Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2010, 20:18   #9
Minty
 
Minty's Avatar
 
Reputacja: 1 Minty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumny
Las, las, las... po dniu wędrówki przez gęstą knieję, Jan nabrał niejakiego obrzydzenia do zieleni, zapragnął kontaktu ze świeżym powietrzem i poprzysiągł sobie, że nigdy w życiu nie weźmie kąpieli z szyszkami sosnowymi, nawet, jeżeli prawdą okazałoby się, że terapia taka w całej swej aromatyczności profitami dla... wigoru przewyższa wszystkie napary i opary znane na Sięziemi.
Wąziutka ścieżynka wiła się niczym wstążka między wysokimi drzewami, prowadząc podróżnika w jakimś nieokreślonym kierunku, zostawiając za sobą tylko las, a przed sobą mając pewnie też tylko las.
Jednak zawsze mogło być gorzej.
Gdyby troll Albert zebrał się w sobie i, wykazując tym samym niespotykaną u trolli odwagę, wyruszył w pogoń za Janem, decydując się na tropienie staruszka pośród borów i pól, gdzie, jak wszyscy wiemy nie brak ani słońca, ani myszy, pan Emirgiusz rzeczywiście mógłby powiedzieć, że znalazł się w największym łajnie w swoim życiu. Ale nic takie go się raczej nie działo. A przynajmniej nic na to nie wskazywało.
W okolicy pełno było zwierząt, często nawet na tyle zuchwałych, że podchodziły do Jana na odległość rzutu kamieniem. Żadne jednak nie zdradzało złych intencji.
Może leśne żyjątka chciały tylko dumnym spojrzeniem pokazać mężczyźnie kto rządzi w tym lesie, a może były po prostu ciekawskie... faktem jednak było to, że kiedy już napatrzyły się na staruszka wędrującego przez ich puszczę, wracały z powrotem do swych własnych spraw i nie pokazywały się już więcej.
Po długim dniu wędrówki przyszedł czas na noclegu. Jan już godzinę przed zachodem słońca wybrał sobie odpowiednie miejsce na rozbicie obozu i zajął się zbieraniem drewna do rozpalenia ogniska.



Mężczyzna rozbił się w płytkiej jaskini ulokowanej na wysokiej skarpie, z której, jak się później okazało, spadał niewielki wodospad – źródło czystej wody. W okolicy rosła masa jeżyn, wiec o brak jedzenia, nawet gdyby trzeba było zostać tutaj dłużej, Jan nie miał się co martwić.
Mimo wszystko coś ciągle niepokoiło staruszka...
- Aaaa! - krzyknął Emirgiusz, kiedy tuż przed jego nosem, jakby znikąd pojawił się przedziwnie odziany królik.
Co prawda już sam fakt, że królik miał na sobie ubranie mógł wydawać się niesamowity, dodatkowo interesować mógł sposób, w jaki to zwierze znalazło się w samym środku puszczy, jednak ekstrawagancki strój i nietypowe zachowanie gryzonia przyćmiewało wszystkie te drobiazgi.
Zwierze miało na sobie luźne, niebieskie spodnie, obszerna bluzę z kapturem i czapkę z daszkiem. Wszystkie części jego garderoby były w odcieniach zieleni, na zadnich łapkach nosił zaś białe adidasy.
Z tłustej szyi królika zwisały złote łańcuchy, zaś na zębach połyskiwał nowiutki, diamentowy grill.
- Yo! - powiedział królik i dziwnie wygiął prawą łapkę, chyba w powitalnym geście.
Jan przez chwilę zastanawiał się nad tym, co to za dziwak i dlaczego ma na sobie tak idiotyczne łaszki.
Po chwili zdał sobie jednak sprawę, że królik jest bardzo tłuściutki, a jeżyny były w tym roku jakieś kwaśne i właziły między zęby...
Tylko czy lepiej być humanitarnym, czy zaspokoić apetyt?



- Ups – zabrzmiał głos rycerza.
Kiedy jednak ponad kupą śniegu ukazała się zgrabna dłoń królewny dało się usłyszeć odetchnięcie i kilka metalicznie dźwięczących kroków.
- Pomogę Ci, pani – zaoferował się rycerz. Kiedy Masha była już na drodze dodał: - Jestem Rodrigo z Zatyłcza, a wołają na mnie Gadzi Miecz – tutaj klepnął rękojeść swego miecza, na którym rzeczywiście wygrawerowana była głowa jaszczurki. - Teraz chodźmy.
Masha usadowiła się pomiędzy Rodrigo an końską szyją, ponieważ rumak rycerza był tak wielki, iz jazda z tyłu, za wojem, zupełnie nie wchodziła w grę.
Szybko okazało się, że Gadzi Miecz cierpi na porządny katar.
Gdy wybawiona i wybawiciel jechali tak zaśnieżoną drogą przed siebie, Rodrigo co chwila starał się nawiązać jakąś lekką rozmowę.
- Jak to było... no wiesz, czy wy się... - tutaj uderzył kilka razu jedną dłonią o drugą.
Dalsza podróż przebiegała równie idiotycznie.

