Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2010, 11:01   #17
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Nie tego się spodziewałam. Myślałam, że praca Łowcy będzie polegała na czymś zgoła innym, a mianowicie, że będą po nas posyłali już wtedy, kiedy namierzą rozbrajającego Umarlaka a my będziemy musieli go znaleźć, wyciągnąć z jego nory, zakołkować, spalić, rozczłonkować lub odesłać gdzie jego miejsce. Tymczasem to, co zobaczyłam bardziej przypominało pracę na glinowni. Teczki z aktami, odprawa, jakieś układy w stylu podwładni i dowódca. Czy to oznaczało, że będziemy musieli pisać raporty ze sprawy? Czy to także oznaczało, że od jutra powinnam zacząć brać do roboty kawę i pączki? Nie, to amerykańscy gliniarze tak robią. Brytyjski „bob” nigdy nie zhańbiłby się zjedzeniem pączka na służbie.

Kurde, po przejrzeniu teczki ze sprawą „Rzeźnia”, do której mnie przydzielono od razu odechciało mi się myślenia o jedzeniu. Osiem zaszlachtowanych i skrwawionych ofiar. Załączyli nawet zdjęcia. Cholera. Osiem durnych dziewuszek w wieku od szesnastego do dziewiętnastego roku życia uznało, że najlepszym sposobem spędzenia wolnego czasu jest wybranie się wieczorem na Rewir. Osobiście uważam, że za głupotę należy karać, ale nie tak. Na to sobie te młode idiotki nie zasłużyły. Ich obrażenia wskazywały na robotę wampira i to my go mieliśmy znaleźć. Czyli mieliśmy przeprowadzić śledztwo i to na Rewirze. No pięknie kurde, pięknie.

O robocie detektywa wiem tylko tyle ile przeczytałam z książek detektywistycznych. Szczerze mówiąc literaccy detektywi zawsze nieco mnie wkurzali. Holmes z tym swoim nadęciem i zapatrzeniem w siebie, zawsze w taki sposób wyskakiwał ze swoimi teoriami jakby chciał innym pokazać, jaki to on jest mądry, podczas gdy reszta to totalni ignoranci. Następny ten cały Poirot. Wkurzający, mały facecik. Nigdy nie mogłam zrozumieć jak angielska pisarka mogła uczynić Francuza głównym bohaterem swojej powieści. No w zasadzie to on był Belgiem, ale w końcu gadał z francuskim akcentem. No i dalej Spade Hammetta seksista, który w zasadzie tylko, dlatego rozwiązał sprawę, że wręcz się potykał po drodze o dowody. I jak ja mam się znaleźć w tym wszystkim. Nie mogę wykorzystać żadnych z metod tych cwaniaczków. Nie mam zdolności dedukcyjnych Sherlocka ani zamkniętego grona podejrzanych jak Herkules. Ani tym bardziej nie mogę wyrywać kolejnych panienek czekając aż sprawa się sama rozwiąże jak Sam. Jedyne, co mi pozostaje to patent Colombo. Swoją upierdliwością doprowadzić potencjalnych podejrzanych do białej gorączki. A potem tylko czekać aż któryś z nich popełni błąd. Tylko, że ta metoda też miała w odniesieniu do mnie swoje minusy. Po pierwsze miałam około dwóch tysięcy podejrzanych, bo tyle jest wampirów na Rewirze ( nie wspominając tych mieszkających w mieście) a po drugie mój podejrzany doprowadzony do stanu białej gorączki mógł bez problemu urwać mi głowę gołymi rękami. Świetnie, co?

Ze sprzętu oferowanego nam przez ministerstwo wybrałam kuloodporną kamizelkę, ale od razu pożyczyłam sobie wodoodporny mazak i naszkicowałam na niej znak ochronny taki jak zwykle haftowałam na swoich ubraniach. Czułam, że inaczej kamizelka gryzłaby się z moim ciuchami. A tak, kiedy już udało mi się ją włożyć pod bluzkę to pasowała mi do reszty ciuchów. Zrezygnowałam z broni palnej, bo uznałam, że naprawdę nie przysłużę się nikomu, jeśli się z niej postrzelę albo któregoś z członków mojej grupy. Zamiast tego wzięłam srebrne noże w specjalnych pochewkach, które umieściłam odpowiednio po dwie na przedramionach, jedną na lewej łydce a ostatnią najdłuższą sztukę na prawej łydce. Sprawdziłam jak się z tym wszystkim poruszam i wyszło, że będę musiała do takiego obciążenia po prostu się przyzwyczaić. Na koniec dostałam amulet na łańcuszku. Trochę wahałam się czy go wziąć, ale w końcu się zdecydowałam. Jak dają to bierz.

Przyglądałam się trzem gościom, z którymi miałam pracować. W grupie poza mną nie było innej baby. Cieszyć się z tego czy wręcz przeciwnie? Na szczęście jeden z nich od razu zaoferował się, że będzie prowadził. Uff jeden problem z głowy. Od razu przyznałam się ze kiepsko prowadzę. Jeśli dobrze to rozegram to nigdy nie będę musiała prowadzić samochodu w pracy. Jak zobaczyłam podekscytowanie facetów widokiem wozu który nam udostępnili to już byłam pewna że nigdy nie będę musiała siadać za kółkiem. Ekstra. Mnie za to w sprawie samochodu interesowało coś zupełnie innego. Od razu sprawdziłam, jakimi symbolami okultystycznymi został naznaczony. Jeden poczwórny krąg ochronny, dwa znaki odpędzające na przedniej i tylnej szybie i kilka amuletów wiszących na przednim lusterku. Jak na wóz z MRu moim zdaniem trochę słabo. Jak tylko skombinuję trochę farbki naznaczę go tak jak naznaczyłam swój wozik. Dopiero wtedy ten samochód będzie w pełni bezpieczny. I guzik mnie obchodzi, co sobie na ten temat pomyślą ludzie z MR. W końcu powinni być zadowoleni, że ktoś zadba o ich wóz.

