Wątek: C E L A
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2010, 16:07   #21
mataichi
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Grupa nr1, pierwszy dzień, ranek

Kurt Marevick, Atilla Lengyel, Rebeka Marquez


Szli w kierunku, z którego dolatywała do ich uszu muzyka, ta z każdym krokiem stawała się coraz wyraźniejsza. Poruszali się powoli i w miarę możliwości w ciasnej grupie, oglądając się co rusz na siebie. W końcu czy można było w ogóle mówić o czymś takim jak zaufanie między ludźmi skazanymi za morderstwa? Wkrótce i oni mieli poznać odpowiedź na to pytanie.

Diana szła tuż obok Rebeki, mocno ściskając dłoń swojej „opiekunce”. Wyglądała znów na bezbronne i płochliwe zwierzę, ale gdy wyczuła moment nieuwagi, kiedy Atilla, który szedł na końcu, oglądnął się za siebie, błyskawicznie zbliżyła się do Marqez i wyszeptała krótkie: „musimy ich zabić inaczej oni zabiją nas.” Równie szybko wróciła do odgrywania roli zahukanej dziewczynki.

Węgier, choć starał się wbić wzrok w podłogę i maszerować z resztą, miał wrażenie, że ominęło go coś niezwykle cennego i stracił być może jedyną okazje, aby błagać swoją ukochaną o wybaczenie, nawet, jeśli była jedynie złudzeniem. To uczucie dopiero kiełkowało, ale już teraz czuł jak trawi go od środka, a najgorsza była świadomość, iż mogły wywoływać to środki podane przez doktora, a nie jego własne uczucia. Było w tym coś obrzydliwego.

- Jesteśmy na miejscu. Kurt stwierdził fakt, gdy stanęli przed zwykłymi drzwiami, zza którymi znajdowało się źródło dźwięków. Było to prawdopodobne jedyne pomieszczenie na długim korytarzu, które nie było celą, bowiem prowadziły do niego zwykłe drewniane drzwi.

- Wchodzimy? – zapytała Diana z doskonale wyczuwalnym strachem w głosie, choć odpowiedź była oczywista. Kurt nacisnął na klamkę, która ustąpiła bez problemu, a następnie pchnął drzwi do wewnątrz pomieszczenia. Gdy nic gwałtownego się nie wydarzyło, nabrawszy więcej pewności siebie weszli do środka.


Wystrój wnętrza był surowy i bardzo minimalistyczny. Oprócz stolika i krzesła w pomieszczeniu znajdował się duży regał, który przedzielał je na pół. Po jego drugiej stronie na podłodze leżał działający gramofon, wabik.

MUZYCZKA


- Mam tego dość. – narkomanka uklękła przy urządzeniu i po krótkim momencie zawahania odstawiła igle od osi talerza, lecz mimo tego muzyka nie przestała grać. Stała się cichsza, ale ciągle wydobywała się z gramofonu. Przestraszona dziewczyna klapnęła na pupę i przysunęła się plecami do najbliższej ściany.

Tymczasem Rebeka zauważyła niewielką, białą kartkę, która leżała na jednej z półek. Zlewała się z meblem, przez co nikt inny jej nie zauważył. Jej treść musiała mocno zaskoczyć kobietę:

„Za pięć minut ten korytarz zostanie odcięty. Wróć do głównego holu, a otrzymasz nagrodę i nie będziesz musiał/a walczyć o przetrwanie.”


Grupa nr2, pierwszy dzień, ranek

Jill Briggs, Joshua Brunon, Christopher Torg


To była nierówna walka….tylko w takiej mogli pokonać demona.

Zaczęli kaźnie starając się korzystać z przewagi i szarpać osiłka raz za razem. Nie było to łatwe zważywszy, że woda sięgała im do pasa. Pięści, tulipan i kawałek cegły w kocu. To przeciwstawiali potwornej sile i wytrzymałości, jaką prezentował ich przeciwnik. Gdy pierwsze ciosy spadły na niego nic nie wskazywało na to żeby szybko miał zamiar ustąpić. Swoją jedyną wolną ręką odganiał się skutecznie przed większością ataków, a Jill poczuła już wcześniej na sobie jej siłę. Gdy wszystko zwiastowało kolejny impas i poza kilkoma płytkimi ranami po ostrej butelce i paru siniakach po ciosach cegłówką meksykaniec wciąż był cały, Chris rzucił się na niego rozwścieczony nie bacząc na silne łapsko, które tylko czekało na taką okazję.

Torg prawym prostym uderzył mięśniaka w usta rozwalając mu górną wargę i naruszając przynajmniej kilka zębów, jednak sam nie był w stanie tego dostrzec. Potężny cios wielkoluda skierowany prosto w żołądek Christohpera sięgnął celu. Mężczyzna stracił oddech na moment a przed jego oczami zapanowała kompletna ciemność. Ten jednak moment wykorzystało stuknięte rodzeństwo. Kawałek cegły uderzył idealnie w przedramię, łamiąc kość promieniową, o czym świadczył charakterystyczny dźwięk. Jill zaraz po tym rzuciła się do przodu wbijając tulipana w trzewia meksykańcowi. Przekręciła go upewniając się tym samym, że ich ofiara tym razem nie będzie w stanie z tego wyjść.

Bestia zawyła i osunęła się do wody, Chris zresztą też, lecz był na tyle przytomny, że już po chwili był w stanie stanąć o własnych siłach.

Umierający wielkolud już się nie bronił. Długo konał przyjmując na siebie serie ciosów maltretujących jego bezwładne ciało. A gdy już był jedynie strzępem mięsa, jakaś nieznana siła pomogła mu podnieść głowę po raz ostatni i krzyknąć jeszcze:

- BOŻE!

Gdy dzieło było skończone, a trójka morderców ociekała we krwi współwięźnia, głos doktora ponownie rozbrzmiał w głośnikach.

- Zadziwiliście mnie. – w głosie Lechnera, jeszcze zniekształconym przez głośniki ciężko było „odnaleźć” jakiekolwiek emocje. - Nie sądziłem, że w pierwszej próbie już kogoś zamordujecie. Jesteście naprawdę popapranym rodzeństwem, a teraz pan Torg do was dołączył. Niestety nie mamy czasu na dyskusję. Pani Rockwood niebawem odetnie całe podziemia, które wypełnią się za kilka godzin wodą…- doktor przerwał na moment, lecz ciągłe trzeszczenie w głośnikach świadczyło o tym, że najwyraźniej nad czymś się zastanawiał. – Współpraca. Chciałbym zagrać z wami w grę, która sprawdzi czy oprócz wspólnego mordowania potraficie działać jak jedna drużyna. Pomieszczenie kontrolne, w którym znajduje się panel za pomocą, którego można odciąć podziemia znajduje się trzy piętra nad wami, lecz dojście do niego wiedzie przez istny labirynt korytarzy. Musicie dostać się tam przed Panią Rockwood, jednak to nie wszystko. Ktoś z was musi udać się na drugi koniec podziemi, aby wyłączyć urządzenie, które ma za zadanie wpuszczać do wentylacji górnych pięter trujący gaz. Inaczej mówiąc, musicie podzielić się na dwie grupy. O konsekwencjach wzajemnego oszukiwania chyba nie muszę wspominać. Czas ucieka…

 
mataichi jest offline