Wątek: Tysiąc Tronów
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-09-2010, 11:41   #17
Suarrilk
 
Suarrilk's Avatar
 
Reputacja: 1 Suarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodze
- Krasnoludy i szlachcianki z daleka rzucają się tu w oczy. – Soe posłała wymowne spojrzenie Nastii i Degnarowi. Kislevitka wzruszyła ramionami.
- To nie problem przebrat' się.

I rzeczywiście, wystarała się o odzienie mniej rzucające się w oczy, a przede wszystkim – pozbawione rodowego herbu. Ciemny płaszcz, którym się okryła, miał schować szpadę. Jej misterna rękojeść mogła zwracać uwagę. Gorzej miała się sprawa z Fieofanem, po którym z daleka widać było kozackie pochodzenie, a którego szlachcianka chciała zabrać ze sobą jako trzecią czatę. Z tego, co się dowiedzieli, nie powinni mieć większych problemów z wydostaniem kobiety z klatki, lecz strzeżonego bogowie strzegą. W końcu uznała, że wystarczy pozbawić go liberii Miedwiediewów.

Poszło gładko. Może nawet zbyt gładko, jak na gust Anastazji Osipowny. Dziewczyna odjechała niczym cień ze swoim brzemieniem. Odczekali, aż znikła im całkiem z oczu, i ruszyli zaułkami do kwatery Josta, w ślad za Soe, która zdawała się znać każdy zakamarek ogromnego miasta. Nastia dopiero teraz zaczęła zastanawiać się nad możliwymi konsekwencjami tego, co uczynili. Nie pomogą im żadne koneksje i bogowie tylko mogliby chyba ich uratować, gdyby ktoś dowiedział się, co zrobili.

Pozostawiła Fieofana ukrytego w cieniu klatki schodowej, na wszelki wypadek. Sługa i tak marnie znał staroświatowy. Mógł przynajmniej zważać na konia Dziewczyny.

Kobieta z mieszaniną obrzydzenia i współczucia przyglądała się kapłance. Smród zatykał dech, zwłaszcza w zamkniętym pomieszczeniu, musiała przyzwyczaić się i do zapachu, i do tego, by płycej oddychać. Organizm byłej matki przełożonej był skrajnie wycieńczony, nie dziwota, że nie przyjmował ani wody, ani pożywienia. Długo trwało, nim zmaltretowana kobieta doszła do siebie. Nastia, stoczywszy wewnętrzną walkę, przełamała się i podeszła do niej z miską wody, obmyła jej chociaż twarz i dłonie. Maida Widmann, tak się przedstawiła. Zauważyła pewnie, że Kislevitka usiłuje nie oddychać i powstrzymuje grymas na twarzy. Żadna nic nie powiedziała, żadna nie odwróciła wzroku. Wiadomo wszak, w jakim stanie przynieśli tu kapłankę.
- Módltie się do waszej Shallyi, matko, módltie za nas wszystkich – mruknęła cicho, tak, by tylko Widmann ją usłyszała, zabierając miskę i odsuwając się na bezpieczniejszą dla zmysłu powonienia odległość. Po tej nocy kąpiel przyda się wszystkim. I odkażanie pewnie też by nie zaszkodziło.

Słuchając opowieści o dziecku, które najprawdopodobniej było kultystą, Nastia nie mogła nie przyznać przed sobą, że ogarnia ją coś na kształt ekscytacji. A więc nie zawiodła jej intuicja, podpowiadając, że ta sprawa to coś więcej niż zlecenie od zadufanego w sobie przekupczyny. Pokolenia jej przodków, poczynając od założyciela rodu, na poły legendarnego Dmitrija Anatolewicza, walczyły z Chaosem, nękającym mieszkańców Starego Świata. Nastia od zawsze czuła powołanie, by iść w ich ślady. Jej pech nie polegał na tym, że urodziła się kobietą. Raczej na tym, że urodziła się kobietą w szlacheckim rodzie, powiązanym w dodatku z dworem. Dopiero poza Kislevem mogła się wykazać. Wyglądało na to, że jej szansa nadchodziła, jeśli już nie nadeszła. Pytanie, co począć z wykradzioną kapłanką na chwilę straciło ważność.

