Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2010, 09:30   #14
emilski
 
emilski's Avatar
 
Reputacja: 1 emilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodze
Trupy, trupy, trupy... Walter robił dobrą minę do złej gry. Historia powoli zaczynała go przerażać. Gdy na początku przeczytał w gazecie o zasztyletowanej kobiecie i Vctorze Proodzie, w ogóle nie myślał o tym, że to przecież jest morderstwo i może to być niebezpieczne. Myślał tylko o żonie i o tym, żeby odzyskać kontakt z Victorem. A teraz był już zupełnie innym człowiekiem. Prowadził rozmowy z poważnym przedsiębiorcą, zadawał niewygodne pytania, węszył... A najbardziej zdumiewało go to, że potrafi nawet wykazywać inicjatywę... To była rzecz, która chyba najbardziej go zaskoczyła. „Skąd u mnie ta przemiana? Czemu nie miałem tej energii, jak trzeba było odszukać morderców Muriel? Czemu wtedy byłem tym, kim byłem? Który ja , to prawdziwy ja?”

Podczas rozmowy prowadzonej przez pięciu mężczyzn w szpitalnym pokoju, pośród papierosowego dymu, który cały czas im towarzyszył, jeden z nich oprócz tego, że starał się wszystkich uważnie słuchać i ciągle zadawać nowe pytania, żeby dowiedzieć się jak najwięcej, dochodził do wniosku, że to musi chodzić o rywalizację. Ci mężczyźni powodowali w nim chęć do bycia lepszymi od nich. Uczył się bacznie ich obserwując i podziwiając umiejętność poruszania się po świecie i lawirowania między towarzyskimi niuansami. A później chce ich w tym prześcignąć. I wnieść najwięcej do sprawy.

A z drugiej strony, tęskni do czasów, kiedy ktoś wydawał mu polecenia i on po prostu je wykonywał. Nie trzeba było zastanawiać się nad każdym kolejnym ruchem...

Ten mężczyzna był dobrym księgowym, rozumiał procesy zachodzące w przedsiębiorstwie, które były odzwierciedlane w jego księgach za pomocą liczb. Dlatego raczej nie podobało mu się to, co powiedział Hiddink. To przecież Aleksander sprowadził ruskich do firmy – poza tym, to tylko zwykli robotnicy – nikt nie robiłby z nimi poważnych interesów. Kontrakt był zawarty z Nowojorczykami. Tu nie może być mowy o żadnych ekonomicznych przesłankach. Poza tym, Dominic nie mógł kazać sprzątnąć świadków, bo stało się to w tym czasie, kiedy z nim rozmawiał. Wtedy jeszcze nie wiedział, że ktoś zaczął węszyć w temacie. Chopp zaczynał układać sobie w głowie, że te wszystkie elementy, o których nawet nie chciał myśleć, czyli sztylet, krew w butelce, duchy, że te właśnie elementy odgrywały tutaj chyba większą rolę, niż by wszyscy chcieli. Rosjanie, którzy zostali ściągnięci do pracy przez kontrakt z Kuturbem musieli być w coś zamieszani i zajmować się jakimiś niebezpiecznymi sprawami. Tajemniczymi sprawami. Może jakieś wierzenia, modły, składanie ofiar. Te wszystkie zabawki, które znajdujemy pasowałyby do tego. I jeszcze teraz ta krew. Jeżeli kosztuje ona sto dolarów, to musi być wyjątkowa. Nie sądził, żeby Victor miał ją pić – musiała być ważnym składnikiem jakiejś mikstury. I Aleksander musiał to wszystko odkryć. Może tymi obrzydlistwami zajmowali się u niego w firmie, a może próbowali go na przykład szantażować, typu daj nam pieniądze, bo jak nie, to złożymy cię w ofierze, albo rzucimy klątwę, czy coś takiego. To mogły być powody, dla których Aleksander zerwał kontrakt. No i musiał zniknąć i wtedy Dominic zaczął wykorzystywać sytuację, żeby przejąć władzę. W tym miejscu rzeczywiście pojawia się ekonomia. Ale wszystko inne śmierdzi tym, na czym najbardziej zna się Lafayette. Przecież wszyscy, co się tym zajmowali, popadali w szaleństwo, wariowali i... zaczynali mordować, jak Prood. Takich rzeczy nie robi się pod wpływem zimnej kalkulacji zysków i strat.

„Tylko jedno jest na sto procent pewne, a wcześniej nie brałem tego pod uwagę: Chodząc do Duvarro i węsząc może mi grozić śmiertelne niebezpieczeństwo. Odsłoniłem się przed Dominikiem całkowicie i to błąd, ale teraz już za późno. Nie myśl o tym, bo strach cię sparaliżuje”

Dla człowieka obserwującego tę piątkę z zewnątrz, nieprawdopodobnym by było, ileż to myśli może się przewinąć w głowie księgowego i do iluż to wniosków może dojść jednocześnie prowadząc czynną rozmowę. Ale właśnie pomimo że w jego głowie ciągle trwało intensywne dopasowywanie elementów układanki, Walter cały czas chciał się dowiedzieć jak najwięcej szczegółów, ale ten cholerny Garett ciągle odpowiadał półsłówkami. Chopp miał już wyrobione o nim zdanie: facet przyjechał do Bostonu, który jest dla niego jakąś śmierdzącą wylęgarnią szamba i innych ekskrementów i nas wszystkich uważa za część tego szamba i najchętniej w ogóle by nie utrzymywał z nami kontaktów, bo śmierdzimy. A on jest profesjonalistą. Gówno prawda. Wydawało mu się ważne, żeby dowiedzieć się przez kogo został wynajęty. Walter zaryzykował to pytanie, bo podejrzewał, że może to wnerwić tego zarozumialca z przyklejonym petem da kącika ust...

Akcja potoczyła się szybko. Stopień agresji Dwighta Garetta wywołał, stan paniki w umyśle Waltera, bo poczuł, że przestał mieć władzę nad własnym ciałem i to już nie on decydował, co się z nim dzieje. Ciężko było mu oddychać z rękami detektywa zaciśniętymi na jego szyi, ale strach naprawdę pojawił się, gdy detektyw przechylił go przez okno. „A może on nie żartuje, może on rzeczywiście wywali mnie przez to okno. Przestań Walter, nie możesz okazać słabości, przypomnij sobie wojnę – tam były chwilę, kiedy ludzie chcieli cię zabijać... to... to jest tylko palant w prochowcu z przerośniętym ego.” Popatrzył mu w oczy, będąc połową ciała poza oknem i zrozumiał, że Dwight dał się ponieść emocjom, pokazał słabość, boi się, jest słaby... „Pewnie bije też kobiety, ciekawe czy do tego jest jeszcze nałogowym pijakiem.” ...obrażony chłopiec...:

-Pierdol się Dwight. Pierdol się.

Chopp znowu sam się nie poznał, bo prostu zapomniał, że taki potrafił być. Ale dla Teodora to nie mogła być nowość. Wojna pokazała mu Waltera od twardej strony. To później normalne życie go zmiękczyło.

Gdy Walter przyjmował papierosa od detektywa postanowił już nie zwracać na niego więcej uwagi... „To tylko niedopieszczony chłopiec... I pomyśleć, że przez moment chciałem, żeby wydawał nam polecenia, bo jest profesjonalistą. Phi... a on po prostu nie może uwierzyć, że zwykły księgowy potrafi wyśledzić tyle samo, co on.”

Z pokrzepionym sercem i podbudowanym ego, Chopp zaczął wraz z całą resztą przygotowywać siebie i Teodora do opuszczenia szpitala.
 
emilski jest offline