Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-08-2010, 10:41   #6
Azazello
 
Reputacja: 1 Azazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodze
To była jedna z tych wsi, których nazw nie pamięta się już nazajutrz po ich opuszczeniu. Szczególnie kiedy, tak jak w przypadku Levana, były tylko marnym przystankiem w czasie podróży na północ. Choć wszystko wskazuje, że może nie takim marnym – pomyślał drwiąco kieslevita zbliżając się do zameczku Zvirgau. Zniszczonych, zaniedbanych zamków i zapyziałych wiosek, w których mieszkali głównie drwale widział w samym Imperium już setki, a odpowiedniki w Bretonii czy Estalii różniły się tylko detalami, których nawet nie potrafiłby nazwać.

Jedno zmieniało się rzadko – urzędnicy byli zmęczeni i tępi, a właściciele wyniośli. Takie też miał wrażenie Levan, gdy od dłuższego czasu obserwował scenkę w miejscu szumnie nazywanym dziedzińcem. Levan Kryuk pojawił się na placu jako pierwszy, zaprowadził konia do wodopoju i mimo że czuł na sobie wzrok dostojnie wyglądającego człowieka czekał na grupę, która zbliżała się do placu. Stał w cieniu, przy osypującym się murze, tak by rzucać się zanadto w oczy. W tym samym celu nosił też skórzany płaszcz z dużym kapturem. Teraz kaptur był odrzucony odsłaniając wygoloną na kieslevską modłę głowę i potężny, długi wąs – raczej rzadko spotykany w tych stronach. To co Levan najbardziej lubił jednak odsłaniać to wielka, zajmująca pół twarzy blizna, poparzenie z dawnych czasów i poszarpane ucho. Mało kto nie wzdrygnął się na widok uroczej mordy kieslevity. Płaszcz ukrywał hajdawery przewiązane w kostkach i w pasie sznurkiem i luźną płócienną koszulę. Ukrywał też skutecznie rapier, ulubioną broń Levana.

Levan mógłby obserwować spokojnie scenę, która rozgrywała się na jego oczach, gdyby nie postać, którą dostrzegł pomiędzy przybyłymi. Tupik, ty mały gnojku! Nie mógł się mylić. Znał nizioła bardzo dobrze i nawet gdyby ten przebrałby się za krasnoludzką nierządnicę, to bez trudu rozpoznałby te jego loczki i małe świdrujące oczka. Co on tu robił? Czyżby też chciał uciekać? A może musiał? – myśli te szybko zachwiały dotychczasową pewnością siebie Levana. Levan postanowił nie dać po sobie poznać, że go zna, a pośród tej żałosnej zbieraniny nie powinno być to problemem. A zgraja była to nielicha i zadziorna. Wyraz tego dał jeden z krasnali, który starodawnym zwyczajem dał wyraz swej arogancji. Levan na to uśmiechnął się krzywo i nie udało mu się wyplucie planowanej flegmy, które tak dobrze zobrazowałoby stosunek kieslevity do Sebastiana von Zvirgau, w momencie gdy został on przedstawiony. Pan hrabia już wie, co o nim myślimy, a przynajmniej to nie ja będę jego pierwszym wrogiem. Levan tylko czekał, aż Tupik Grotołaz rozpocznie swój słowotok, miłą gadkę i gierkę, po von Zvirgau pewnie zapomni jak się nazywa. Sam musiał wysłuchać, co to za robota i co najważniejsze ile płatna, bo jeszcze tydzień i będzie musiał sprzedać swojego wierzchowca. A tego by nie chciał, to mogło skutecznie opóźnić jego podróż na północ. Tego by naprawdę nie chciał…
 
Azazello jest offline