Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2010, 09:38   #12
Idylla
 
Idylla's Avatar
 
Reputacja: 1 Idylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znany
Otworzyła jedno oko, potem drugie, a gdy dostrzegła nad sobą futrzastego stwora, zamknęła je natychmiast i poderwała się do siadu, przez co czworonóg stracił równowagę i zmuszony był zeskoczyć z kanapy. Helen ulokowała się na niej ubiegłego wieczoru, kiedy była już zupełnie padnięta na zabawy zorganizowanej w jej mieszkaniu przez Michelle.

Przeciągnęła się i ziewnęła. Jeszcze nie wstała, próbując odgonić resztę snu czającego się pod powiekami. Tuż obok niej szczekał radośnie pies.

"Nie przygarniam więcej bezdomnych kundli" postanowiła stanowczo. Szarpnęła ręką, którą zaczął lizać czworonóg. Spojrzała na niego na w pół sennie, na wpół groźnie.

Po raz kolejny ziewnęła. Rozejrzała się po pokoju. Kiedy nie dostrzegła nikogo, poderwała się na równe nogi. Koc, którym ktoś ją okrył, spadł momentalnie na ziemię. Zrobiła dwa kroki i ostrożnie wyjrzała przez szeroko otwarte drzwi do salonu. Jednocześnie nasłuchiwała strzępków jakiejkolwiek rozmowy, wytężyła słuch próbując zarejestrować nawet najmniejszy szept.

Nie usłyszała najdrobniejszej zmiany. To znaczy, że wszyscy już poszli, że było bardzo późno. Największe śpiochy już się rozeszły, więc godzina stanowczo nie była wczesna. Poszli sobie bez słowa i nawet posprzątali bałagan, jaki został po wczorajszym świętowaniu. Uważnie okrążyła cały pokój, jednak nic się nie zmieniło. Wciąż było idealnie czysto i schludnie. W dodatku, jak brakowało mebli, tak ich brakowało. Przeszła spokojnie do kuchni, a za nią podreptał pies. Stanęli oboje przed lodówką i wpatrywali się w nią przez dłuższą chwilę.

Stworek – jak nazwała pieszczotliwie psa – węszył za jakąś wędliną na dole, Helen za jakimiś warzywami na górze. Oboje srodze się zawiedli, gdyż jedyną rzeczą jaką znaleźli, były trzy puszki z rybami. Chyba nawet nieco przeterminowane. Helen zatrzasnęła drzwiczki i spojrzała na psa.

- Dzisiaj będą rybki. - Zamachała mu przed pyskiem puszką. - Chyba że...

Pogrzebała w szafce nad zlewem i po chwili z uśmiechem zadowolonego dziecka wyciągnęła czekoladę.

- Chyba jednak zostaniemy przy słodyczach.

Podzieliła się ze Stworkiem swoimi tajnymi zapasami. Kiedy oboje byli już trochę pożywieni, Helen doszła do wniosku, że najwyższy czas zbierać się. Niebawem czekało ją spotkanie. Przyjęli ją do pracy, co oznaczało wreszcie uzależnienie finansowe od dwojga jej despotycznych współpracowników.

Zamierzała się uszykować do wyjścia. Minęła łazienkę, w której ktoś żałośnie jęczał. Podeszła cicho i zapukała do drzwi. Kiedy nie słyszała odpowiedzi, nacisnęła delikatnie klamkę, która jednak nie ustąpiła.

- Dobra, kto tam jest i czemu zamykasz się w mojej łazience? - zapytała głośno. Mówiła wyraźnie i przeciągała każde słowo, tak aby osoba w środku dobrze ją zrozumiała.

- Zgadnij. I czemu twojej? Też tu mieszkam i płacę czynsz. - Oburzył się zaraz głos po drugiej stronie.

- Bywasz tutaj rzadko, sporadycznie regulujesz swoje rachunki i jesteś w ciężkiej sytuacji emocjonalnej – wyliczała na placach, podśmiewając się za każdym razem, kiedy dobiegało ją kolejne jęknięcie.

- Dlaczego ty mi to robisz? Cóż że jam ci takiego uczynił, nadobna...

- Jeżeli dokończysz, to tam wejdę i się to źle skończy! - Helen zagroziła pięścią parze niewinnych drzwi. Żałosny, teatralny płacz dobiegł do uszu zaniepokojonego psa, który ulokował się za nową właścicielką i szczeknął.

- Zabierz, że tego futrzaka! - Krzyk zdenerwował momentalnie psa. Zaszczekał i, z obnażonymi kłami, spojrzał na Helen.

- Dobrze, już dobrze, Stworek. On zaraz się stąd wyniesie. My zajmijmy się sobą. No chodź, chodź.

Poprowadziła psa do swojego pokoju i zamknęła drzwi. Pies wesoło zamerdał i wskoczył na jej łóżko. Helen nie próbowała go nawet z niego zrzucać, zajęta wyszukiwaniem sobie ubrań. Była już spóźniona, zbliżało się czas spotkania. Wygrzebała z szafy bluzkę z długimi, obcisłymi rękawami, leginsy, poobdzierane w kilku miejscach, trampki i jakąś wełnianą czapkę na głowę. Było zimno, a ona nie chciała się przeziębić.

Trzask drzwi i kilka przekleństw pod jej adresem, były dobrym znakiem. Jeszcze brakowało tylko szczęku zamka i... tak. Drzwi wyjściowe zamknęły się z głośnym hukiem. Z wybranymi ubraniami przewieszonymi na przedramieniu wychyliła się zza drzwi. Uspokojona i rozluźniona przemknęła błyskawicznie do łazienki.

Już uszykowana, zgarnęła z szafki klucze do mieszkania i nakazała psu pilnowanie domu. Zbiegła schodami na podwórze i skierowała do upragnionego celu. Nie wiedziała nic, jedynie z kim mają się spotkać. Z jakimś łowcą, nazwiska nie pamiętała. Piechotą było taniej, choć nie zbyt bezpiecznie. Nie zainwestowała do tej pory w żaden samochód, więc albo zdana była na komunikację miejską lub taksówki, albo na chodzenie piechotą.

Po kilkudziesięciu minutach pojawiła się w budynku i podążyła do Sali Narad. Po drodze wypytała się dokładnie którymi korytarzami powinna iść, a następnie wcieliła plan w życie. Weszła przez uchylone drzwi i spojrzała po zebranych w niej osobach. Nie odezwała się, a jedynie uśmiechnęła się i usiadła przy długim stole. Czekała na tego, który opowie im o wszystkim. Nie lubiła czekać, ale nie miała aktualnie w tym względzie większego wyboru.
 
Idylla jest offline