Wątek: Tysiąc Tronów
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-09-2010, 20:23   #14
Karenira
 
Karenira's Avatar
 
Reputacja: 1 Karenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znany
Inni przystali na jej propozycję. Pozostawało zatem uprosić jeszcze Karego. Nie mogła przecież narzucać mu czegokolwiek. Na szczęście ogier potrafił być współczujący bardziej nawet niż ona sama i gdy tylko zgodnie z planem kapłanka spoczęła względnie bezpiecznie w worku poniósł je obie do mieszkania Josta. Ten ostatni nie był chyba zbytnio zadowolony z takiego obrotu sprawy. Zwłaszcza, gdy ocalona wiedźma zapaskudziła mu jedyny pokój. Dziewczyna z lekkim zdumieniem przyglądała się wracającej do sił kobiecie. Na placu, patrząc na leżący w klatce kołtun ciężko się było dopatrzeć człowieka. Jeszcze bardziej zdumiona była, gdy kobieta zaczęła mówić. Dziewczyna będąc w pełni sił, nie wypowiedziała nigdy tylu słów pod rząd. Zasłuchana w opowieść zapomniała zupełnie, że dla nich miała być to tylko praca. Do przytomności przywróciły ją słowa krasnoluda. Głęboki, gardłowy głos miał to do siebie, że skutecznie wybudzał z wszelkich rozmyślań.

Cała sprawa zaczynała jej się podobać. Widać zdobywanie pieniędzy wcale nie musiało być nużące. Dziewczyna żywiła rosnącą nadzieję, że zmuszeni będą wyruszyć za córką van Haagena, albo jeszcze wcześniej za łowcą. „Też uważasz, że to ironia? Łowca czarownic poszukiwany przez zgraję indywiduów, a nie odwrotnie?” Chaos, mutanci, łowcy czarownic. Dla Dziewczyny były to tylko słowa. Ludzie drżeli przed nimi, niektórych głośno nie wolno nawet było wymawiać. W biały dzień, na placu targowym. Raz jeszcze powtórzyła je w myślach, wzrokiem przesuwając po słabo oświetlonym pomieszczeniu. Z kapłanką-wiedźmą równie dobrze mogli być spiskowcami. W jasny dzień, na świątynnym placu ciężko byłoby się z tego wytłumaczyć. Niewiele ją to obchodziło. Zło tak naprawdę kojarzyło jej się z czym innym.

Tym razem wolała spędzić noc, a przynajmniej jej resztę w karczmie. Nie uśmiechało jej się ani spanie w tłocznej izbie nie do końca chętnego gospodarza, ani pozostawienie Karego samopas po raz kolejny. Brakowało jej wspólnych nocy pod gołym niebem. Zasypiała więc na podłodze wynajętej izby, z wymyślnych łóżek nie korzystała nigdy, z niecierpliwością wypatrując ranka. Świt, podobnie jak sama noc, był łaskawy dla miasta. Dziewczyna lubiła tę porę, gdy większość ze zbyt wielkiej ilości mieszkańców pogrążona była jeszcze we śnie. Sama wstawała wcześnie, niepomna na widmo sińców rysujących się pod oczami. W przykarczemnej stajni Kary zawsze witał ją i wizję śniadania radosnym rżeniem.

Odnalezieniem mieszkania Josta było znacznie łatwiejsze niż za pierwszym razem. Stawiła się tam lekko zdyszana, korzystając z pustych jeszcze uliczek pofolgowali sobie, ona i prędkonogi ogier. Dopiero na widok reszty nabrała dystansu, rumieniec zniknął z jej policzków, a oczy przybrały charakterystyczny dla niej, niedostępny wyraz.

„Nie waż się na mnie krzyczeć. Dobrze jest przecież… Uparty. Niech ci będzie. Dla ciebie. Popatrz.”
- Nie zaszkodzi o łowcę zapytać w tym miejscu, w którym glejt mu wydać musiano. – Mgliście tylko kojarzyła, że mógłby to być sam ratusz, albo gildia jakaś. Celowo więc równie pokrętnie się wyraziła. Uśmiechnęła się nawet. W myślach. Zaraz po tym zamyśliła się znowu i próżno było czekać na jakiekolwiek jeszcze słowa z jej strony.
 
__________________
"...pogłaskała kota, który ocierał się o jej łydkę, mrucząc i prężąc grzbiet, udając, że to gest sympatii, a nie zawoalowana sugestia, by czarnowłosa czarodziejka wyniosła się z fotela."
Karenira jest offline