Wątek: C E L A
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2010, 20:47   #6
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Zrealizowałam się w życiu. Dla ścisłości, dwadzieścia trzy razy.
Chodziłam w butach samego pieprzonego boga. I sądzę, że odwaliłam za drania kawał dobrej roboty.

Teraz pozostały czarowne wspomnienia.
Jaskrawoczerwona krew tryskająca z tętnicy.
Jej metaliczny słodkawy smak.
Wnętrzności wylewające się na podłogę tworzące misterny artystyczny galimatias.
Szelest gasnącego serca.

Przekroczyłam barierę.
Rozpostarłam skrzydła.
Uświęciłam siebie za życia.
Nawet tu, za siatką stalowych prętów, wypełnia mnie najczystsza esencja wolności.

Nie wiecie co tracicie...
Nie poznacie smaku życia dopóki nie skosztujecie śmierci.

Zabijanie jest cudem, dostępnym na wyciągnięcie ręki. Daje władzę. Dreszcz. Satysfakcję. I najlepszy orgazm jaki sobie kurwa można wyobrazić.
Czytasz i dygoczesz? Niepotrzebnie. Powinieneś spróbować, wiesz?
Zdecydowanie powinieneś spróbować. Wiem co mówię.

fragment „Wspomnień z celi śmierci” autorstwa Jill Briggs

* * *

- Zbieraj się Briggs, masz widzenie.
Twarz Jill to zbliżała się to oddalała od gładkiej betonowej podłogi.
Pięćdziesiąt dwa, pięćdziesiąt trzy, pięćdziesiąt cztery...
Pompki. Jej niedawny patent na więzienną nudę.
Skrzypnęły stalowe drzwi, w progu pojawiło się dwóch uzbrojonych w pałki strażników.
- Twarzą do ściany, ręce za głowę, nogi szeroko.
Pięćdziesiąt pięć, pięćdziesiąt sześć, pięćdziesiąt siedem.
Klawisze stanęli w odległości dwóch kroków. Jeden z nich warknął ponaglająco i trzepnął pałką w kratę. Wibrujący dźwięk poniósł się echem w dół korytarza.
- Słuchaj Briggs, mamy ci wysłać pisemną prośbę? Jeśli zaraz nie ruszysz...
pięćdziesiąt osiem
- swojej zasranej dupy...
pięćdziesiąt dziewięć
- pod ścianę to ci z niej zrobię...
sześćdziesiąt.

Nie dokończył. Kobieta uniosła się do pionu nad wyraz energicznie i posłała mu spojrzenie pod tytułem „gdybym miała w ręku długopis wbiłabym ci go w oko skurwielu”. Odrzuciła w tył potok wilgotnych od potu włosów i mocniej zawiązała w pasie rękawy pomarańczowego kombinezonu.
Jill mogłaby uchodzić za ładną. Może jedynie jej rysy były zbyt ostre a oczy zbyt zimne. W bladoniebieskich tęczówkach czaiło się coś niepokojącego. Mięśnie ramion miała solidnie wyrzeźbione od intensywnych ćwiczeń, dzięki czemu liczne tatuaże prezentowały się bardziej efektownie. I włosy miała niepospolite. Wyjątkowo długie, sięgające pasa, jak z cholernej reklamy szamponu.

Przez ułamek chwili trwali w impasie naprzeciwko siebie, niby rewolwerowcy na planie taniego westernu. Mężczyźni unieśli groźnie pałki ale wówczas Jill okręciła się na pięcie i posłusznie przylgnęła do ściany. Grobową powagę tej sceny zburzył jedynie jej niski gardłowy śmiech. A może ją podkreślił.

* * *


Za taflą pancernej szyby czekał na nią nikt inny jak Miles Turner, adwokat z urzędu. Jill nigdy nie miała wobec niego wygórowanych oczekiwań. I tak było pewnym, że będzie się smażyć na krześle elektrycznym. Pozostawała tylko kwestia ile Turner kupi jej czasu. Uniosła skute kajdankami dłonie, złapała za plastikową słuchawkę i przyłożyła do ucha.

- Odrzucono apelację – Turner zaczął z grubej rury.
Jill uśmiechnęła się pobłażliwie. Głos miała niski, przebijał w nim silny teksański akcent.
- Chyba się tego spodziewaliśmy, prawda Miles? -
Mężczyzna poluzował krawat, pocił się niemiłosiernie.
- Prawda.
Wyglądał na spanikowanego, jak zawsze podczas ich małych więziennych tete-a-tete. Może się spodziewał, że Jill rozbije zaraz pięścią zbrojone szkło, rzuci się na niego jak rodowity bullterier i przegryzie szyjną aortę. Siedział w każdym razie jak na szpilkach.
- Jill, ale jest jeszcze pewna szansa, pewien projekt...

Słuchała w skupieniu. Jej twarz zastygła niby forma kamiennej maski.
- Mógłbyś sobie darować te bzdury z uchyleniem wyroku. Naprawdę masz mnie za skończoną idiotkę, Miles?
Turner przełknął głośno ślinę i znów poluzował krawat.
- Tak mi powiedziano.
- Tak ci nakłamano.
- Czyli się nie zgadzasz?
- Tego nie powiedziałam – jeden z kącików jej ust poszybował ku górze w geście zadowolenia. - Ale mam jeden warunek.
- Jaki?
- Mój brat, Joshua. Jemu też przedstawcie tą ofertę. Na pewno z chęcią posłuży wam za królika doświadczalnego.

Adwokat ułożył papiery w metalowej szufladce, którą pchnął zaraz na przeciwną stronę szyby. Podpisała lekką ręką. Choć nie wierzyła, oczywiście, w ani jedno zdanie, które ów magiczny kontrakt zawierał.
 
liliel jest offline