Maida Widmann musiała być kobietą niezłomnej woli, jak wynikało z historii, którą opowiedziała. Skoro chłopak potrafił zjednać sobie całe tłumy, jak wielka musiała być jego moc? Szlachcianka na ogół nie miała czarowników w wielkim poważaniu – nikt, kto miast walczyć w pierwszym szeregu chowa się za plecami innych, wykorzystując podejrzane siły, nie zasługuje na szacunek. Słyszała też kiedyś, jeszcze podróżując po Bretonii, o pewnym szaleńcu, który mordował młode kobiety, dziewczęta właściwie, wierząc, że z zapachu ich niecałkiem jeszcze dojrzałych ciał zdoła sporządzić miksturę (czy też perfumy, wersje, które słyszała, różniły się w szeczółach), dzięki której pokochają go tłumy. Wielce się pomylił, bowiem ciżba omal go nie rozszarpała, skończył też rychło skrócony o głowę. Grenouille go zwali, o ile dobrze pamiętała. Nie to wszak ważnym było, lecz fakt, że Chaos czai się wszędzie, także w ludzkich umysłach, wypaczając ich myśli, uczynki i osobowość. Dlatego trzeba go pokonać. Dlatego skrzywiła się na słowa Josta.
- Jesli ona mówi prawdę, należy zbadat' sprawę. Cóż, że my przyprowadzim córkę van Haagena, jesli Chaos rozpanoszy się i nie będzie k czemu wracat'?

Pozostali też byli zdania, że nie należy lekceważyć udziału łowcy czarownic w tej sprawie. To ustaliwszy, mogli spokojnie się rozstać do świtu. Nastia, owładnięta myślą o możliwej pogoni za plugawym heretykiem, opuściła kamienicę wraz z Fieofanem, nie zamierzając pozostawać tu na noc, jak i pozostałe kobiety. Niech Jost martwi się, co począć z osłabioną byłą więźniarką. On wszak zna Marienburg, ona bynajmniej. Na pewno znajdzie odpowiednią kryjówkę. I może jakąś balię oraz sporą ilość szarego mydła.

***

Spotkali się o świcie, jak było umówione. Anastazja Osipowna spojrzała na swoich towarzyszy.
- Dziwnie wyglądat' będzie, gdy całą kompanią pytać o Falkenheima my będziem w ratuszu. Niech rycerz pójdzie – wskazała Cohena - a my możem rozpytat' po karczmach, jak Soe radziła. Co uważatie?
Dziewczyna skinęła głową, dając znać, że się zgadza. Mała złodziejka uprzedziła wymienionego przez Anastazję Osipownę mężczyznę.
- Taki z niego rycerz, jak ze mnie kapłanka! I tak Jost musiałby z nim iść, jeśli mamy się potem spotkać w jednym miejscu. Mi jedno, możemy się rozdzielić i ponownie spotkać tutaj. A co do ukrycia, to mogłabym coś znaleźć. Tyle, że takie rzeczy kosztują. Drogo.
Ściszyła głos, zbliżając się do Josta.
- Jeśli się chcesz jej tylko pozbyć, to pusta melina znajdzie się bez problemu. Tylko wtedy może nas wydać, gdy ją znajdą.
- Nie ma takiej potrzeby. Siostra jak na razie jest tu bezpieczna
- odpowiedział mężczyzna. Potem zwrócił się do kapłanki. - Mamy różne rzeczy do zrobienia, więc nie koniecznie ktoś tu cały czas będzie. Ale jak tylko do siebie dojdziesz, to wyjdź z mieszkania i wynoś się z miasta. Byle dalej. Najlepiej do Estalii albo Bretonii, albo jeszcze dalej. I pamiętaj. Nas nie znasz.

Cohen tylko żachnął się, słysząc słowa szlachcianki.
- Jestem Cohen. Możesz, panna, mnie nazywać wojownikiem, żołnierzem, lecz nie porównuj mnie do tych darmozjadów i nieudaczników rycerzy. A do tego urzędu mogę iść wraz Jostem, gdy ja rozpytywać będę o łowcę, ty, Jost, w tym czasie możesz rozpytać się po karczmach w okolicy. Wszak urzędnicy lubią mieć pod ręką karczmy, więc kilka na pewno jest w pobliżu. Teraz zaś udam się do "Grota.."

Jost przystał na propozycję Cohena, po prostu kiwając głową. Był zmęczony, a zapowiadało się, że cała ta heca szybko się nie skończy.
 
__________________
"Umysł ludzki bardziej jest wszechświatem niż sam wszechświat".
[John Fowles, Mag]

Ostatnio edytowane przez Suarrilk : 07-09-2010 o 13:20. Powód: Dodanie wypowiedzi innych postaci.
Suarrilk jest offline