Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2010, 19:13   #2
Kritzo
 
Kritzo's Avatar
 
Reputacja: 1 Kritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłość
Jon czuł, że nie ma wielkiego wyboru. Adrenalina drażniła zakończenia nerwów, powodując lekkie drżenie mięśni i rozszerzenie źrenic. Nie było to co prawda porównywalne z Col de Turini, przez które przejeżdżał z dziką prędkością mało nie przypłacając tego życiem. Tam było jednak inaczej. Tam on siedział za kółkiem. Dzisiaj stracił kontrolę nad sytuacją, być może nad całym swoim życiem.

Dyskretne spojrzenie w bok. Zbir się do niego przykleił, a o ile mówił prawdę, profesor Turbo najmniejszy zryw przypłaciłby życiem. Licząc nawet najbardziej optymistycznie prawdopodobieństwo przeżycia było za niskie, by ryzykować. Na jednym wydechu zniósł mistyczną barierę, odwracającą uwagę ludzi od jego osoby. Szanse na interwencje ochrony w porę wzrosły. Iluzja się rozproszyła, a rzeczywistość ponownie musiała zmagać się z jego lekko niestandardowym umysłem.

Kolejne uderzenie krwi do głowy powodowało, że tętnienie w skroniach zdawało się być większe i silniejsze, niż to z jego osobistej machiny tłoczącej, ukrytej w centrum klatki piersiowej. To w nią celował ten świr. Normalny przestępca byłby teraz w potrzasku porównywalnym do swojej ofiary, otwarcie ognia w takim miejscu i to w kraju arabskim sprowadziłoby na niego śmierć, jak nie na miejscu, to po rozprawie. Temu tutaj nie zależało - był bezmyślną kupą mięsa, bo kto normalny miałby taką broń przy sobie? Skąd ją wziął na lotnisku? Może tylko udawał?

Był bardzo blisko. Nie mógł widzieć jego drugiego boku, zresztą nie podejrzewał pewnie, że ofiara zaryzykuje. Na bocznej kieszeni marynarki, którą przykrywał ramieniem trzymał telefon. Torbę dla bezpieczeństwa trzymał lekko za rączkę. Nikt mu sprzętu nie gwizdnie, a szkoda, bo teraz by się przydało nadmierne zainteresowanie. Sięgnął do kieszeni i wymacał dotykowy ekran telefonu. Cacko zadrżało i poczuł tą więź, którą może posiąść jedynie ktoś niezwykle oddany swemu rzemiosłu. Przesunął palcem kilka razy, wybrał połączenie z siecią, jednak telefon zamiast wyświetlać obraz w mroku kieszeni marynarki, począł lekko drżeć przesyłając drgania przez skórę na ciało technomaga. Nienamacalna mikrowibracja sięgnęła świadomości dając czucie o wiele wyraźniejsze niż pozwalają na to ludzkie zmysły. Chropowatość skarpetek i wyściółki butów stała się niemal nieznośna, kafelki podłogi nabrały trójwymiarowego kształtu, a do przewiewnej marynarki przylegała na plecach chłodna twarda materia. Obiekt oblekł się w kształty, kształt stał się niezwykle wyraźną formą w umyśle Jonego, skwitowaną niesubtelnym „kurwa” w myślach. Wizja zniknęła, a ten ze złością skierował wzrok na swego oprawcę.

Ten świr na prawdę może chcieć mnie zabić. Notportion, mam nadzieję Twoja nauka nie poszła w las i na coś się przyda w tej krytycznej sytuacji.

Sięgnął po zegarek i nacisnął przycisk. Oprych spojrzał się na poczynania swojej ofiary, ale zegarek nie był chyba dość groźny. Profesor przesunął czas do przodu o kilka minut i zaczął go następnie cofać. Ekran przez chwilę zmatowiał, zrobił się czarny, a potem na jego powierzchni ukazał się obraz. Widział siebie i owego mężczyznę w toalecie. Wystrzał, kula trafiła wprost w głowę Syna Eteru, przebijając ją na wylot. Białe kafelki zabryzgały się ciemną krwią, z otwory w czole ciekła zwarta stróżka krwi wymieszana z kawałkami kości. Potem, chociaż wcale nie cofał się percepcją w przeszłość, zobaczył siebie wychodzącego z samolotu i skręcającego w kierunku tylnego wyjścia. Takim samym zmatowieniem skończyła się wizja, a zegarek ponownie wskazywał godzinę.

