Wątek: C E L A
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2010, 20:06   #16
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Uderzenie w rękę, po której pękła kość demona przyspieszyło nieuniknione. Jill po ciosie Torga skoczyła do osiłka dźgając go szklanymi sztyletami uwięzionymi w kwiecistej formie stłuczonej butelki. Josh wypuścił koc z ręki i uderzał raz za razem pięściami w głowę demona.
Łup! Łup! Głuche uderzenia jakby w zwolnionym tempie masakrowały twarz Meksykańca. Brunson słyszał nadal przyspieszające bicie swojego serca i szum krwi w skroniach. Posoka umierającego demona bryzgała wokół tworząc czerwoną mgiełkę na wykrzywionej ekstatycznym grymasem twarzy siostry. Podniecenie Josha sięgało zenitu, od dłuższej chwili demon nie ruszał się już. Agonalne drgawki ustawały kiedy jeszcze Brunson bił z mechanicznym niemal zacięciem w krwawe ochłapy, tworzące teraz twarz beanera.
- Boże!
Niemalże chciał odpowiedzieć z uśmiechem: „Słucham, synu!”. Spojrzał na Jill. Promieniała, światłość rozświetlała jej sylwetkę, jak wtedy, gdy ją pierwszy raz taką zobaczył, jeszcze w domu, w Silvery Creek. Wtedy powiedziała tylko cicho „Zabłąkana turystka…”.
Poczuł to znowu! Po tylu latach w kamiennej puszce Huntsville! Boską wszechmoc porównywalną tylko z najsilniejszym orgazmem targającym ciało w kolejnych falach. Siłę wydartą demonowi, spływającą brunatno czarną barwą, po jego zaciśniętych do bólu pięściach. Lepką wilgoć która małymi kropelkami osiadła na jego twarzy. Przeciągnął palcem wskazującym po swoim czole, po czym zaraz począł smakować znajomy słodko-metaliczny smak w ustach.
Wyciekająca esencja życia z ciała tworzyła w brudnej wodzie małe spirale, które zachwyciłyby Fibonacciego i Archimedesa swoją regularnością. Piękno śmierci. Piękno Dzieła. Josh sycił się widokiem demona stającego się na powrót człowiekiem.
Uśmiech wykwitł na jego twarzy, gdy usłyszał Jill rozmawiającą ze stygnącym już w brudnej wodzie ciałem. Popatrzył na kamerę i zmrużył oczy przez co twarz mężczyzny splamiona krwią i nadal wykrzywiona w uśmiechu nabrała makabrycznego wyrazu.
- A wiesz jak skończył wujek Henry? Tak, Chriss – uśmiech powiększył się jeszcze po czym Josh obrócił się do współskazańca i dodał spokojnie – Teraz już jesteś nasz… Taki sam.
Spojrzał szybko na siostrę i kiwnął tylko głową.
- Tylko śpiesz się maleńka, nie wiadomo czy dogonimy naszą dziewoję. Wracaj szybko.
- Jasne braciszku - bezbłędnie, jak zwykle, wyczuła jego intencje. - I ty na siebie uważaj. Wychodzi na to, że doktorek naszprycował nas halucynogenami. Jeśli zobaczyłbyś coś dziwnego... To mogą być tylko zwidy.
- To jego Sumienie powinni sprzedawać w dyskotekach i tancbudach. Niezłego daje kopa, prawda Chriss? –
Przypomniał sobie jak tuż po krótkiej panice, Torg ruszył do boju jak czołg. Spojrzał jeszcze na Jill brodzącą już po pas w wodzie i ruszył za nią.
- Raczej nieźle miesza w głowie - dodała jeszcze Jill. - Dwa szkielety gadały coś o celi 77. Jeśli się na nią napatoczycie można sprawdzić.
Puściła Joshowi oko i zniknęła w sąsiednim korytarzu.
Uniósł jedną brew w zdziwieniu, ale Jill już znikała za rogiem. Gadające szkielety, prawdziwy dom wariatów – pomyślał tylko ocierając twarz z czerwonych kropelek.
- Musimy się spieszyć Chriss. Ten babochłop przed nami może sporo namieszać. Nie możemy zawieść doktora Lechnera i utopić się tutaj jak kocięta. – spojrzał jeszcze raz na kamerę i przypomniał sobie słowa doktorka. Stella pierwsza zostawiła towarzyszy, więc pewnie teraz już ucztuje na ich nagrodzie. Zaraz zaczął szybko podążać za kompanem ściskając ostrożnie w ręce siostrzany podarunek. Wypatrywał pilnie mokrych śladów stóp pani Rockwood.
 
Harard jest offline