Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2010, 19:50   #10
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Wiedźma zaśmiała się wesoło, widząc reakcję dziewczyn, po czym wstała, nawet nie zadając sobie trudu, by sięgnąć po swoją przeźroczystą szatę. Podeszła zmysłowym krokiem do młodzieńca, składając na jego ustach namiętny pocałunek.
- Widzicie, mężczyźni są inni niż my. Bardziej pragną zaspokojenia, ale niektórzy z nich są całkiem sprawni w dawaniu przyjemności i nam. Najbardziej tym...
Szybkim ruchem rozwiązała i opuściła jego luźne spodnie, odsłaniając tę część ciała, której żadna z dziewczyn jeszcze nigdy nie miała okazji się dokładniej przyjrzeć. Najpierw bardziej zwiotczały członek, jakże różny od tego co miały one same tam na dole, zaczynał się powoli unosić i twardnieć pod wpływem delikatnych ruchów dłoni Moleny, która jednak szybko przerwała pieszczotę, obdarzając mężczyznę jeszcze jednym pocałunkiem.
- No kochaniutki, tobie już dziś starczy. Zabierzcie go na dół, dziewczynki...
Patrzyła jeszcze dłuższą chwilę za odchodzącymi, zanim odezwała się ponownie.
- Mężczyznę przyjmuje się w siebie, a można to zrobić przynajmniej na kilka sposobów. Ale musicie wiedzieć, że trzeba przerwać, gdy wystrzeli z niego nasienie. Wtedy mężczyzna musi odpocząć i jeśli do tego czasu nie dał nam radości, to już można tylko poczekać, aż znów nabierze sił i tym razem wytrzyma dłużej. Praktyka będzie dla was najlepszą nauką, moje kochane. A teraz obmyjcie się jeszcze raz, czystość jest bardzo ważna!
Puściła do nich oko i uśmiechnęła się czule, znikając w chacie. A one mogły ponownie wejść do wody, zastanawiając się nad tym co poczuły, zobaczyły i usłyszały.

Zdążyły się obmyć, gdy z dołu, gdzieś od strony ścieżki, na którą wkroczyła trójka, którą wcześniej podglądały, rozległy się krzyki, światło zaś zaczęło mienić się milionami kolorów, wyglądając przy tym znacznie barwniej niż tęcza. Powietrze przywiało też szczęk stali, dźwięk rogu i okrzyki, które można było wziąć za bojowe. I wszystko to ucichło tak samo nagle, jak się zaczęło. Powietrze się uspokoiło, a kolory wyparowały, pozostawiając znów idealnie błękitne niebo. I tylko Molena wybiegła na zewnątrz, zaniepokojona i bacznie wpatrzona w ścieżkę. Była już ubrana i to bardziej zwyczajnie, w nieprzeźroczystą, czarną suknię.
- Schowajcie się!
Czy w jej głosie słychać było panikę? Czy tylko wściekłość? Niewielki miały wybór, tylko chwycić skąpe koszulki, z których jedna wciąż poplamiona była czerwonym winem i uciec między pobliskie drzewka, skąd mogły baczniej przyglądać się temu, co się działo. A działo się sporo, bowiem z dołu nadjeżdżało trzech jeźdźców.

