Jonatan nadal był trochę w szoku i nerwowo się rozglądał po parkingu.
- Rozumiem, że Mistrz ma problemy. Co ja mam z tym wspólnego? Przecież mnie nawet nie znają. - Problemy! Problemy... Ahhh tak. Bardziej bandę psychopatów na głowie. Ale sprytnych psychopatów. Praktycznie wiedzą o wszystkich jego znajomych. Mówiąc to rozpina koszulę i pokazuje sporej wielkości blizny jakby po oparzeniach.
- Dorwali mnie i potraktowali kwasem. Cud, że miałem nadajnik. - Wykorzystują znajomych profesora jako ofiary by go zastraszyć? Niedoczekanie! - spojrzał zdenerwowany w stronę lotniska.
- Jeszcze im się odpłacimy Jedediaszu. Jestem Jonatan. Jedźmy, nim zrozumieją, że już opuściliśmy budynek. - Wiem kim jesteś. Także, kim jesteś naprawdę. Myślałem, że to jasne. Ja jeszcze czekam na przybycie iskierki ge... ge... geni... Mądrości. - Tak oczywiście, to przez nerwy i długi lot. Jeśli nie musimy czekać w tym miejscu ruszajmy, bo nie chciałbym dostać ogona... to znaczy pościgu – poprawił się, by nie raczyć się tłumaczeniem niuansów języka angielskiego.
Idąc za asystentem
doktora* Nortportiona w stronę samochodu
Jon mógł mu się nieco lepiej przyjrzeć i ocenić. Odniósł wrażenie, że facet jest właściwie bezprecedensowy. Pełen ekspresji, a przez umysł przeszła mu scena jak ten by się ekscytował w rodzimym języku. Nie dało się go nie lubić. Tak chyba działali handlarze na arabskim targu. Skąd
Mistrz go wytrzasnął?
Stare audi było w odczuciach byłego kierowcy rajdowego prawdziwym złomem, czymś, co nie powinno jeździć, a na pewno sam by miał dylemat, czy nie lepiej iść na piechotę. Odbiegało to znacząco od nadziei związanych z transportem i zmuszało do opóźnienia wdrażania zemsty za niedokonane zabójstwo. Rzadko bywało by ktoś mógł pomścić swoją własną śmierć. Niestety ewidentny brak elektroniki zmuszał do opóźnienia ambitnych planów i skupieniu się na prewencji.
Od młodego
araba Jon bdowiedział się, że ma około godziny nim opuszczą miasto. To wystarczyło, by zebrać się do kupy i zapomnieć o tym jak jego bezcenny mózg pociągnął go na drugi świat, na szczęście chyba we śnie. Prekognicja przerażająco dokładna, ale czemu w jej trakcie miał dodatkową wizję? Takie ostrzeżenie zawarte jedno w drugim prowadziło do mętliku w głowie, szczególnie że nigdy wcześniej o czymś takim nie słyszał. Niczym oddany student swojego mentora stwierdził w myślach „Będę musiał zapytać o to
Mistrza, on na pewno będzie wiedział.” Zaśmiał się z siebie w duchu zakładając na uszy słuchawki.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=KevDRKBU3p0[/MEDIA]
Pisał program jak szalony z dokładnością i miarowością zegara atomowego. Klawisz za klawiszem stukał tworząc dodatkowe tło do grającej w uszach muzyki. Prosty schemat, trzy aspekty aplikacji głównej: mierzenie czasu i kontrolowany zapis danych, proces odpowiedzialny za funkcje sensoryczne i prosty uczący się program różnicujący.
