Wątek: C E L A
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-08-2010, 21:07   #29
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Jill wygramoliła się z wody charcząc i kaszląc naprzemiennie. Halucynacja była cholernie realistyczna. Ale Jill nie miała wątpliwości że to jedynie omamy. Narkotyczny specyfik Lechnera krążył w jej żyłach i mieszał jej w głowie.
Po co to było? Miało w niej obudzić wyrzuty? Doktorek chyba wybrał sobie nieodpowiedniego pacjenta. Świetlista zjawa ukazała jej w przyspieszeniu wszystkie popełnione zbrodnie, zmasakrowane ciała, kałuże szkarłatu i twarze ofiar stygnące pod dotykiem Kostuchy.
I co? Jeśli miała poczuć żal to nie wywiązała się z zadania.
To było... piękne doznanie. Jak jebana podróż sentymentalna, przeglądanie starego albumu ze zdjęciami, gdzie każda kolejna kartka przywodzi na myśl piękne wspominki. Dawne podniecenie, które towarzyszyło jej przy każdym morderstwie powróciło a wraz z nim głód krwi.

I tylko kościste palce zaciskające się wokół kostki odbierały tej chwili uroku. Mimo to Jill się uśmiechnęła wypuszczając korowód bąbelków, które poszybowały zgrabnie ku górze.

Szarpała się wściekle ale zrozumiała, że nie ma szans. Nie wygra z własnymi duchami. Jeśli jakaś część jej mózgu, obudzona przez pieprzniętego naukowca, uparła się żeby pogrzebać ciało to Jill niewiele zaradzi.

Fakt, myślała, że to już koniec. Ale nie czuła smutku, nie czuła strachu... W zasadzie nie czuła nic. Przez całe życie nie zaznała żadnej ludzkiej emocji i nie widziała powodu dlaczego teraz miałoby się to zmienić.
Nie trzymała się kurczowo życia. Przestała wierzgać i pozbyła się resztek tlenu, ale wtedy... Wtedy uścisk zelżał i kobieta podryfowała ku powierzchni.

Zaśmiała się gdy wygramoliła się z zalanego korytarza. Echo jej śmiechu odbijał się od martwych ścian, mknęło po pustych więziennych celach.

- I co? Już? - krzyknęła pomiędzy jednym a drugim atakiem śmiechu. - Tylko na tyle cię kurwa stać?

Ciągle chichotała gdy przekroczyła próg pomieszczenia. Ten cały incydent w wodzie dziwnie ją nastroił. Nie niepokoił ją. Raczej rozbawił i może ciut zaciekawił. Briggs nie bała się śmierci, nawet własnej. Obcowała z nią od zawsze, znała doskonale jak ciało kochanki, która nie wychodzi z twojego łóżka.

Z zamyślenia wybił ją niski basowy szum. Zagapiła się na wielkie wirniki wbudowane w sufit. Imponujące... To one rozprowadzały gaz na wyższe piętra. Lechner musiał się nieźle natrudzić żeby wybudować labirynt dla swoich białych laboratoryjnych myszek.
W sali panował półmrok. Wielkie cienie pełzły po ścianach, poruszały się w rytm leniwej pracy wiatraków.
Briggs podeszła do ściany, gdzie przymocowane były dwie pokaźne butle. Odszukała przełącznik i pchnęła dźwignię ku górze. Nie spodziewała się huku, który później nastąpił.

- No tak... Czemu mnie to nie dziwi – wychrypiała Briggs rozcierając czoło.

Gaz nie przestał się sączyć, wiatraki pracowały niestrudzenie za to przy drzwiach wejściowych opadła krata odcinając jej ewentualny odwrót. Niewiele myśląc przesunęła na powrót dźwignie i, ku jej zdziwieniu, stalowa barykada uniosła się w górę odblokowując korytarz.

- Taaaaa – skomentowała Jill inteligentnie i splunęła na podłogę.

Pozostało zaradzić jakoś na ulatujący toksyczny gaz, choć Jill miała wątpliwości czy to nie kolejna podpucha „białego kitla”. Można było butli nie tykać ale z drugiej strony, skoro się już pofatygowała taki kawał...

Z pierwszą nie było problemu. Jill odcięła gaz ręcznie, dokręcając na siłę metalowy zawór. W drugiej był on jednak zardzewiały i ani drgnął.

- Popisz się kurwa finezją Jill...