Pierwszy z nich musiał być rycerzem, a może nawet paladynem! Na pięknym, białym rumaku siedział bowiem zakuty w błyszczącą zbroję mężczyzna, z tarczą, na której widniał jakiś symbol w jednej dłoni i długą, ostrą kopią w drugiej. Złota grzywa sterczała mu z hełmu, a zamknięta przyłbica robiła groźne wrażenie! Jego towarzysze może byli mniej imponujący, ale również przyciągali wzrok. Srebrnowłosy elf, trzymający w dłoniach piękny łuk, na którego łęczysku lśniły runy, ubrany w zieloną kolczugę wyglądającą jakby była złożona z łusek jakiegoś wielkiego, pięknego stwora. I trzeci z mężczyzn, człowiek, w długich, niebieskich szatach i z kosturem w szczupłej dłoni, wydawał się zdecydowanie magiem, co Misty rozpoznała w mgnieniu oka. Gałka na jego broni jaśniała i pulsowała czystym błękitem, intensywniejszym nawet od koloru nieba nad nimi, a szaty powiewały daleko za nim. Twarz przystojna, chociaż nie tak gładka jak elfia, a pokryta lekkim zarostem. Jadący na przedzie rycerz uniósł przyłbicę i lekko podniósł swoją kopię.
- Poddaj się wiedźmo! Przyszliśmy tutaj uwolnić te piękne nimfy, które więzisz i upadlasz, zmuszając do paskudnych, parszywych czynów! Zginiesz za to, jakem sir Alberich de Harkassul, paladyn Lathandera i pogromca wszelkiego zła!
To było ostatnie, co zrozumiały dziewczyny. Paladyn bowiem zamknął przyłbicę i ruszył do szarży, piękny na swoim wierzchowcu, idealnie pochylony, z kopią mierzącą w pierś Moleny. Jego towarzysze także się poruszyli, a wiedźma wyzwoliła magię.

Eksplozja czarów odrzuciła je w tył, oślepiła, ogłuszyła i obsypała ziemią i odłamkami wielkości drobnego pyłu, który jak ciepły piasek przelał się przez ich ciała. Skończyło się szybko, a gdy wstały, zmieniło się niewiele i bardzo wiele jednocześnie. Nie było trzech jeźdźców. Nie było wiedźmy. Nie było nawet drewnianej chaty! Została tylko kamienna wieża, jeziorko, piękna trawa i koce, na których jeszcze leżała czarna, przeźroczysta szata Moleny. I ścieżka w dół, na której już najpewniej nie było owych strażników. Mogły iść, były wolne! Nie miały tylko nic do ubrania, nic do zjedzenia, w zasadzie nic. I trzy kierunki podróży - równiny, przecinane małymi laskami i siołami, których dymy można było zobaczyć, jeśli się wpatrywało długo w horyzont. Góry, zawsze niepewne i raczej zimne. Ale usunięcie chaty odsłoniło też coś jeszcze - gęsty las, puszczę w zasadzie, u której podnóża poruszały się jakieś człekokształtne istoty.


====================================


Tanryn przyłożyła dłonie do policzków, by trochę ochłodzić ich gorąco, ale oczu nie oderwała od nagiego ciała mężczyzny. Jeszcze nigdy nie widziała żadnego bez spodni i nie miała zamiaru przepuścić takiej okazji. Choć świadomość że on się jej przygląda gdy ona przygląda się jemu była trochę... krępująca.
Dziwne w sumie. Po tym co dziś wyczyniała nie powinna chyba już odczuwać zawstydzenia, a jednak była tak bardzo skrępowana. Może to dlatego, że w towarzystwie kobiet czuła się o wiele swobodniej? Mężczyźni byli dla niej światem jeszcze nie odkrytym, zwłaszcza zaś intymna strona ich „osobowości”. Teraz jej czarne oczy błyszczały, gdy spoglądała zza rzęs na działania gospodyni. Zmiany jakie następowały pod wpływem jej poczynań były fascynujące. Mistery zjechała rękami trochę niżej i skrzyżowawszy je zasłoniła sutki, które pod wpływem tego widoku niespodziewanie zaczęły twardnieć. Tak jakby to co działo się z męskim ciałem miało wpływ i na jej własne.


Jednocześnie chłonęła słowa mentorki. To co mówiła starsza kobieta było takie interesujące i fascynujące, a myśli o tym czego jeszcze nauczy się w tym miejscu wywołały dziwne wirowanie w dole jej brzucha. Tak jakby małe motylki fruwały tam w radosnym tańcu. Jednocześnie niespodziewana wilgoć spłynęła po jej udach, dlatego sugestię kolejnej kąpieli przyjęła z prawdziwym zadowoleniem.