Sekwencja odliczająca czas była niezbędna do prawidłowego uporządkowania danych i późniejszej obróbki. Pamięć według szacunków doktora powinna była udźwignąć zapisywane dane, niestety kosztem jakości, choć za sensorykę mógł mieć pretensje wyłącznie do siebie, z powodu braku bardziej wytrwałych studiów. Zestaw wi-fi w laptopie mógł bez problemu zbierać fale wysyłane przez otoczenie, każde dziecko przecież wie iż wszystko wytwarza fale elektromagnetyczne i ma wpływ na ich odkształcenie. Niewątpliwie Eter w ten sposób pozostawał w relacji z całym widzialnym wszechświatem, choć nie ulega wątpliwości iż jest to problem bardziej złożony, a nauka śpiących jeszcze nie była gotowa go zgłębić. Napisanie jednak kodu nie było na tyle problematyczne, o ile pomagała w tym magyia. Tępo rozwoju sieci informacji i odpowiedniego paradygmatu czasem irytowało nie tylko Wirtualnych Adeptów.
Element obliczający prawdopodobieństwo wystąpienia zdarzeń potencjalnie niebezpiecznych, ze szczególnym uwzględnieniem ludzi był chyba najbardziej kłopotliwy. Odpowiednie obwarowania, by nie uruchamiać alarmu przedwcześnie i adekwatny algorytm analizy zebranych danych. Przez chwilę program zdawał się nie czytać prawidłowo danych, mieszając jednostki alokacji czasoprzestrzennej, ale przy ponownej kompilacji problemy ustąpiły. Z przewidzianego czasu pozostał kwadrans, najwyższa pora by przetestować oprogramowanie w pełni.[1]
- Jedediaszu, możesz pokluczyć trochę między ulicami? Chcę sprawdzić czy nikt za nami na pewno nie jedzie.
Arab wykonał polecenie i wjechał w jedną z pobliskich uliczek. Spóźnienie o kilka minut było godziwą ceną za własne życie. Tymczasem Syn Eteru odpalił aplikację i począł przyglądać się trójwymiarowej mapie otoczenia.
Wielka kopuła obejmowała szkielety pojazdów i budynków ukazując ukrywające się tam osoby – choć te przypominały raczej duchy. Nad każdym obiektem unosiły się drobne cyferki świadczące o szybkich obliczeniach ryzyka zagrożenia, a nad pojazdami jadącymi przed i za starym audi małe zegarki z jedną wskazówką odliczały czas 5 minut przed zmianą statusu na podejrzany. Całość wyglądała niczym aplikacja bez oprawy graficznej, przedstawiająca wirtualne życie mijanego miasta. Bez wyraźnych szczegółów, ale program spisywał wszystkie dane i pojawienie się ponownie tych samych osób, czy też wykrytych stworzeń – gdyż nie było potrzeby ograniczać zakresu skanowania, zwiększało czynnik zagrożenia ze strony danej osoby. Przygotowana lista do autoryzacji zakładała już kierowcę i jego samego, z czasem się zwiększy. Całość była autoryzowana i nikt inny nie mógł z tego korzystać, choć oczywiście usłyszałby alarm.
Uwagę przykuwały małe alarmy wskazujące niektóre osoby na ulicy. Osobniki agresywne, lub posiadające broń? Z powodu braku interakcji nie były groźne, mogły też mieścić się w ramach błędu statystycznego. Jon specjalnie zwiększył czułość kosztem dokładności. Lepiej chuchać na zimne, niż dać się nagle zaskoczyć.
Przesunął kopułę obszaru magyicznego skanu w tył, tak, że samochód znajdował się w pierwszej trzeciej części skanowanego terenu. Skoro do tej pory nikt nie wydał się podejrzany, można było odpocząć. Sytuacja była dosyć napięta i nie był pewien, kiedy znów znajdzie chwilę czasu dla siebie. Po zebraniu sił pomyśli jak się bronić przed psychopatami, na razie szare komórki cierpiały na ewidentny niedobór ATP. No i kim była iskierka geniuszu?
----------------------
[1] Czas, Korespondencja, Entropia
* w angielskim traditionbooku doktor jest wyższy rangą od profesora (mistrz, adept), a ogólnie profesor u anglosasów jest abstrakcją, nie wiem jak to się odnosi do polskich tłumaczeń, ale zostanę przy oryginale narazie