Zaśmiała się i szarpnęła za całą butlę wyrywając ją żywcem z mechanizmu w ścianie. Gaz zaczął wypływać szybciej, co potwierdzał nasilający się syk. Wetknęła butlę pod pachę i doszła do progu aby cisnąć ją do wody zalegającej na korytarzu. Opadła z chrzęstem na podłogę poddając się grawitacji. Jill przeszły przez myśl lekcje chemii w podstawówce w Silvery Creek i gruba nauczycielka, która mądrzyła się niemiłosiernie. Kiedyś chyba mówiła coś o rozpuszczalności gazów w wodzie? Strzępki informacji majaczyły na krawędzi mózgu Jill ale nie mogła sobie przypomnieć szczegółów. Nigdy nie słuchała na lekcjach. A prace domowe zawsze odwalał za nią Josh, który mimo że dużo młodszy, zawsze był z materiałem kilka lat w przód.

Briggs rzuciła się szczupakiem pod wodę, zlokalizowała leżącą na dnie butlę i przygniotła ją, dla pewności, stertą gruzu i desek. Nawet jeśli wirniki dalej gracują to gaz nie płynie już centralnie pod jego skrzydła, które rozprowadzały go pionowo w górę.

Za kilka chwil płynęła z powrotem.
- I co, Jill? Lechner jednak nie łgał z tym gazem... - skomentowała do siebie samej.

Trochę się nawdychała dziadostwa i już czuła pierwsze tego efekty uboczne. Osłabła. I we łbie zaczęło huczeć i dudnić jakby ktoś przepuścił jej mózg przez maszynkę do mielenia.

Zmusiła się jednak by iść przed siebie. Była twardą sztuką, jakiś tam byle gaz nie zwali ją kurwa z nóg.

Zajrzała go kilku mijanych po drodze pomieszczeń. Znalazła suchą i solidną deskę. Do tego z jednej strony najeżoną brygadą ostrych dziesięciocalowych gwoździ. Normalnie, lepsza frajda niż prezent znaleziony pod choinką...

Uparcie powłóczyła nogami. Z nosa kapnęło kilka ciepłych kropel, zalała ją fala mdłości. Przykucnęła w jednym z korytarzy i zaczęła wymiotować.
Żółć zalewała jej gardło. Rozkaszlała się próbując złapać oddech.

Nagle poczuła czyjś delikatny dotyk. Ktoś odgarnął jej włosy z czoła i wytarł usta. Spojrzała w chłodne oczy Josha.
- Jak się czujesz siostrzyczko?
- Jakbym właśnie wróciła z wycieczki z jebanego Czarnobyla... - kąciki jej ust uniosły się ku górze na widok jego twarzy.

Josh pomógł jej wstać ale dalej szła już sama. Poprowadził ją do pomieszczenia kontrolnego gdzie rozegrać się musiał dość ciekawy spektakl.
Szkoda, że dotarli na przedstawienie spóźnieni, kiedy ucichły już owacje, kurtyna opadła a aktorzy zeszli ze sceny.

Dookoła panował niezły piperznik. Potłuczone talerze i resztki żarcia ozdabiały elegancką betonową posadzkę. Stella leżała naga na stole, zalana niemal w całości lepką czerwoną posoką. Jej zmięty pomarańczowy kombinezon walał się po podłodze, śliczny jak egzotyczny motyl na tle wszechobecnej szarości.
Chris zaś... Ich niedawny towarzysz w zbrodni siedział skulony przy panelu pełnym skrzących się lampek i łapał się oburącz za rozharatane udo.

- Niech zgadnę, ona zaczęła? - rzuciła Jill w stronę Torga i pokusiła się o namiastkę uśmiechu.

Stella nadal dychała. Ale Jill uznała, że nie powinna się tak potwornie męczyć. Odłożyła sztachetę, wskoczyła na stół i kopniakiem zwaliła nieruchomą kobietę na podłogę. Stella wywinęła w locie gibkiego młyńca i upadła na twarz.

Jill odpłynęła jak w jakimś narkotycznym transie.
Złapała Stellę włosy i długo waliła jej głową o podłogę. Huk był przejmujący ale w uszach Jill smakował jak najwykwintniejsza symfonia.

Nie mogła skończyć. Czas zatrzymał się w miejscu, euforia narastała.
Tak to jest gdy się już zacznie. Ręce same chodzą...

Gdy wreszcie odwróciła Stellę na wznak dostrzegła, że w miejscu twarzy widnieje krwawa bezkształtna miazga.

- Wygląda jakby zeszła z pieprzonego płótna Picassa – skomentowała Briggs uśmiechając się półgębkiem.
Wytarła mokre palce o nogawki swojego więziennego uniformu i wróciła po swoją sztachetę.
 
liliel jest offline