Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-09-2010, 10:33   #21
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Walter Chopp, Leonard Lynch, Dwight Garret

Zabawa u Styppera rozkręcała się w najlepsze, mimo, że Lafayette opuścił towarzystwo na mocno miękkich kolanach. Mieliście nadzieję, że Francuz nie załapie się na jakiś nadgorliwy patrol policji i nie trafi za kratki za nietrzeźwość, albo – co gorsza – nie wsypie miejsca gdzie się wstawił.
Jednak to nie przeszkodziło wam w dalszej zabawie. A jakże.
Jak się okazało „arsenał” Styppera okazał się dość pokaźnym zapasikiem. Pomyśleliście nawet, że działalność związana z rynkiem nieruchomości może owocować „dowodami wdzięczności” od zadowolonych z transakcji klientów, którym teraz z coraz większym trudem pozwalacie spełnić ich przeznaczenie.

Potem ktoś mądry, prawdopodobnie sam gospodarz, wpadł na pomysł kontynuowania pokera, lecz nie na pieniądze, ale na „kieliszeczki”. To był początek końca. Najpierw były trudne rozmowy – to co maiło być powiedziane, zostało powiedziane. Szczerość opuszczała wasze usta bełkotliwymi frazesami. Oczywiście zapamiętacie to jak przez mgłę, ale taki stan również bywa potrzebny. Rozładowuje stres i napięcie.
Nie minęło wiele czasu, a jedyną w miarę przytomną osobą w towarzystwie był Dwight Garret, ale i on miał problemy z zachowaniem pozorów trzeźwości. Walter Chopp padł przy stole, niczym wierny żołnierz na reducie. Stypper zasnął tam, gdzie siedział, z głową odchylona w tył pochrapywał nosowo. Leonardowi starczyło jedynie sił na tyle, by przejść na sofę stojącą pod oknem i ani się obejrzał, a już spał. Garrettem zawładnęła zawodowa ciekawość. Korzystając z chwilowej nieprzytomności właściciela pomyszkował po szufladach, albumach ze zdjęciami doszukując się czegoś, co rzuciłoby troszkę cienia na działania gospodarza. Daremno. Wydaje się, że Stypper faktycznie chce pomóc Proodowi i nie ma w tym żadnych ukrytych, mrocznych motywów.

Pamiętasz, jak przez mgłę, że w pewnym momencie ktoś dzwonił do drzwi. Że była to panna Gordon, ze zamieniliście kilka słów, tylko nie bardzo pamiętasz o czym była rozmowa, bowiem jej oczy były jak morze światła, w których przez chwilę pragnąłeś się zanurzyć. Pamiętasz, że Amanda grzecznie odmówiła jakimś twoim propozycją – oczywiście, nawet upojony zachowałeś się jak dżentelmen. Pamiętasz, że zostawiła jakaś karteczkę z informacją dla was. Wiesz, że wyjście na miasto w takim stanie nie jest najlepszym pomysłem. Ostatnie, czego ci potrzeba to areszt za „nieobyczajne zachowanie”.
Po wyjściu Amandy siadłeś w fotel rozmyślając o sprawie. Nawet się nie zorientowałeś, kiedy usnąłeś.


Amanda Gordon


To co zastałaś w mieszkaniu Styppera przerosło twoje oczekiwania. Okazało się, że całe towarzystwo, no prawie całe, spiło się do nieprzytomności. Jedynie detektyw Garrett wyglądał na w miarę przytomnego i to on otworzył ci drzwi. Jednak, jak tylko zamieniłaś z nim kilka słów zorientowałeś się, że również on nie nadaje się za bardzo do poważnych rozmów.
Zerknęłaś przelotnie na stół na którym stało ... ponad dziesięć pustych butelek. W duchu liczyłaś na to, że sąsiedzi Styppera nie zawiadomią policji o libacyjce. Za ten zestaw pustych butelek gospodarz mógł trafić na rok do więzienia.

