Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2010, 15:28   #16
arm1tage
 
arm1tage's Avatar
 
Reputacja: 1 arm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumny
Warto było przewietrzyć nieco Waltera.

Po pierwsze dlatego, że gdy wisiał wiele stóp nad brukiem a ja zadałem mu pewne pytanie, zajrzałem mu w oczy. W takich sytuacjach trudno panować nad emocjami i choć nie można być do końca pewnym, postawiłbym jednak parę dolców na to, że nie wiedział, o czym mówiłem. Przynajmniej jednego podejrzanego można było wstępnie odhaczyć...

Po drugie, jeśli chce bawić się w detektywa, niech wie, że zadawanie pytań ludziom nie zawsze spotyka się z ich entuzjazmem. Chyba właśnie się tego nauczył, co wyjdzie mu na pewno na dobre w przyszłości.

Po trzecie, przy małej awanturze zawsze wyłonią się jakieś ciekawe fakty, a gdy bomba idzie w górę, można poznać lepiej ludzi.

Walter nieźle się trzymał po tym wszystkim jak na księgowego, później, gdy wyszło na jaw że był na wojnie, to się w pewien sposób wyjaśniło. W jego spojrzeniach, gdy już uspokajał swój oddech, były siekiery, zapewne wyzywał mnie w myślach od najgorszych. Jak zwykle, owinąłem to sobie wokół trzeciej nogi, gdybym cackał się z tym, co myślą o mnie ludzie - nie pracowałbym w tym pieprzonym zawodzie. Wziął papierosa - może będą jeszcze z niego ludzie.

Lafayette był dobry w swoim fachu - szczęknięcie jego zabawki było naprawdę bardzo realistyczne, ale przecież i tak nie miałem zamiaru wyrzucać poczciwego Choppa z okna. Gdy się odwróciłem, rozpoznałem replikę na pierwszy rzut oka, ale cóż, było już za późno, pozostało dograć komedię do końca. Magik dobrze wykonał swoją sztuczkę. Ja pozostałem wierny swej zasadzie: kiedy słyszysz za plecami odgłos odwodzonego kurka spluwy, nigdy nie lekceważ tego faktu - niezależnie od tego kto stoi po drugiej stronie lufy.

Hiddink? Brak reakcji to też reakcja - Herbert dowiódł, w swej ciekawości jak sądzę, że jemu również śmierdzi cała ta sprawa z doskonale reagującą na każdy nasz ruch stroną przeciwną. Nadal wyglądał na najbardziej godnego zaufania, może nawet bardziej. Na propozycję Hiddinka odpowiedziałem krótko, wygaszając papierosa:
- Jak nie my to kto, Herbert.
Potem popatrzyłem na Choppa i powiedziałem:
- Wygląda na to, że łatwo nie pękasz, Walt. Może zabierzesz się z nami?

Zresztą i tak najbardziej zalatywał mi w tym wszystkim Theodor. Nadal. Teraz zapraszał mnie na wódkę. Co ja na to?
Sure thing, pal.

Przed szpitalem świeciło słońce, a mi kończyła się paczka. Gdy wszyscy wsiadali do bryczek, chwyciłem za rękaw Hiddinka, który się urywał. Podałem mu karteczkę, którą napisałem dla niego wcześniej, przy kawiarnianym stoliku. Spojrzał pytająco, wyjaśniłem mu w krótkich słowach. Powiedział tylko, że sprawdzi co da się zrobić i odjechał robić swoje geszefty. Ja również musiałem już jechać.
Pasowało mi to. Chciałem się napić, zbyt długo nie wąchałem już dobrej gogi. Od kiedy przyjechałem do Bostonu, nie mogłem pozbyć się wrażenia że trafiłem do jakiejś śmierdzącej wylęgarni szamba i innych ekskrementów, a wszyscy dookoła są jego częścią i posiadają stosowny do tego smród. Trunek, który obiecywał Stypper, mógł znośnie zamaskować ten cuch.

Na miejscu okazało się, że Theoś uwił sobie całkiem ładne gniazdko. Rozparłem się zadowolony i długo nie poruszałem się z miejsca, delektując się alkoholem. Było pięknie, brakowało tylko tego pianisty z hotelu. Słuchałem złotoustego Styppera, aż doszedł do propozycji i finału.

Etyka zawodowa...Po tylu latach na ulicy można ją było sobie wsadzić w dupę i podpalić.

Założyłem nogę na nogę, bawiąc się leżącym na kanapie kapeluszem.
- Panie Stypper, podjęte przeze mnie zobowiązania, czyli sprawa którą aktualnie prowadzę, nie wchodzą w konflikt z pana propozycją. - powiedziałem odkładając kapelusz na miejsce - Nawet w pewnym stopniu się uzupełniają. Dlatego wezmę to zlecenie, o ile oczywiście zaakceptuje pan moje stawki. Ale o tym porozmawiamy już na osobności. Tymczasem...

Tymczasem, skoro stał się moim zleceniodawcą, nie przeszkadzało mi, że bawi się w sierżanta.

- Tymczasem, może pogawędzimy dalej, jednocześnie umilając sobie nieco czas grą towarzyską dla prawdziwych gentlemanów...- powiedziałem, wyjmując z kieszeni talię kart - Co panowie powiedzą na małego pokerka?!
 
__________________
MG: "Widzisz swoją rodzinną wioskę potwornie zniszczoną, chaty spalone, swoich
znajomych, przyjaciół z dzieciństwa leżących we własnej krwi na uliczkach."
Gracz: "Przeszukuję. "
arm1tage jest offline