Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-08-2010, 18:24   #11
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Daleko było przybytkowi Sigmara, ulokowanemu obecnie w Ostmuur, do potężnych, monumentalnych wręcz gmachów z Templewijk. Świątynia sponsorowana tylko przez wiernych i może bardzo nieliczne, zwłaszcza ostatnio, datki z samego Imperium, prezentowała się nie za dobrze. Nie była może butwiejącym przybytkiem Shallyi, ale tanim kamieniom, których użyto do budowy, przydałoby się odświeżenie, zaś sam wystrój zdawał się bardzo surowy. Ci, którzy zaznajomieni byli z kultem Sigmara mogli jednak zrozumieć, że bóg wcześniej będący zwykłym człowiekiem - wodzem i wojownikiem - nie wspaniałości i złota wymagał od swoich wyznawców. Oczywiście tłumaczyć to można sobie było tutaj, w Marienburgu, nie zaś pośród bogatych świątyń Altdorfu.
Jeśli chodzi o kapłanów... to zdawało się, że ich także pochłonęła cała ta zawierucha z Sigmarem Odrodzonym i Krucjatą. Świątynia bowiem była praktycznie opuszczona - został w niej tylko jeden świątobliwy mąż, staruszek, który utykając przechadzał się po głównej nawie, zapalając pogasłe już świece. Musiał być zagadnięty trzy razy, by wreszcie dosłyszał i skierował na nich swoje zmęczone życiem oczy.
- Krucjata? - głos miał drżący, ale mówił głośno, jak zwykle robią ludzie przygłusi - Sigmar Odrodzony?
Zastanawiał się przez chwilę, wygrzebując szczegóły ze swojej pokrytej rzadką siwizną głowy.
- Aaa... Tak, poszli za nią, ale co ja tam wiem... nogi zbyt starcze, by chłopca zobaczyć... Z zachwytem mówili, z uniesieniem! I mi przyjdzie uwierzyć, jak czas pozwoli...
Zapatrzył się w sklepienie, wykonując kilka razy znak młota.
- Helmut? A tak... stary dobry Helmut... wiele razy mi pomagał, dobry człowiek... Zawsze się cieszyłem, że on był głównym kapłanem w tym mieście. Z chłopcem poszedł, mówił, że uwierzył i że przyjdą dla nas lepsze czasy...


Nocą Templewijk było spokojne i ciche. Praktycznie nikogo nie dało się spotkać na ulicach. Czasem przejeżdżała jakaś karoca, której rytm wystukiwały ciągnące ją konie, których podkowy mocno uderzały o bruk. No i były także Czarne Kapelusze, nieustannie patrolujące całą okolicę. Skupiały się jednak bardziej na głównych alejach, bacząc na wielkie i bogate świątynie. Mniejsze uliczki zazwyczaj były czyste, tylko ze dwa razy w czasie jednej godziny przechodził tamtędy patrol. Na placu z klatką było podobnie i chociaż grupa kilku podejrzanych osób zwracała na siebie uwagę, to obeznana z każdym ciemnym zaułkiem Soe przeprowadziła ich bez większych problemów, a na pewno nie tych ze strony straży, którą omijała bardzo szerokim łukiem. Chodzenie po mieście w nocy zabronione nie było, ale i tak lepiej było chuchać na zimne.

Na placu przed starą świątynią Sigmara było całkiem cicho. W okolicznych kamienicach było już ciemno i tylko w jednym oknie dostrzec było można niewielki płomień wciąż palącej się świecy. Do działania przystąpili więc bez problemów, rozstawiając się w wejściach do ciasnych przejść. Cohen i Soe dostali się do klatki i lekka dziewczyna już po chwili stała na ramionach wojownika, wyjmując swoje wytrychy. Kobieta spała, ciężko łapiąc każdy oddech. Knebel i kajdany były na swoich miejscach, nie dając jej możliwości na żaden prawie ruch, a ciało cuchnęło już tym, co wydalała z siebie, nie mogąc dłużej utrzymać zwieraczy na swoich miejscach. Gdy doszedł brud, którego smród mieszał się z pozostałymi zapachami, złodziejka aż skrzywiła nos, przechodząc do działania. Zamki nie były tu trudne do sforsowania, w końcu miały utrzymać tylko wiedźmę z połamanymi palcami. Kto mógł przypuszczać, że ktoś będzie chciał ją uwolnić? Pięć minut zajęło Soe otworzenie klatki i zdjęcie kajdan. Potem poszło już łatwo, chociaż wszyscy biorący w tym udział nagle zapragnęli wziąć kąpiel. Dziewczyna odjechała z pakunkiem przewieszonym przez konia, a pozostali podążyli ciemniejszymi alejkami, ponownie bawiąc się w unikanie Czarnych Kapeluszy. Czysto i gładko.

