdaniem mieli zastrzelić Victora i ktoś im za to zapłacił. Z tym, że uważajcie. Policja nie lubi jak się trąca kijem ich kolegów. Jak więc widzicie, wina Victora nie jest do końca jasna, mimo że ponoć dowody obciążają go jednoznacznie. Pomyślałem że warto byłoby przekonać któregoś z policjantów, by zeznał – za określona gotówkę – mniej wiarygodne fakty, bardziej pasujące do uniewinnienia Victora i zrobienia z niego ofiary sytuacji.

Zakasłał ze zmęczenia.

- A czego państwo się dowiedzieli? Bo wydaje mi się, że uniewinnienie Victora, może okazać się prostsze, niż nam się wydawało. I najważniejsze - co robimy dalej?
 
Armiel jest offline