Gdy mały tropiciel, wycelował w Ur'Thoga z kuszy, ten cofnął się o krok. Fakt. Żył w dziczy nierzadko zachowywał się jak zwierze, jednak nie brakowało mu instynktu samozachowawczego. Nie chciał dać karłowi powodu do naciśnięcia spustu. Szybko jednak sytuacja się uspokoiła i zielonoskóry wypuścił trzymane w płucach powietrze nosem. Na szczęście drugi z dwójki podróżników miał bardziej przyjazne podejście do otoczenia niż niziołek. Sprawa stała się jasna.
-Nie wygląda na takiego.- skomentował półork spoglądając na karła -Przypomina raczej targowego kieszonkowca... Bez urazy.- był szczery, bo czemu by nie? Wszak taką miał naturę. Kłamstwo nie było mu w niczym potrzebne. Kiedy zaś elf wspomniał o goblinach mieszaniec z toporem wejrzał na niego zaintrygowany przedstawioną sprawą.
Gobliny były fałszywymi i tchórzliwymi pokrakami. Często paktowały z orkami, ale tylko dlatego, że obawiały się ataku z strony większych zielonoskórych. Thog nie raz nie dwa zabijał przygłupiego pokurcza, z byle powodu. Było mu z tym dobrze. Teraz zaś stał przed nim dylemat, czy pożegnać dwójkę wędrowców i życzyć powodzenia w zabijaniu goblinów, czy też może dołączyć się do nich. Za i przeciw było sporo. Przede wszystkim mając do kogo się odezwać mógłby choć na chwilę zapomnieć o koszmarach, które go nawiedzały. Z drugiej zaś strony nie mógł ufać elfowi i niziołkowi. Kto wie, czy nocą nie obezwładnią go w śnie i nie zaprowadzą do najbliższej osady oskarżając go o bycie okolicznym potworem, który działał w zmowie z rzeczonymi goblinami.
Złoto na wiele mu się zdać nie mogło. Wszystko czego potrzebował miał w zasięgu ręki. Wszystko, co mogło mu się przydać, dawała mu natura. Jednak dobrze byłoby kiedyś udać się do miasta i kupić jakiś lepszy pancerz. Ten, który miał na sobie należał niegdyś do nierozsądnego łowcy, który zabrnął za głęboko w tereny klanu Ur'Thoga. Półork nawet nie pamiętał nazwy owego klanu. W końcu wziął głęboki wdech.
-Ur'Thog. Tak się nazywam. Ale... Możecie mówić mi Thog.- odezwał się w końcu po dłuższej chwili milczenia, którą poświęcił na przemyślenia.
-Idę gdzie oczy mnie poniosą...- zawahał się jeszcze przez krótką chwilę -A dzisiaj niosą mnie tam, gdzie i wy się udacie.- odrzekł w końcu wyrażając swoje stanowisko, po czym podszedł bliżej do dwójki.
-Macie jakiś trop?- spytał na koniec. |