Problemy miały się jednak dopiero zacząć. Odwodniona, poobijana i poszarpana kobieta stanowiła marny widok, ale pobieżne oględziny nie wykazały poważniejszych ran. Po wyjęciu knebla jęknęła, cichym, cienkim głosem prosząc o wodę. Mimo, że bliska śmierci, to cyrulika nie potrzebowała, zwłaszcza, że tacy, którzy mieli utrzymywać język za zębami i przyjmować w środku nocy byli bardzo drodzy. Kierunek więc był jeden, znany już wszystkim - mieszkanie Josta. Mimo, że oddalone spory kawałek, to dawało wystarczającą dyskrecję, zwłaszcza, że sąsiedzi jedyne co mogli zobaczyć, to wnoszony na górę worek. Odwiedziny nowych, dziwnych znajomych dokera już na pewno wielkiej sensacji nie wywołają. Baby już swoje w dzień musiały wygadać.

Napojona, odżywiona i z nastawionymi palcami, Maida Widmann, bo tak się przedstawiła, spojrzała na swych wybawców przychylniejszym okiem. Mówiła z trudem, z problemami łapiąc oddech i co chwilę mając ataki torsji. Pierwszy posiłek i wodę zwróciła wprost na podłogę mieszkania. Potem już było lepiej, ale zajęło to jeszcze godzinę, zanim zaczęła mówić do rzeczy.
- Dlaczego mi pomagacie? Gdy was złapią, skończycie jak ja, albo nawet gorzej.
Rozkasłała się, gdy wyjaśnili co i jak. Pokręciła głową i powoli, po cichu, zaczęła swoją opowieść.
- Chłopiec został przyprowadzony do mnie siedem lat temu przez łowcę czarownic imieniem Osric Falkenheim. Powiedział mi, że chłopak został znaleziony w rękach złego kultu, czczący coś w ruinach, daleko na Przeklętych Bagnach. Wtedy nie zorientowaliśmy się, że chłopak miał straszne moce, których używał niezależnie od swojej woli. Sprawiał, że ktokolwiek na niego patrzył, zakochiwał się w nim. Byłam za wolna, zorientowałam się dopiero, gdy zaczęło to działać na moje podwładne. Nakazałam wtedy Gerdzie, starszej kapłance, aby oddała chłopca łowcom czarownic, byłam bowiem pewna, że jest dziełem Chaosu. To był ostatni raz, kiedy o nim słyszałam, póki tłum nie przyniósł go na rękach, a Helmut nie ogłosił go Sigmarem Odrodzonym.
Wzięła głębszy oddech i wypiła kilka łyków wody. Długo się zbierała w sobie, by zmusić ciało do jeszcze jednego wysiłku, jakim było dla niej mówienie.
- Wiedziałam, że nie może to być ktoś inny, to musiał być chłopak, którego od dawna uważałam za martwego. Zmusiłam Gerdę do przyznania się do ukrycia chłopca. Wychowywała go w sekrecie, pod moim nosem! I, powodowana miłością do Shallyi, która niesie przecież wybaczenie i litość, przebaczyłam jej w swojej głupocie. Nie zdałam sobie sprawy, że one wszystkie są wciąż jego niewolnicami. Zabrałam więc Gerdę i inne Siostry zamieszane w to wszystko, aby pokazać ich przestępstwo i ukazać prawdę o dziecku. Zostałam zakrzyczana, zanim zdążyłam się odezwać. Nazwały mnie apostatą, wiedźmą, która chciała zabić chłopca! Gdyby nie Czarne Kapelusze, tłum rozdarłby mnie na strzępy. W zamian, Gerda w swojej litości, zostawiła mnie na śmierć w klatce.
Poderwała głowę. W jej oczach pojawił się wreszcie jakiś blask.
- Musicie to wiedzieć. Gdy chłopiec został do mnie przyprowadzony, nie miał znamienia dwuogoniastej komety na swojej piersi. Żadnego znaku, przysięgam! On nie jest Sigmarem Odrodzonym. Zaryzykowałam już swoje życie i wciąż w to wierzę. Jednak nie potrafię też powiedzieć, kim jest. Jeśli łowca Osric wciąż żyje, jest jedyną osobą, która może doprowadzić was do miejsca, w którym dziecko zostało znalezione. Poszukajcie go z błogosławieństwem Shallyi i powstrzymajcie to zło, zanim zada więcej cierpienia, cierpienia wywołanego moją ślepotą!
 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 19-09-2010 o 15:42.
Sekal jest offline