Akurat zakończyła ablucje gdy od strony ścieżki rozpoczęło się niezwykłe barwne widowisko. Mistery stała spokojnie, przecież ich gospodyni powiedziała, że są u niej całkowicie bezpieczne. Poza tym kogoś, kto całe życie spędził w Halarahh tak łatwo nie nie wzruszały nawet tak efektowne magiczne pokazy. Dopiero pojawienie się wyraźnie zaniepokojonej gospodyni uświadomiło dziewczynie, że nie jest to widowisko ku ich uciesze, ale jakieś poważne zagrożenie. Bez słowa wykonała jej polecenia i skryła się wraz z Yelly między drzewami. Wystarczająco długo żyła w kraju czarodziejów, by nie lekceważyć magii i magicznych starć.

Potem na ścieżce pojawili się jeźdźcy. Chyba paladyn ze złotym symbolem swego boga na tarczy, elf z łukiem i czarodziej. Wyglądali tak pięknie i idealnie, że Tanryn aż dech zaparło z zachwytu. Zdecydowanie nie byłaby w stanie stwierdzić, który z nich był najwspanialszy, najpiękniejszy i najbardziej interesujący.
Z tego co powiedział „lśniący” jak w myślach nazwała zakutego w błyszczącą zbroję wyznawcę Lathandera, przyjechali by uwolnić nimfy z niewoli. Dziewczyna doszła do wniosku, że chyba miał na myśli podopieczne wiedźmy, w tym także i ją.
Ach... jakie to było niesamowite... rycerz w lśniącej zbroi na białym rumaku przybył by ją uratować. Szturchnęła w bok swoją towarzyszkę i zachichotała:
- Który ci się podoba najbardziej? - a potem dodała z nuta fascynacji w głosie dodała:
- Myślisz że bez ubrania są równie wspaniali?
Najwyraźniej tutejsza atmosfera coraz bardziej jej się udzielała.

Z ciekawością patrzyła na rozwój sytuacji, jednak to co się wydarzyło później spowodowało, że jakoś przeszła jej ochota do wesołych żartów.
Rzucone nagle czary odrzuciły je do tyłu, hałas ogłuszył, a sypiące się na nie kawałki ziemi i pył na chwilę zasłoniły widok. Gdy w końcu Tanryn odważyła się otworzyć oczy jęknęła. Nie wiadomo do końca czy z żalu, czy smutku, czy też z rozczarowania:
Gospodyni wraz ze swym domem i piękni „wybawcy” na swych koniach dosłownie wyparowali!

