Nareszcie po zbędnym, jak dla bandytów, przelewie krwi. Emeralda rościłaby sobie najchętniej drogę bez tych kinder-niespodzianek, acz z drugiej strony bijatyka sprawiła, iż mieszek napełni się garścią miedziaków oraz srebrników. Podarunek od napastników nie imponował jej w ogóle, ale czego można było spodziewać się od zwyczajnych zbójców, nie parających się magią? W końcu te dziesięć srebrnych monet oraz "marne" grosze były lepsze niż pustka w łatanym woreczku.
Blondynka otrzepała swą zieloną suknię z kurzu, lecz włosów nie poprawiała. Prawdę mówiąc, szkoda było na to czasu. Dalszy ciąg podróży czekał, kompania łupiła bandytów z "najlepszych" prezencików, więc "wierszokletka" prędko włączyła się do akcji "Podaruj podróżnym odszkodowanie za przerywanie podróży".
W tym momencie grupa podróżników przypominała sępy, które to wydzierały z owej padliny to, co im w smak nadawało. Poza błyszczącymi "krążkami" mała wiedźma znalazła też pierścionek. Niestety, za duży na jej szczupłe paluszki, więc Emeralda, nie do końca zadowolona z "kąska", schowała go do sakiewki.
Ponadto znalazła też nóż z mahoniową rękojeścią, na którym wygrawerowane były... hieroglify? Nieważne, broń ładną wykonano, lecz zielonooka nie widziała w niej póki co większego pożytku. Przecież Kijaszek w zupełności jej starczał, a bagnetu nie miała gdzie schować. Bo gdzie - do sakiewki? Że nie dość, że ciężko jest dziury finansowe załatać, to jeszcze ma sobie dorabiać kolejne, w tym przypadku w mieszku?
I jedna kwestia pozostała do rozwiązania.
Co z tymi denatami "wypoczywajÄ…cymi" po walce na drodze?
- Proponowałbym ich zaciągnąć do lasu - propozycja padła ze strony Breggan'a.
I jak zaproponowano, tak uczyniono. Wkrótce zwłoki znalazły swoje miejsce na wieczny odpoczynek.
~~~
- Aj tam, moglibyśmy przecież je skremować. Wzięłam nawet jedzenie - odezwała się po fakcie Shiva. Akurat wtedy, gdy już wsiadali do bryczki. - Można byłoby coś upolować i zrobić sobie przerwę na posilek.
Na szczęście chyba nikt nie zainteresował się ekwipunkiem blondynki. Były zioła, chleb, znalazło się też wino, choć odrobinę zgorzkniało, bo gdy Shiva pociągnęła je z gwinta, na jej twarzy zaznaczył się grymas. Ale na szczęście jeszcze nadawało się do picia.
Butlę z trunkiem przykryła ziołami, aby te dały jej nieco cienia. Ułamała kawałek bochenka i zaczęła go jeść.
Gdy znajdowała się na bryczce, niby od niechcenia spoglądnęła na dwójkę "stojących i ładnie się prezentujących". Czy oni skamieniali, że mam im zaserwować wywar z mandragory? - spytała się od niechcenia, za pewnie kpiąc sobie z bierności owych kompanów. - Czekają na boże zbawienie czy raczej czekają, aż powiemy im "Papa"? Ja im zaproszeń serwować nie będę,
Choć pewnie wychodzę na ględę,
Ja czekać na nikogo nie lubię,
A tą parkę najwyżej sobie zgubię.
- Hej, gołąbeczki, męska decyzja! Idziecie, czy zostajecie? - zawołała do niezdecydowanych.
Tak, pani Emeralda bardzo nie lubiła czekać. Po chwili stukała palcami i zwróciła się do tych na pokładzie.
- A państwo niegłodni?
__________________ Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't. Na emeryturze od grania. |