Nocne niebo świeciło jasno, było mleczno – pomarańczowe, pruszył z niego lekki śnieżek. Płatki zimnego puchu co chwila spadały na mały nosek Mashy, wyrywając ją z delikatnego snu, przypominając o rzeczywistości, o wyzwoleniu, które tak naprawdę oznaczało dla niej tylko większe niewygody. Ale i to musiało się kiedyś skończyć. Chyba...
- Tutaj odpoczniemy – Rodrigo wskazał wielkie drzewo stojące wśród polany, przez którą jechali.
Kiedy podjechali bliżej, okazało się, iż ich schronieniem będzie ogromny dąb o pustym w środku pniu. Rodrigo zdjął księżniczkę z konia i zabrał się do zbierania drewna na opał.
Drzewo było niespotykanie wielkie. Pień w środku mógł pomieścić co najmniej dziesięć dorosłych osób, dodatkowo nie było tam żadnych zwierząt, czy owadów. „Pewnie to zasługa panującej tu zimy” - pomyślała Masha.
Polana wyglądała niesamowicie. Zewsząd otaczał ją młody las, zaś w jej centrum znajdował się wiekowy, potężny dąb. Wszystko to wyglądało jak na jakiejś lekcji, albo wykładzie. Albo wieczorze baśni...
Ciekawe, jakie bajki opowiadają sobie drzewa? To na pewno piękne opowieści, ale czy piękniejsze od ludzkich? O czym mogą prawić takie bajki? Nie muszą wskazywać drogi, nie muszą uczyć... są po prostu opowieściami. I może to jest w nich najpiękniejsze.
Stary dąb usiadł wygodniej, odchrząknął. Ciepły, letni wiaterek rozwiał jego zieloną czuprynę.
- I była uwięziona księżniczka – kontynuował starzec.- Porwana i upokarzana przez złą czarownicę, jednak był też ktoś, kto kochał księżniczkę i nie zapomniał o niej nawet mino czarów wiedźmy. Rycerz wybawił uwięzioną i żyli długo i szczęśliwie.
Małe sosenki i dąbki zaszumiały, jednak nie w oczekiwaniu na dalsze opowieści. Wszystkie już spały.
Masha obudziła się. Spała oparta o pień wielkiego dębu. Było jej zimno.
„Bajki drzew wcale nie są piękne” - stwierdziła dziewczyna. Może właśnie o to chodzi w bajkach, może piękne są w niej przykłady, nauka, którą niosą i przekazują nowemu pokoleniu? Kto wie?

- Księżniczko, księżniczko! - podniecony Rodrigo biegł w jej stronę. Nie miał ze sobą ani trochę drewna. - W okolicy smok, prawie trupe... yy.. smok straszny ludziska zjada, muszę tam jechać, czekaj tu na mnie!
Wojak bez słowa wskoczył na konia i odjechał na północ. Sława łowcy smoków... ludzie na Sięziemi zbyt kochali takich ludzi, żeby rycerzyk z Zatyłcza mógł przepuścić taką okazję.

Minęła noc, śnieg zupełnie zasypał ślady rycerza, ale konie to mądre stworzenia, potrafią trafić do właściciela nawet nie znając drogi. A rumak Rodrigo od początku znajomości z Mashą bardzo ją polubił.
Koń wrócił, cały zad miał we krwi.
Niektórzy mówią, że oswojone zwierze nie może żyć bez pana...
- Stój!!! - jakaś postać biegła tuż za ogierem.
Szczupła, ruda dziewczyna, może dziewiętnastoletnia, o ładnej buzi i dużych piersiach skakała ponad zaspami śniegu, skakała tak i skakała, a jej piękn...



- Babiarz, nie bajarz! - wykrzyczała jedna z małych dziewczynek, przewidując, że starzec za chwilę kompletnie odpłynie do krainy marzeń. - Opowiadaj o Mashy!
- Yy... tak, tak... piękna dziewczyna zbliżyła się do Mashy, spojrzała jej prosto w oczy i spytała "kim jesteś, o piękna pani? Widzę w twym spojrzeniu dostojeństwo, ale nie znam twej twarzy".

Rudowłosa ślicznotka odziana w skórzany kubraczek i ciepłe, futrzane buty spojrzała na księżniczkę swoimi zielonymi oczami.
- Coś ty za jedna i co masz do mojego konia? - powiedziała nieco gniewnym, acz cieniutkim głosikiem.
 
Minty jest offline