Szybko nakreśliłaś kilka słów podając kartę Garrettowi.

Spotkanie jutro tutaj o godzinie 10.00. Mam ważne sprawy do omówienia. Amanda.

Miałaś nadzieję, że to wystarczy.

Kiedy zabierałaś się do wyjścia pojawił się goniec z redakcji. Miałaś szczęście. Wręczył ci kopertę i pogonił dalej. Najwyraźniej korespondencja do ciebie nie jest jedyną, jaką roznosił tego dnia.

W zasadzie, kiedy reszta postanowiła odreagować stresy przez bibę, ty mogłaś wrócić do domu i zająć się lekturą, która przyciągała cię z dziwną siłą. Te stronice były potwierdzeniem tego, czego szukałaś przez całe życie. Tego, przez co zginęli lub oszaleli twoi bliscy. Potwierdzeniem, że ich ofiara miała jakiś sens. Miała znaczenie.

Jeszcze w samochodzie otworzyłaś informacje z gazety.

Nie było tego wiele. Jeden telefon i dopisek „pytać o Borysa”.

Wróciłaś do siebie i – z braku alternatywy – zajęłaś się ową ponurą lekturą.

Wczesnym wieczorem przeszkodziła ci pokojówka.

- Dzwonili ze szpitala Serca Jezusowego. Chodzi o panienki kuzyna. Odzyskał przytomność. Policja prosi, by pani przyjechała.

Nie trzeba ci było dwa razy powtarzać.

Kilkadziesiąt minut później już byłaś na miejscu. Najpierw policjant o twardych rysach i zimnym spojrzeniu kazał ci wypełnić kilka formularzy, potem – przez zakratowany korytarz jak w więzieniu – poprowadził cię do małego pokoju, bez drzwi.

Na łóżku leżał .... Cofnęłaś się ze strachem. Dopiero po chwili dotarło do ciebie, że to Victor. Nawet zdjęcia, nie ukazywały całej brzydoty jego wcześniej eleganckiej twarzy.

- Pięć minut – warknął policjant i stanął w wejściu, by obserwować was przez otwarte drzwi.

Pokój szpitalny śmierdział potem i moczem. Słysząc twoje kroki na posadzce Victor otworzył oczy. Do tej pory szare, ciepłe oczy teraz były mętne, jakby zgaszone. Tej pustki nie potrafiły wypełnić nawet iskierki radości na twój widok. Uśmiechnął się spierzchniętymi, zastrupiałymi wargami ukazując potwornie pokrzywione zęby (Boże, Victor zawsze miał takie ładne zęby!).

- Przyszłaś – wyszeptał cicho.

Z bijącym sercem podeszłaś bliżej, by móc słyszeć jego słaby głos.

- Co się stało, Victorze – zapytałaś przezwyciężając niemoc dławiącą twoje gardło.


- Nie mamy wiele czasu, Amando – powiedział z ciepłem w głosie, który zawsze czynił z niego tak dobrego rozmówcę. – Weź krzesło i siadaj. Mam ci ważne rzeczy do powiedzenia.

Posłuchałaś go z trudem powstrzymując się od łez.

- Co się stało? – ponowiłaś pytanie. – Wiem, że to nie ty zabiłeś.

Lecz Victor uciszył cię smutnym uśmiechem.

- To ja ją zabiłem – powiedział ciężko, z trudem artykułując kolejne słowa. – Moimi rękami. Ale to nie ja byłem w moim umyśle, Amando. Wiem, że ty jedna będziesz w stanie mi uwierzyć. Powiem ci, co pamiętam, lecz nie przerywaj mi.

Łza popłynęła po jego pożółkłym, zapadniętym policzku mocząc poduszkę.

