Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2010, 19:46   #7
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Trolle i myszki - zaiste, więc jednak dobrze odgadł. Albert musiał się ze wstydu pod ziemię zapaść wraz ze swoim posterunkiem. Myszka, która pojawiła się na moście, pisnęła i czmychnęła, gdzie pieprz rośnie.
O ile gdzieś w pobliżu znajdowały się plantacje pieprzu...

Aly żeby to trulle nie były?
Czyżli one ludzi nie gryzły?
Krwi chloły jak zwykle wino,
A z brutolności przecie słyno,
Choć se marnie gino,
Acz ni z wideł, nii z bosoków łostrza.
Owy pokraki ido do piachu.
Bo brzydkie mordy majo,
Bo straszni wyglądajo,
I maczugomi wszystkich straszo.
Lecz dzielniy Janku sie nie doł.
Odgadł trulla szarady
I przeżył wszelki parady.
Poprzez góry i dłoliny,
I przez krzoki i trawiny,
Idy se dzielnie niczym wojok,
By księżątkę z wieży wydostać.


Jan powędrował zatem dalej. Ismena z powrotem szumiała łagodnie, ziemia nie pokazywała swego srogiego oblicza w postaci wystających czaszek i piszczeli, zaś starszy, poczciwy pan ruszył w dalszą drogę. Podziwiał krajobrazy i chmurki na niebie. Widział lasy, widział dróżki, a na dróżkach ładne, polne kamyczki. Słoneczko wypolerowało je i wydobyło z nich najlepszy blask. Ech, złotnicy bardzo muszą być zaślepieni, że nie dostrzegają takich małych, acz równie ładnych rzeczy w ich najbliższej okolicy.

A tak włogóly to gdzi ta wiyża? - zastanawiał się Jan, przygrywając sobie melodię na srebrnej harmonijce.

Co prawda chłopek z niego prosty był, acz poczciwy, wyglądał jak starszy Żyd, lecz taki pazerny nie był, a jedynym skarbem, który posiadał, była owa srebrna harmonijka, skarbiec wszelkich melodii, które bardziej mu podróż umilały aniżeli pieniądze i inne zbytki.
Odzienie nieszlacheckie to było, a kupieckie, melonik nakrywał jego siwiejące kędziory, zaś okulary przeciwsłoneczne, komponujące się w lekko draśniętą zmarszczkami facjatę, leżały jak ulał na jego nosie. I zasłaniały przy okazji przekrwione, czarne jak węgielki ślepki. Podrapał się po zaroście i kontynuował grę na instrumencie.

I tak sobie szedł dalej, jak powiadała piosnka, przez trawy i pola, obserwując drzewa, obserwując dookoła, czujność zachowując i dokładnie wieży wypatrując, w której na zbawcę miała czekać księżniczka...
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 30-08-2010 o 19:21.
Ryo jest offline