Wstała i przez chwile spoglądała na pobojowisko. Pomyślała, że to co się stało było doskonałym argumentem przemawiającym za niestosowaniem magii. Rozejrzała się dookoła:
- Teraz chyba nie ma co zostawać tu dłużej? - Odezwała się do stojącej obok Yelly – Chodź zobaczymy czy coś interesującego nie zostało przypadkiem w wieży. Jakoś nie uśmiecha mi się wędrówka na bosaka.
Ruszyła w kierunku stojącej nadal kamiennej budowli nie czekając na towarzyszkę. W pomieszczeniu, w którym wcześniej spały były tylko posłania i dwa kufry, w których Mistery nie mogła się dopatrzyć zamków. Na pewno była to jakaś magiczna sprawka. Może jednak była szansa by je otworzyć za pomocą czegoś ostrego? Niestety w pobliżu nie było nic takiego. Na szczęście dziewczyna przypomniała sobie o strażnikach, o których mówiła ich była gospodyni. Strażnicy powinni chyba mieć jakieś uzbrojenie? A może pomogą im je otworzyć?
Pobiegła szybko w kierunku ścieżki Strażnicy byli owszem, ale martwi. W sumie teraz gdy przemyślała sytuację, doszła do wniosku, że to nie powinno było być dla niej zaskoczeniem, skoro trzem „wybawcom” udało się dotrzeć na górę. Na szczęście martwi już teraz strażnicy, którzy należeli do jakiejś jaszczurzej rasy, byli też uzbrojeni. Bez problemu znalazła miecz i całkiem przyzwoity sztylet i tak wyposażona wróciła do wieży i zaczęła się dobierać do skrzyń. Nie było łatwo, ale w końcu z pomocą Yelly udało im się pokonać pierwsze wieko. Misty popatrzyła na jego zawartość i stwierdziła z przekąsem:
- No tak całkiem nie będziemy świecić gołymi tyłkami... ale raczej daleko w tym nie zajdziemy...
Wnętrze kufra wypełnione było po brzegi wszelkiego rodzaju damskimi fatałaszkami: jedwabne, półprzeźroczyste bluzeczki z wielkimi dekoltami, krótkie spódniczki, seksowne gorseciki, kilka par sandałków i jedwabnych pantofelków oraz całkowicie przeźroczysta bielizna, a wszystko w najróżniejszych kolorach. Wystarczyłoby tego do ubrania przynajmniej kilkunastu dziewcząt.
Dobrały się także i do drugiej skrzyni, a jej zawartość całkowicie je zaskoczyła i trochę rozczarowała. Zajebiście wielka księga na dwa łokcie szeroka, cztery długa i przynajmniej pół łokcia gruba, której okładka z grubej skóry i drewna, okuta czarnym metalem, zapisana była w całkowicie niezrozumiałym języku. Naprawdę cudowne znalezisko... Misty już sobie wyobraziła jak targają to paskudztwo!
Jedyną interesującą rzeczą były dwa srebrne pierścienie wciśnięte w jej oprawę. Popatrzyła na nie z powątpiewaniem.


=============================


Nie mogła oderwać wzroku od prezentacji, którą dała im Molena, ściągając z mężczyzny jego spodnie. A więc to tak wyglądało! Jeśli palce dawały tyle przyjemności, to jak będzie z czymś tak dużym? Yelly zapomniała zupełnie o swojej nagości, ciekawsko trzymając palec w ustach i odwracając się na powrót ku mentorce. Mrowilo ją na całym ciele i chociaż nie wiedziała skąd to przekonanie, to chciała pozwolić użyć mężczyźnie tego, o czym tak mówiła wiedźma. Słuchała uważnie, bardzo uważnie, chłonąc każde słówko. W przeciwieństwie do Misty, nie poczuła takiego spełnienia jak czarnowłosa kilka chwil temu, także wciąż była nienasycona, a wypływającą z niej wilgoć zatrzymywała palcami, samoistnie zjeżdżającymi w dół.
Była rozczarowana, gdy pokaz się zakończył, a im kazano znów się umyć, mimo, że kąpiel jak najbardziej była potrzebna. Zerknęła na Mistery, upewniając się, że nie tylko jej.

Mycie tym razem było bardzo szybkie, zwłaszcza, że szybko zostały od niego odciągnięte dziwnymi efektami czarów. Yelena nie była do tego przyzwyczajona, dlatego mocno chwyciła towarzyszkę, przytulając się do niej i starając się pozyskać od jedwabistego ciała jak najwięcej widocznego na twarzy Misty spokoju. Jakże ona potrafiła być tak opanowana! Tęcza kolorów była jednocześnie piękna i straszna, a jasnowłosej wcale nie trzeba było słów Moleny, by pociągnąć za sobą czarnowłosą i skryć w krzakach. W biegu jeszcze zakładała króciutką tunikę, woląc mieć ciało okryte czymkolwiek niż zupełnie niczym. Zweryfikowała te poglądy, gdy przyjrzała się już tym, którzy się zbliżali ścieżką.

