Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2010, 20:06   #8
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Judasz przed przybyciem do Miasta Cieni zdążył udzielić Lorraine odpowiedzi, acz nader krótkiej i niedokładnej.

-Myślisz, że jest jedna recepta na to, o nazywacie czarami? Sposobów jest więcej od dróg.

***

Brigid ugryzła lub zadrapała istota, istotka która szczurem na pewno nie była, co kobieta w skromnych szatach zauważyła po chwili, kiedy przestała patrzeć na powoli przestająca krwawić ranę, a spojrzała na wprost. Pod ciemnoszarą ścianą, w ciemnym wgłębieniu stała zbroja, nie na człowieka lecz co najmniej wielkoluda bowiem jej zwieńczenie w postaci okrągłego, czarnego i wypolerowanego hełmu bez jakiegokolwiek wizjera znajdowało się na wysokości około czterech metrów. Odpowiednio wielkie, ciemne płyty pancerza o ostrych krawędziach pokrywały cały pancerz nie pozostawiając na widoku elementów kolczych czy innych. Opancerzenie pozbawiono zbędnych ozdób, barwę miało szarości wpadającej w smołę. Płyty prócz hełmu wydawały się być wytarte, wypiaskowane. Od szerokich, pokrytych kolcami naramienników których prawy był zdecydowanie większy, odchodziły mocarne dłonie. Płyty ogólnie luźno rozłożone, pełne zakamarków. W lewej dłoni makieta miała osadzona wielką, kwadratową tarczę czarną jak noc, ciężka jakby powiększony pawęż. W drugiej ręce jako wielkiej, nienaturalnej rękawicy, trzymała metalową włócznie której rozszerzające się na boki, a potem ponownie zwężające srebrne ostrze mogło ostrymi krawędziami przepołowić istotę ludzką. Z wnętrza opancerzenia dobiegał miarowy odgłos szurania, tarcie, cichego brzęczenia i pukania o krawędzie metalu. Odgłos był tak hipnotyzujący i niebywały, że kobietę przeszły dreszcze, a ciemność polizała ciało wraz z delikatną nutą strachu która teraz dopiero rozkwitła.
Szczur okazał się wcale nie być szczurem. Za wielką nogą zbroi karały się humanoida, podobna do mała zębata istota gabarytów małpiatki. Szare futro drgało powoli kiedy to delikatny, nabrzmiały tors dychał powietrzem, chude, czarne, patykowate nogi podrygiwały zakończaniem w postaci obdarzonej szponami stopy. Dłonie chwytały się nogi, dłonie obdarzone pięcioma ludzkimi palcami których zakończeniem zostały żelazne, ostre pazury. Najgorsza była jednak głowa, wielka, nieproporcjonalna i ponownie pokryta szarą sierścią. Wielkie, mętne oczy pozbawione źrenic i tęczówki wpatrywały sią w nią, a rozwarte usta do dyszenia ukazywały kilka rzędów zębów, gdzie pierwsze były drobniutkie, przypominające igiełki, a ostatnie wielkości kciuka Brigid Monk. Wnet stworzenie czmychnęło za broję, chowając się pod jedną z płyt. Ilustracja z bestiariusza zadrgała delikatnie, a kiedy kobieta wzięła ją w swe dłonie, ujrzała dokładnie wykreślone, na odwrocie, słowa które pomimo ciemności mogła rozczytać.

”Przeklęte istoty które zawiniły tylko wiernością. Zamknięci, pożerani i poganiani. Wojsko nowej ery. Zniszcz wiezienie, pożeraczy i poganiacza, a będą wolni.”

Mrugnęła, a napis zniknął. Tymczasem w dalszej części sali Selene uczyniła grymas zastanowienia na słowa Lorraine, przystanęła. Ciemność ostukała ich i odprowadzała do niewiadomego smutku. Zarówno dziewczynie jak i drwalowi zrobiło się smutno tylko z tego powodu, że jest tu ciemno i nie ma światła. Księżniczka uśmiechnęła się wesoło w stronę Kristberga.

-Możesz oświetlać drogę, lecz jak tylko srebrnym blaskiem, jaki bije od gwiazd i księżyca, dobrze? A ty – spojrzała na Girardprzymierzysz takie kolczyki, może ci się spodobają. Z jakiego dworu pocho...

Zamilkła, rozglądając się w ciemności za Brigid. Lorraine nie zdążyła nawet przeanalizować, co ona miała na myśli. Bowiem oni poszli za daleko, albo mrok zgęstniał, gdyż z pola widzenia uciekła im zarówno ona, jak i trony i Judasz. Selene znowu pochwyciła ich za dłonie i pociągnęła za sobą do biegu. Podczas pędzenia kafelki wydawały echo i pogłos, a ciemność nabrała całkowitego kształtu smagając twarze niby wiatr czy woda podczas płynięcia. Trójka wyskoczyła za plecami Brigid, wyłaniając się z ciemności. Selene spojrzała na nią.