W aucie od razu okazało się, że ten nieduży facecik, który siadł za kółkiem to niezła gadułka. Nawijał jak nakręcony. Za to pozostała dwójka chyba nadal była w skautach i właśnie zdobywała sprawność milczka. Jeden, ten z dziwnym imieniem (a gdzie się podział stary, dobry John, nonszalancki Tom albo klasyczny James) wyglądał jak jakiś były glina, wojskowy czy komandos albo skrzyżowanie wszystkich trzech. Ostatni z mężczyzn wpatrywał się uparcie w szybę. Chyba nie chciał prezentować nam swojej twarzy oszpeconej wielkim tatuażem krzyża. Zastanawiałam się, co mogło go skłonić do zrobienia tego czegoś i doszłam do wniosku, że cokolwiek by to nie było to facet chyba nie jest zbyt bystry. Bo albo się ktoś go przekonał, że to zajebisty pomysł albo to wynik przegranego zakładu albo się schlał w trupa i „kumple” go tak urządzili. Chociaż w obu pierwszych przypadkach chyba też nie obyło się bez towarzystwa alkoholu. Bo jeśli zrobił to na trzeźwo to naprawdę brakłoby słów żeby określić stopień jego głupoty. Tak czy inaczej tatuowanie sobie krzyża, który jeśli facet nie był wierzący gówno by zdziałał przeciwko Umarlakom nie ma sensu. No chyba, że jego zdolności pirokinezy zależą od poziomu emocji i żeby wyczarować naprawdę wielki ogień musi się porządnie wkurzyć. Zerka wtedy szybko w lusterko, myśli: o żesz ... ale się dałem urządzić i ogień huczy aż miło. Nie mogłam się opanować i zmusiłam go do spojrzenia w moim kierunku. Nie lubię, gdy ktoś, kto ze mną rozmawia nie patrzy na mnie. Nadałam mu nawet swoje własne przezwisko. ”Krzyżowiec” wydawało mi się dużo bardziej trafne i zabawniejsze niż ta jego pompatyczna „Brama”. Facet, mimo że się trochę z nim drażniłam zachował spokój i zaakceptował mój pomysł. Może jednak nie będzie taki zły jak początkowo myślałam. Poza tym postaram się go więcej nie drażnić. Nie wolno igrać z kimś, kto w chwilę może sfajczyć mi dom.

Na wszelki wypadek poinformowałam wszystkich trzech żeby nie zdradzili przed Umarlakami, że jestem Fantomem. Powinno to dla nich być oczywiste, ale kto ich tam wie. Poza tym wszyscy trzej oczywiście umieli strzelać. No cóż musiałam się przyznać do mojej indolencji w tej kwestii a także do braku kondycji. Na szczęście telekinetyk też od razu podkreślił swoje braki w dziedzinie sprawności fizycznej. Nic dziwnego przy takiej ilości wypalanych papierosów musiał dostawać zadyszki po zejściu z pierwszego piętra. Ale i tak w moim przypadku nie obędzie się bez wizyt na strzelnicy. Muszę trochę podciągnąć się w kwestii strzelania. Może po małym treningu uda mi się trafić w stodole z trzydziestu kroków a nie z pięciu.

Rozglądałam się ciekawie po Rewirze, bo rzadko tu bywałam a żeby być dokładniejszym to nigdy tu nie bywałam, jeśli nie było takiej potrzeby. Ulice wyglądały jak wymarłe. Cała impreza musiała rozkręcać się po zapadnięciu zmroku. Znowu pomyślałam o ludziach, którzy z własnej woli wpadali tu na wieczornego drinka i kilka chwil dobrej zabawy. Generalnie wypadki zdarzały się tu bardzo rzadko, bo wampiry próbowały adaptować się do społeczeństwa i pilnowały ostro porządku. Aż do teraz.

Mimo że był jeszcze dość wczesny ranek i tylko zamieszkujący Rewir ludzie ( tak ludzie też tu mieszkają) snuli się apatycznie po ulicach to chłopaki z GSRu byli dość nerwowi i zdecydowanie nie chcieli mieć do czynienia z tutejszymi Pijawkami ani z ich przedstawicielami. Telekinetyk, Russel zaproponował żebyśmy w dwójkę porozmawiali z dziennym przedstawicielem kantyka, najwidoczniej sam kantyk nie był na chodzie za dnia. Egzekutor i „Krzyżowiec” mieli obejrzeć miejsce masakry. Dobry pomysł zważywszy na to, że ich obecność mogła zirytować sympatyka Pijawki a ich małomówność i tak nie czyniła z nich przydatnych rozmówców. Póki, co nie chciałabym wkurzać środowiska kantyka. Facet czy raczej wampir był znany ze swej współpracy z ludźmi i zakładałam, że ta sytuacja jest mu bardzo nie na rękę, więc będzie dążył do szybkiego rozwiązania sprawy. Obawiałam się tylko, że będzie starał się to zrobić na własną rękę. W ogóle fakt, że ofiary znaleziono tuż pod progiem kantyka sugerował jakieś wewnętrzne przepychanki między Zębatymi. Jeśli tak właśnie było to nie zamierzałam pozwolić kantykowi na samosądy. To ludzie stracili tutaj życie i ludzie wymierzą karę winnym. Niedobrze, że się tak nakręciłam tuż przed spotkaniem z rzecznikiem, więc przed wejściem wzięłam kilka głębokich wdechów i dopiero weszłam do środka.
 
Ravanesh jest offline