Och, to był dopiero cudowny widok! Yelly rzadko miała okazję spotykać mężczyzn, większość z nich była też stara i brzydka, przez co nigdy nie spodziewała się, że ci mogą być tak przystojni i pociągający. Nie do końca rozumiała te nagłe uczucia, powiązując je z wilgocią, która nie chciała zniknąć z jej jasnego meszku. Ścisnęła mocno uda, zupełnie nie zdając sobie sprawy, że ich pojawienie się może mieć jakieś przykre konsekwencje. Złapała się nawet na tym, że rozbiera ich wzrokiem! Misty chyba myślała podobnie, bowiem jej pytanie i chichot wywołały drżenie wargi dziewczyny. Musiała ją mocno przygryźć.
- Ten elf... ach, co się ze mną dzieje?
Spłoniła się cała, nie mogąc zapanować nad spragnionym ciałem. Ale też nie musiała. Nagłe wyzwolenie potężnej magii było zaskakujące, a chwila oślepienia, bólu i głuchoty zupełnie wyrzuciła z niej podniecenie. Gdy ponownie zapanowała nad zmysłami, nie było już żadnej żywej duszy prócz czarnowłosą. I nie było także chaty. Westchnęła rozczarowana, kiwając głową na zgodę ze słowami towarzyszki.

Kufry były wszystkim, co na dobrą sprawę pozostało po wiedźmie i jej chacie. Skromne schronienie, jakim była wieża, nieszczególnie zachęcało do dłuższego pozostawania w tym miejscu. Za to zawartość...
Yelly nigdy nie widziała tylu... wyuzdanych ubrań! Nie mogła się powstrzymać, by nie sięgnąć do kufra i nie wyciągać po kolei wszystkiego, przykładając do siebie i zastanawiając się, jak w tym będzie wyglądać. Misty zupełnie się już nie wstydziła, dlatego zdjęła krótką tunikę, wciąż zalaną winem i poważnie zastanowiła się nad tym, w co się odziać. Góra bielizny była tak preźroczysta, że nawet nie myślała o wzięciu jej. Małe piersi jej nie potrzebowały. Za to majtki wybrała największe jakie były, koronkowe, kremowe i oczywiście - prześwitujące. Ubrała je, przyglądając się krytycznie. Na siebie zarzuciła przeźroczystą, zwiewną sukieneczkę, pokazując się w niej Misterii, swoim zwyczajem z palcem uniesionym do ust.
- Jak wyglądam?



Zachichotała i dopiero po tym zerknęła do drugiego kufra. Ależ księga! Wspólnymi siłami wyjęły ją i położyły na ziemi. Yelly nawet się nie zastanawiała, chwytając i zakładając jeden z pierścionków. Nic się nie stało. A może jednak... Nagle odkryła, że jest w stanie przeczytać tytuł.
- Magiczna księga miłości...
Odczytała dość niepewnie, ale wzrok szybko przyzwyczaił się do liter, które po chwili wydawały się całkowicie znajome. A w księdze? Ach, to co widziały i robiły z Moleną, to była tylko jedna z prostszych i mniej wyuzdanych rzeczy! Były tu obrazki i były dokładne opisy. Rysunki nawet się poruszały, kierowane magiczną mocą, dokładnie pokazując jak opisana rzecz powinna przebiegać. I byli mężczyzni, kobiety, ale nie tylko. Różne rasy, nawet bardzo dziwne. Wszystkie one uprawiały w tej księdze miłość. Oglądały to długo, ale sprawy przyziemne musiały wreszcie dojść do głosu. Nie miały tu jedzenia. Yelena oderwała się od księgi, zerkając na Misty.