-Chyba nie zamierasz tak iść na bankiet?


Uśmiechnęła się tym razem mniej delikatnie i bardziej stonowanie, jak na księżniczkę przystało. Dalsza droga poprzez ciemności przebiegła już powoli i spokojnie. Skręcili gdzieś w bok, i ponownie znaleźli się w zatęchłym, kamiennym korytarzu, a nie sali tronowej. Ciemność dokuczała jak uprzednio, do chwili, kiedy wędrówka w całkowitym mroku, kilku skrętach, mijaniu żelaznych drzwi, stolików i innych przedmiotów sugerujących korytarz łączący pokoje, dotarli do końca, gdzie było o wiele jaśniej.

***

Wraz z Selene, trójka podróżników znalazła się na szerokiej, wystawnej balustradzie przy ścianie wielkiego pałacu. Było zdecydowanie jaśniej. Czarne niebo zostało usypane gwiazdami jakby sypniętymi niedbałym ruchem młodzieńczej dłoni nie dbającym o jakikolwiek skojarzenia ludzi na temat konstelacji. Natomiast księżyc sytuował się w środku, wielki, w pełni i różniący się wyglądem plam od tego ziemskiego. Bulo bezchmurnie. Omeyocan, w jaśniejszym otoczeniu srebrzystego światła z nieboskłonu przypominało miasto-stożek. Na wierzchołku znajdował się kamienny, gotycki pałac pełen balustrad, wieżyczek i pomniejszych zabudowań. Budynki na zboczach i budowane ulicy były coraz to bardziej ociężałe, brudniejsze i lichsze jak patrzyło się ku dołowi, jednak zawsze z kamienia przypominały kamienice wciśnięte pomiędzy uliczki. Miasto okalał wysoki mur o kilku masywnych bramach, zadziwiający brakiem wieżyczek. Dalej zaś, aż po bezkres i zasięg wzroku, rozciągał się sosnowy las z wyciętymi w nim ścieżkami od bram przypominającymi mrówcze tunele. Miast ciemno, było już tylko mrocznie, acz mrok i tak dawał o sobie znać, im niżej, tam wypełniał zakamarki uniemożliwiając dojrzenie szczegółu. Wpychał sięw ulice, wypełniając je jako potok, napełniał szczeliny ornamentów pałacu i gardziele rzeźbionych gargulców, czmychał pod światłem księżyca w stronę dziedzińca, skąd mijając plątaninę martwych pędów i tlił się po kątach zamkowego dziedzińca. Tutaj ciemność przypominała żywą istotę płynąća dynamicznie pod światło księżyca które nie przywracało barw. Mrok był zwierzem tlącym się po kątach, upiornym wężem i płaszczką szukająca ofiar.



W miieście było bardzo cicho. Może tam, na dole, coś się działo, lecz na tyle bezgłośne, że szczyt pozostawał nieskalany innym dźwiękiem niżeli oddychanie zimnym, acz rześkim powietrzem wędrowców. Selene oparła się o rzeźbioną barierkę balustrady niczym rząd kamiennych urn z położona nań belką tak, aby mieć ich na widoku. Balustrada ciągnęła się daleko, a od strony ściany wychodziły nań wiele framug bez drzwi, skrywających ciemności pałacu. Z punktu obserwacji Kristberga, widać było, że księżyc tworzy aureolę wokół kamaszniczki, srebrną poświatę okalająca piękne, dziewczęce ciało. Ina melodyjnym głosem odezwała się do nich.

-Pięknie tutaj, prawda? Zanim przejdziemy do mych komnat i pokarze wasze, założę się, że wasza ojczyzna nie jest tak ładna! Tak... Skąd dokładnie pochodzicie, jakie macie tytuły? Ten brodaty musi być pewnie rycerzem, zagadam? A ty... – zawachlować się patrząc na Brigid jesteś kapłanką Powiernik Tajemnic, że masz pukiel jego włosów? Czemu taj jesteście? Długo mnie zabawicie?

Grad pytań wesołej księżniczki spadł na nich. Zarazem oko malarki dostrzegło na dziedzińcu ludzi. Chociaż w ciemności trudno było to stwierdzić, a wychudłem zgarbione sylwetki i monochromatyczność tutejszych barw jeszcze to utrudniała, to ona była pewna. Tak samo jak była pewna, że Selene kieruje czysta ciekawość.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest teraz online