Wątek: C E L A
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2010, 18:53   #15
mataichi
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Grupa nr1, pierwszy dzień, ranek

Kurt Marevick, Atilla Lengyel, Rebeka Marquez



Przekręcili…

Coś stalowego i bardzo zimnego zatrzasnęło się na ich nadgarstkach unieruchamiając je w jednej chwili. Narkomanka krzyknęła przeraźliwie i zaczęła się szamotać próbując wyrwać rękę za wszelką cenę. Pułapka była jednak zbyt wytrzymałą i siła fizyczna na nic się zdawała. Po kilku sekundach wszyscy poczuli jak w ich dłonie wbija się mała igła, która zaczęła wtłaczać w ich ciała substancję powodującą pieczenie skóry w okolicach nakłucia. Zabieg równie szybko jak się zaczął tak się skończył. Igła została wycofana, a pułapka ustąpiła.

- Co oni nam zrobili? – mamrotała niewyraźnie Diana, która upadła na kolana, ponownie zalewając się łzami.


- Gratulację. – głos Ewy rozbrzmiał w głośnikach. – Przeszliście pierwszy, banalny test. Dostaliście właśnie odtrutkę na toksynę, którą wpuściliśmy do pomieszczenia. Możecie odebrać nagrodę.

W tym samym momencie coś zabrzęczało i masywne drzwi otworzyły się. O dziwo to narkomanka pierwsza ruszyła do wyjście niemal przewracając się na niskim progu.

- Jest woda! – krzyknęła radośnie zmieniając w jednej chwili swoje nastawienie.


Następne pomieszczenie było niczym innym jak kolejnym piwnicznym pokojem, choć dużo niższym niż poprzedni. Ściany były pokryte białymi, ubrudzonymi płytkami, a oświetlenie było równie oszczędnie co poprzednio. Głównym źródłem światła było wyjście prowadzące w górę schodów. Na środku stał niewielki stolik, na którym ustawione zostały trzy półlitrowe butelki wody. Diana nie czekając na pozostałych zabrała się łapczywie za picie i niemal jednym haustem opróżniła całą butelkę.

Rebeka poczuła jak przechodząc zawadziła o coś cienkiego i choć w pierwszej chwili mogło się to wydawać pajęczyną, tak po chwili w ciemności dostrzegła sznureczek, który zaczepiony był o lampy. Pociągnęła go, po czym pomieszczenie wypełniło się bladym światłem.

Diana westchnęła, choć Atilla pierwszy to zauważył. Jedna ze ścian była pokryta krwią, która wcale nie wyglądała na starą.


Jednak to nie sama posoka wprowadziła wszystkich w stan chwilowego osłupienie, a wiadomość, którą ktoś próbował im przekazać za jej pomocą. Palcami – zapewne drżącymi, ponieważ litery były mocno niewyraźne - zostało w niej zapisane jedno słowo:


UCIEKAJCIE



Wpatrując się w krwawy przekaz Kurt poczuł nagłe ukucie w głowie, a następnie usłyszał cichy kobiecy chichot. Znał ten głos, należał do tej suki, która spieprzyła cały jego świat i zmusiła go do zbrodni. Odwrócił wzrok wciąż mrużąc oczy z powodu nieprzyjemnego bólu i ujrzał ją kilka kroków dalej. Gdy jednak ostrość obrazu powróciła w miejscu Lucy stała więźniarka, Rebeka. Wcześniej tego nie dostrzegł, ale teraz widział wyraźnie jej faliste blond włosy, uderzająco podobne do tych, które miała tamta zdzira.

Diana przysunęła się tymczasem do Marqez, którą najwyraźniej zaczęła traktować jak swego rodzaju opiekunkę.

- Chodźmy stąd. – wyszeptała i pociągnęła współwięźniarkę za rękę.


***

Grupa nr2, pierwszy dzień, ranek

Jill Briggs, Joshua Brunon, Christopher Torg


Meksykaniec pomimo tego, że został zrobiony w przysłowiowego „konia” nie wydawał się tym faktem rozzłoszczony. Stanął opierając się plecami o ścianę i spokojnie obserwował bieg wydarzeń, tak jakby przed chwilą nie został podpisany na niego wyrok śmierci.

Szalone rodzeństwo nie zamierzało przepuścić takiej okazji. Jill słodkim i jakże niewinnym głosem próbowała ściągnąć na siebie uwagę wielkoluda przechodząc na prawo, a tymczasem Josh zamierzał uderzyć z lewej strony. Osiłek jak baranek na rzeź spojrzał na przynętę w najmniej odpowiednim momencie.

Cios kawałka cegły zawiniętej w koc był wyjątkowo celny. Więzień oberwał w okolice lewej skroni i gdyby nie przykuta ręka i ściana za plecami z pewnością by upadł. To była najlepsza okazja do wykonania planu. Jill podskoczyła do ofiary z zamiarem przykucia jego drugiej ręki czyniąc go całkowicie bezbronnym. Kajdanki zatrzasnęły się na jego lewym nadgarstku, lecz wtedy stało się coś nieprzewidzianego.

Wolna ręka rannego wystrzeliła z ogromną prędkością w okolice szyi kobiety zaciskając się na niej w żelaznym uścisku. Jill miała kurewsko niemiłą okazję sprawdzić na sobie siłę meksykańca, który przyciągnął ją do siebie. Mógł zmiażdżyć jej grdykę bez najmniejszych problemów, ale zamiast tego cisnął nią prosto w brata, który już zbliżał się pomóc siostrze. Oboje upadli na ziemie, a piękniejsza połówka rodzeństwa dobre kilka chwil łapała oddech zanim doszła do siebie.

- Jesteście chorzy, spierdalam stąd. Tobie przystojniaku też to radzę. – rzuciła Stella do Christophera, a następnie zaczęła powoli zanurzać się w wodzie nie mając zamiaru przyłączać się do walki.

Wielkolud nie wyglądał już jak tępy kołek. Krew z głowy obficie spływała po lewej stronie jego twarzy, którą zdominował grymas czystej wściekłości. W tej chwili nie przypominał człowieka, lecz demona, który tylko czekał żeby spuścić go ze smyczy.


- Chodźcie. – wysyczał z trudem przez zaciśnięte zęby. – Ułatwcie mi sprawę…

Wyglądało na to, że meksykaniec nie zamierzał sprzedać tanio skóry.

„Christopher spójrz na nas. Czy nie jesteśmy piękne?” – Torg nagle usłyszał połączone kobiece głosy, a gdy obrócił głowę w kierunku źródła dźwięku dostrzegł kilka – nie! - kilkanaście par gładkich rąk unoszących się nad powierzchnią wody. Te wirowały i gestami zapraszały go do zabawy. Trupioblady, niezdrowy kolor ich skóry odznaczał się wyraźnie w mrocznej piwnicy. Był to zupełnie nierealny i chory obraz.



- No dalej! – głos osiłka wyrwał Chrisa z zamyślenia, a złudzenie pływających kończyn rozwiało się w jednym momencie.
 
mataichi jest offline