Że to niby ja? Przecież nic takiego nie robiłem, ani nie miałem nawet zamiaru. A jak tak dalej pójdzie to na pewno nie zrobię. To nie mogłem być ja!” Spojrzał znów na zbira i choć nie miał co do jego osoby żadnych nadnaturalnych odczuć wolał się upewnić. Wyczulił się na przepływ kwintesencji, która ujawniła się niczym błyszczące niczym rtęć wstęgi, układające się w skomplikowane konstrukcje. Świat wyglądał jednak normalnie, bez żadnych fenomenów, wynalazków, czy dodatkowych źródeł zasilania, a na pewno nie nadprzyrodzonych istot. Okolica była czysta. W innej sytuacji byłoby to pocieszające, teraz jednak wolałby chyba Technokratę, niż nieprzewidywalnego psychopatę. „Obym się nie musiał za to ugryźć potem w... płat czołowy. O czym ja myślę?

Szturchnął go. Odloty w prekognicję i pozazmysłowe zbieranie informacji musiały być dosyć dziwaczne. „Szkoda, że nie jestem jeszcze zielony... to by uwierzył, że jestem chory...
- Nienajlepiej się czuję, to chyba nic dziwnego... – zwiesił głowę. I tak będzie go prowadził do toalety, przez to mógł stać się jeszcze bardziej wiarygodny. Tam była na szczęście ochrona, gdyby tylko dało się zwrócić jej uwagę, a on nie mógł wtedy wystrzelić.

Wystrzał z pistoletu następuje po uderzeniu iglicy w spłonkę. Pod wpływem uderzenia piorunian rtęci reaguje powodując eksplozję ładunku prochu. Wtedy nabój wyrzucony sprężonym gazem odrywa się od łuski i wlatuje przez lufę. Możliwość przerwania procesu byłaby banalna, gdyby wiedzieć, jaka to dokładnie broń, a jeszcze lepiej móc ją zobaczyć. Ciężkie kalkulacje sprowadzały go coraz bliżej do toalety. „Starczy, że muśnie, a strzeli, ciężko będzie to wykalkulować, szczególnie jeśli by się nie udało. Starczy, że muśnie...” Impuls przemknął przez świadomość Syna Eteru wyłaniając się z odmętów podświadomości, a być może innych pokładów umysłu skrywających tak zwane „genialne pomysły”. Ten skurczybyk wcale nie musiał nacisnąć spustu. Starczyło go powstrzymać.

Wymacał ponownie telefon w kieszeni. Miał kilka ulepszeń, był niemal niezawodny. Niemal, ponieważ każda ingerencja w cudze wynalazki nosiła pewne ryzyko niepowodzenia. Nawet jeśli znał się na elektronice, telefony same w sobie były dosyć skomplikowane i opierały się głównie na oprogramowaniu. Musiał jednak wystarczyć. Efekt zapewne nie tak doskonały jak mógłby być przy użyciu jego zcybernetyzowanej rękawicy, ale prawdziwy Naukowiec musi nieraz sobie radzić korzystając z dostępnych, a nie tylko najlepszych narzędzi.

Widząc już grupę ochroniarzy niedaleko miejsca swojego niedoszłego mordu skupił się na zadaniu. Pchnął swoją wewnętrzną energię, a ta milionami nanocząsteczek spłynęła przez niewidoczne kanały kwintesencji wprost do jego ręki. Wybrał losowy numer i wcisnął połączenie. Ścisnął następnie dotykowy ekran tak mocno, że ten aż się ugiął, a zgromadzona energia, zmieniła gwałtownie położenie i siłę, by wcisnąć się wagą kilkunastu kilogramów na przeciwnej stronie spustu wymierzonego w maga pistoletu razem z falą magyicznej energii, która sprzyjała w tej chwili całą swoją mocą czynionemu efektowi. „Musiałbyś na nim teraz stanąć sukinkocie!

Profesor Turbo rozluźnił nieco lewe ramię by się łatwiej wyśliznąć, a prawą pieść zacisnął na uchwycie torby. Ten psychopata musiał myśleć, że już niemal po wszystkim, byli prawie u celu. Jon nie miał jednak zamiaru dać się zabić, a na pewno nie w taki prostacki sposób. Teraz czekał tylko na odpowiednią chwilę, by złapać go w niezbalansowanej pozycji, najlepiej z jedną nogą w górze, by sprzedać mu cios torbą w plecy i uciec, a pomoże mu w tym buzująca w żyłach adrenalina.

Raz, dwa, trzy...
 
Kritzo jest offline