- Co teraz? Nie zadźwigamy tego nigdzie. Pójdziemy do tych istot przy lesie? Może one nam pomogą, a chyba są bliżej niż te sioła na równienie.
Mistery nie mogła oderwać oczu od księgi. Podobnie jak towarzyszka załozyła pierścień i z fascynacją oglądała kolejne rozgrywające się przed nia sceny. Słysząc słowa blondynki westchnęła:
- Jaka szkoda, że jest taka wielka. Przydałoby się coś takiego w miniaturze. Wiesz... wydanie kieszonkowe w miękkiej oprawie - zaśmiała się ze swojego pomysłu - To by się musiało fantastycznie sprzedawać.
- Szkoda... - jasnowłosa uśmiechnęła się także, z rozmarzeniem, chociaż nie myślała o sprzedawaniu - Jest jednak za duża, a nie mamy nawet osiołka, nie wspominając nawet o pomniejszających czarach...
Tanryn rozejrzała sie w koło:
- Może schowamy pod posłanie i kiedyś wrócimy ze srodkiem transportu? Może nikt nie znajdzie?
Yelly pokiwała głową.
- Jeszcze bezpieczniej będzie za wychodkiem, możemy owinąć w koc. Tutaj ktoś może trafić i zabrać.
- Dobrze. Schowajmy, a potem jak mówiłaś chodźmy do lasu - czarnowłosa uśmiechnęła sie do niej - No i może ubiorę sie w coś więcej - zachichotała.


=================================


Nie bez problemu owinęły księgę kocem i przetargały ją do lasku, umieszczając za ocalałym wychodkiem, który z odrobiną magii był bardzo schludny i czysty. Wiedźma może wyparowała, ale zarówno tutaj, czy na żyrandolu, jej magia pozostała, mając wpływ na to piękne miejsce. Może nawet warto by było wybudować tu swoją własną chatę? Oczywiście zdecydowanie nie był to pomysł dla dwóch młodych, skąpo ubranych dziewczyn, myślących teraz zdecydowanie o czym innym. Widziane z daleka postaci poruszały się dość żwawo, ale nie dało się stąd dostrzec domów. Może mieszkały wśród drzew? Postanowiły sprawdzić to w najprostszy sposób: po prostu tam pójść.

Ubrane w skromne sandałki, wolno schodziły coraz bardziej stromą ścieżką. Nie były przyzwyczajone do górskich wędrówek, więc łydki zaczęły boleć bardzo szybko. Nie za bardzo znały się też na śladach, co utrudniało rozeznanie w tym, co tak na prawdę stało się tu przy przejściu trzech poszukiwaczy przygód. Za to niewiele niżej odkryły mały budyneczek, do którego przylegała stajnia. Zapewne miejsce, w którym zatrzymywano i rozdziewano "chętnych" do skorzystania z "usług" oferowanych przez Molenę. Teraz miejsce to było zupełnie puste, a świeże ślady kopyt wskazywały, że mężczyźnie udało się uciec. I to prawdopodobnie z obiema dziewczynami, jeżeli jakaś magia nie przeniosła ich w zupełnie inne, odległe miejsce. One same trafiły tu przecież w podobny, magiczny sposób. Niestety, w domku nie było też jedzenia i mimo, że zapewniał pewne schronienie, nie mogły tu zostać. Jedynym sposobem na "upolowanie" pożywienia była pomoc ze strony innych myślących istot. Te przy lesie były coraz bliższe.

Po zejściu ze wzgórza, trafiły od razu na trawiastą równinę. Ledwie widoczne ścieżki prowadziły w różnych kierunkach, wybrały więc tę w poprawnym kierunku i ruszyły żwawo. Nie wyglądało, że będzie to daleko. Ciepły wiatr owiewał ciała, przylepiając do nich zwiewne ubrania, a trawa delikatnie łaskotała w łydki, uprzyjemniając wędrówkę, która trwała dobrze ponad godzinę. Dopiero po tym czasie zbliżyły się do ściany lasu, a także zaczęły zauważać szczegóły. Istoty, teraz widziane lepiej - zdecydowanie były humanoidami - nie mieszkały ani na, ani między drzewami. Mieszkały w ziemnych domkach, całkiem zarośniętych trawą! Nie dziwne, że nie było widać ich z góry!