- Urok, Amando – wydyszał. – Zostałem wprowadzony w pułapkę, bo popełniłem błąd. Prowadziłem śledztwo w sprawie Duvarro Sprocket. Wraz z Angie i Arturem Hiddinkiem. W fabryce zabijano ludzi, ale to wierzchołek góry lodowej. Za tym stoi coś więcej, Amando. Chciałem poznać ich plany. Udało mi się nawiązać kontakt z tymi potworami. Udawałem, że chcę stać się jednym z nich. Chciałem zyskać ich zaufanie. Dotrzeć do ich przywódcy i dowiedzieć się, jakie ma plany. Bo wiem, ze szykuje coś apokaliptycznego. Nigdy nie prowadziłem tak poważnej sprawy. Owszem, jak wiesz, ratowałem ludzi w nietypowych sytuacjach. Rozwiązywałem problemy tam, gdzie zdrowy rozum nie dawał rady. Ale nigdy, powtarzam nigdy, Amando, nie trafiłem na coś tak ... wielkiego.
Coś ma się wydarzyć. Nie wiem jednak co. Być może sekret poznał Aleksander Duvarro i dlatego zerwał kontrakt. Ja teraz będę sądzony. Prawdopodobnie skazany, ponieważ moja ręka zadawała ciosy. Być może powieszą mnie, na co w gruncie rzeczy zasługuję. Bo to przeze mnie, przez mój błąd, Angelina zapłaciła taką cenę. Ale mój koniec nie zatrzyma maszyny, która ruszyła. Słuchaj... – uciszył cię znów, kiedy chciałaś coś powiedzieć.

- Wiedziałem, co może się zdarzyć. Wysłałem ci pewne zapiski..

- Mam je – powiedziałaś.

- Doskonale. Tam znajdziesz przerażające informacje na temat ghouli. Istot, które kryjąc się w cieniach Bostonu, stoją za czymś mrocznym i zapewne dla nas ludzi straszliwym. Znajdziesz zaklęcia, prawdziwe i niebezpieczne zaklęcie, jak je przyzywać, jak z nimi rozmawiać i jak się przed nimi bronić. Wszystkie potrzebne informacje. Wszystkie, Amando. Lecz uważaj, byś nie skończyła, jak ja. Zachowaj umiar.

Zakaszlał zmęczony.

- Obserwuj Duvarro Sprocket – poprosił cię. – Wydaje mi się, że ktoś z zarządu współpracuje z tymi kreaturami, może nawet nieświadomie. Nie ujawniaj się i czekaj. Jeśli wydarzy się tam coś złego, coś nietypowego to może oznaczać, że one znów zaczęły. Jeśli gdzieś podczas najbliższej pełni zginie wielu ludzi w wypadku przy pracy w fabryce, jakiejkolwiek fabryce, spróbuj się pokręcić przy niej. Obiecaj mi to! I obiecaj, że będziesz ostrożna. Znajdź sobie przyjaciół. Odszukaj Artura Hiddinka. On wie sporo na temat naszego śledztwa. Poszukaj ludzi, którzy ci uwierzą i którzy nie zawahają się zaryzykować, by przeciwstawić się temu, co planują owe kreatury. Bo mam przeczucie, ze jak nie pokrzyżujemy ich planów zginie wiele osób. Setki, może nawet tysiące niewinnych ludzi straci życie. Czuję to, Amando. I jak szaleńczo to nie brzmi, wierzę, że zdarzy się coś, czego ludzkość nie zapomni.

- Koniec wizyty – ostre słowa mundurowego i stanowcza postawa mówią ci, że nie będzie miejsca na dyskusje ani próby przekupstwa.

- Uważaj na siebie, Amando – wyszeptał Victor ze łzami w oczach – I obserwuj Duvarro Sprocket. Proszę cię o to. I – głowa do góry kuzynko – o mnie się nie martw.

Potem, dość obcesowo, strażnik wyprowadził cię ze strzeżonego skrzydła szpitala.

Kiedy wracałaś do domu miałaś mętlik w głowie.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 10-09-2010 o 09:07. Powód: usunięcie P.S.
Armiel jest offline