Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2010, 14:10   #2
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Rhaimer:

Pierwszym, co zawsze raziło Erica, był kontrast okolic. Nie rozumiał jak Polak mógł mieszkać niedaleko Dukes, w otoczeniu prostaków z Europy, Azji, komuchów na usługach rządu z Ameryki Środkowej, czy też brudasów z Ameryki Południowej. Profesor nie był zbyt tolerancyjny. Co prawda, to Meadows Hill było "podwórkiem" na którym John Kowalsky się osiedlił, ale sąsiedztwo z tak szemraną okolicą mogło przysporzyć mu wielu wrogów w mafijnej branży. Było tam tak wielu nędzników, pragnących podbudować swoje własne ego, tym, że kogoś okradną, nastraszą i takie tam. Liczne pseudotatuaże poprawiane codzień rano grubym markerem, plastikowe, pozłacane łańcuchy. Tacy ludzie też pragnęli choć przez chwilę być "gangsterem". Co prawda Kowalsky nigdy nie ugiąłby się pod tak mało znaczącymi chłostkami, jednak należało zbadać całe Dukes. Przede wszystkim należało zacząć od kontaktów Johna w tej dzielnicy. Meadows też było podejrzane. Tu mieszkało wielu bogaczy, którzy z pewnością zazdrościli Ojcu Fortyfikacji. Ludzie biznesu nie mają skrupułów. Sam coś o tym wiedział. Plan był prosty. Sprzedać jak najwięcej i za jak największą cenę. Cena moralna była bardzo wysoka, jednak życie pozwalało przystosować się do tych, niezbyt prostych dla człowieka rozwiązań. Brać, czy nie brać – to wybór każdego z nas. Podejmujemy go świadomie. Czy to z powodu jakiegoś "wewnętrznego głosu", czy też pod wpływem kolegów. Dochody z dragów stanowiły jego drugą pensję. Co prawda, nie zależało mu na kasie i sławie, jednak bicie kolejnych rekordów w sprzedaży prochów stanowiło teraz pewien cel w życiu Watsona. Mężczyzna siedział przy stole i co chwila patrzył na kogo innego. Próbował odczytać, co chcą zrobić, co o tym myślą. Jednak to nie zachowanie, a słowa były rozwiązaniem.
Ludzie Fortyfikacji byli jednak wielką rodziną i stanowili dla Erica coś więcej. Sam Watson wyróżniał się z tłumu. Czuł to. I jak najszybciej chciał się przystosować. Jego niepozorny wygląd mógł wskazywać na to, że zazwyczaj chował się za plecami innych. Było inaczej. Potrafił postawić na swoim, być stanowczym. Potrafił również wybuchnąć gniewem, ale też pocieszyć słowem. Wielogodzinna dyskusja doprowadziła do powstania planu. Jedno było pewne. Trzeba było znaleźć tych skurwieli, którzy stoją za śmiercią jedynego mentora, tych wszystkich ludzi dyskutujących przy stole. Poruszono wiele punktów. W końcu jednogłośnie wniesiono o wybranie przywódcy. Wybór nie był prosty. Gangsterzy nie byli piratami. Nie głosowali sami na siebie. W końcu chodziło tu o śmierć człowieka. Trzeba było podjąć właściwy wybór. Wybrać człowieka, który poprowadzi tę szóstkę do finału sprawy.
Watson długo myślał nad tym na kogo postawić. Po długich rozmowach wytypowano trójkę kandydatów. Profesor postawił na Ivana. Wyglądał na człowieka, który wie, co zrobić w krytycznej sytuacji, a poza tym potrafi przywołać innych do porządku. Wybór padł na niego. Eric nie był sam. Wynik był jednoznaczny. To Fiodorov został ich liderem. Cieszył go taki obrót spraw. No właśnie. Co dalej? Trzeba było podjąć jakiś krok. Krok do przodu. A tak, nazwa. Nazwa ich grupy. Kreatywność nie była mocną stroną ludzi mafii jednak coś trzeba było wymyśleć.

- Może TIMMEN? - wtrącił nagle, po długiej ciszy, jaka zapadła. - Od pierwszej litery imion każdego z nas. Jednakże, to jest tylko propozycja. Co o tym sądzicie? Polak chyba nie chciałby, żebyśmy kłócili się o nazwę. Decyzję należy podjąć szybko - zmarszczył się lekko wbijając swój pusty wzrok w każdego z kompanów.
 
Col Frost jest offline