Było tu sporo kwiatów, drzew, krzewów i nawet małe ścieżki, ale same wejścia do środka były malutkie, nawet z dość bliska łatwe czasem do przeoczenia. Część domków była wkopana nieco w ziemię i nie wiedząc, w którą stronę się kierować, ciężko było trafić na tę małą osadę. Cóż to za istoty postanowiły tak się kryć? Odpowiedź znalazła się szybko, gdy z większych traw wyskoczył nagle osobnik, zupełnie nieporadnie wymachując prostą włócznią.


Był mniej więcej ich wzrostu, szczupły, trochę człowieczy... ale tylko trochę. Może trochę więcej niż trochę, ale na pewno nie był człowiekiem, co to to nie! Małe różki, wystające mu z czoła i ogon, zakończony włochatą kitką, którą machał w te i we wte, dobitnie o tym świadczyły. Miał też kopyta zamiast stóp, długie, elfie uszy i podłużną twarz. Był szczupły, ale poza tym, jak najbardziej przypominał człowieka. Ubrany w rozpiętą kamizelkę na wątłej, ale ładnie umięśnionej piersi i w luźne spodnie, na pewno też nie przypominał wojownika. Włócznia źle leżała mu w dłoniach, nawet one to widziały. Zresztą tylko chwilę nią wymachiwał, już dwie sekundy później robiąc wielkie oczy i rozdziawiając usta. No tak, były ładnymi, prawie nagimi dziewczynami, jakże mógł zareagować inaczej? Zanim zdołał się opamiętać i coś powiedzieć, dookoła zaroiło się od pozostałych mieszkańców wioski, wytykających je palcami i szepczących z przejęciem między sobą. Niewiele różnili się między sobą, należeli niewątpliwie do tej samej rasy. Różnego wzrostu, koloru włosów, oczu, długością ogona, uczesania - tak jak ludzie różnią się między sobą, ale dla obu dziewczyn to były tylko kosmetyczne różnice. Jedno zaś rzucało się w oczy - wszyscy byli mężczyznami!

Trochę to trwało, póki jeden z nich przemówił bezpośrednio do dziewczyn. Rozumiały go, podświadomie wiedząc, że to dzięki pierścieniom. Mówił trochę dziwnie, momentami becząc jak koza! Byłoby to śmieszne, gdyby nie niepewna pozycja, gdyż już dawno zostały otoczone. Mimo, że tamci nie byli źle nastawieni, to kto ich tam wiedział?
- Bee-ee! Kobiety! Te-ee Od wie-edźmy! Moleee-eena zniknęła! Radujmy się! Beeee-ee!
Musieli widzieć czary na wzgórzu, które zresztą z tego miejsca było doskonale widać. Skakali teraz, śmiejąc się i tańcząc.
- Ona nigdy nie-ee pozwalała was oglądać. Bee-ee! Nic nie-ee pozwalała! Teraz będzie inacze-eej! Bawmy się, chodźcie z nami!
Pociągnęli je za ręce do ogniska. Tańczyli, prężyli się, któryś robił fikołki, jeszcze inny żonglował. Zaś pod lasem, przy małym ogniu, piekł się piękny, soczysty dzik. Dziwne zachowanie też im szybko wyjaśniono.
- Wybierzecie jee-eednego, albo dwóch! Oni będą was gościć, bee-ee, przez noc i zadowalać! Bee-ee! Musicie wybrać, tee-en was u siebie ugości! Zadowoli!
Posadzono przy ognisku, ale najwyraźniej nie zamierzano podać jedzenia, ani uspokoić pląsów, zanim nie wybiorą mężczyzny. Jeden zapewne oznaczał jedną chatę, dwóch - dwie. Ale co mieli na myśli mówiąc o zadowalaniu? Zauważyły, że większość spodni była naprężona w okolicach kroku. Czyżby to, o czym mówiła Molena...?
 
Sekal jest offline