Wątek: Tysiąc Tronów
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-09-2010, 13:10   #18
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Tym razem Jost już prawie w ogóle nie miał chętnych do nocowania w swoim mieszkaniu. Oczywiście, był krasnolud, który już nocy poprzedniej pokazał, że do spokojnych współlokatorów raczej nie należy. No i Maida, która całkowicie wycieńczona, zapadła w sen zaraz po swojej opowieści. Nawet jak słyszała przykazanie dokera, to nie dała po sobie tego poznać. Tak czy inaczej, zanim sama będzie w stanie zrobić cokolwiek, minie jeszcze z kilka dni, podczas których musiała pozostać tutaj. Przynajmniej już nie dostawała torsji, więc sprzątania było tylko na raz.
Świt przyszedł o wiele za wcześnie, ale trzy dodatkowe korony drogą nie chodziły, toteż zebrali się w komplecie, by chwilę potem rozdzielić się na dwie grupki, w dwóch różnych miejscach mających szukać łowcy czarownic, Osrica Falkenheim. Igły w stogu siana? Wszystko zależało od popularności, takie osoby zawsze rzucały się w oczy, a im mocniejsza i starsza ich reputacja, tym więcej informacji można było o nich zebrać.

Wydawało się, że Jost i Cohen mieli nieco łatwiejsze zadanie. Ratusz znajdował się w łatwym do odnalezienia miejscu, był łatwo dostępny, a urzędnicy, przynajmniej w teorii, mieli z chęcią udzielać informacji potrzebującym obywatelom. To było tak na prawdę pierwsze zderzenie obu mężczyzn z machiną biurokracji, tłumem ludzi kłębiącym się wszędzie i barierą niechęci, wydzielaną przez pracowników tego upiornego miejsca, barierą, którą wyczuwali na wiele metrów przed zbliżeniem się do odpowiedniej osoby. Trzy razy stali w złych kolejkach, dwa razy kierowano ich do innej osoby, nieszczególnie przejmując się ich zniecierpliwieniem i narastającą wściekłością. Przemierzyli wielki budynek przynajmniej kilka razy, marnując kilka godzin na bezcelowym waleniu w mur. Aż w końcu trafili do odpowiedniej osoby, grubej kobiety w sile wieku, która spojrzała na nich jak na robaki, wysłuchując sprawy. Gdyby spojrzeniem mogła zabić, mieli całkowitą pewność, że już by umarli.
- I po co wam to, się pytam? Na co czasu nie macie marnować?! Informacje o zarejestrowanych, tak jakby komuś miało to pomóc... Standardowa opłata to dwa srebrniki... Poczekajcie tu.
Od opłaty wymigać się nie mogli. Ale teraz pozostało im tylko jakieś dziesięć minut czekania, po których kobieta wróciła, niosąc ze sobą dość cienką księgę.
- Osric... tak, data rejestracji dwa tysiące czterysta dziewięćdziesiąt dwa... lat podczas rejestracji... dwadzieścia pięć. Adres...
Adres prowadził do południowych doków.

Grupa, którą prowadziła Soe, do doków udała się od razu, chociaż może nie południowych. Dziewczyna znała sporo melin, ale było to jak szukanie igły w stogu siana, zwłaszcza o tej porze, kiedy to najwięksi pijacy jeszcze się nie ocknęli, uczciwi mieszkańcy byli w pracy, a pozostali raczej nie zaglądali do przybytków dających złudne chwile radości i przyjemności. Za to trzy kobiety, nawet jeśli były w towarzystwie krasnoluda, zdecydowanie zwracały uwagę. Może jeszcze miejscowa złodziejka z głową zakrytą kapturem potrafiła przemknąć, to Dziewczyna i Nastia były jak zapalone latarnie na środku ulicy podczas najciemniejszej nocy. Bo trzeba dodać, że doki nie były piękną dzielnicą, w której pracowała uczciwie tylko część ludzi. Pozostali kręcili się tu i ówdzie i wyglądali z bram, taksując przechodzących uważnymi spojrzeniami. Zarabiali... w nieco inny sposób. Na szczęście broń i obecność khazada trzymała ich na dystans, przynajmniej o tej wczesnej porze.
Większość odwiedzanych miejsc nie była godna jakiegokolwiek zapamiętania. Brudne, śmierdzące i nawet rankiem zadymione, poukrywane w piwnicach lub rozpadających się drewnianych budynkach z klientelą co najmniej podejrzaną. Soe zazwyczaj szła sama, zostawiając towarzyszy z tyłu. Tyle co mogli zauważyć, to często wykonywała jakiś gest, pewnie oznajmiając, że jest "swojakiem". Przez długi czas nie dowiadywali się i tak niczego konkretnego, a prawdziwe typy, ubrane w długie płaszcze i charakterystyczne kapelusze, musiały siedzieć poukrywane gdzieś w swoich domach.

Wypytywanie i późniejsze odwiedziny w pustym obecnie, drewnianym i rozpadającym się domu Osrica, wywołały jednakże odpowiednią reakcję. Gdy już zebrali się wszyscy, mały, brudny chłopak o rozczochranych włosach dostarczył im wiadomość.
- Jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś o Falkenheimie, spotkamy się w magazynie trzydziestym piątym, w Dystrykcie Suiddock. Dziś dwa dzwony po południu.
Dzieciak zniknął szybko.


Nie dane im było spokojnie doczekać wyznaczonego terminu. Przemierzając wąskie, śmierdzące uliczki, w którymś momencie pojęli, że idą poprzez alejkę zupełnie sami. Inni ludzie gdzieś zniknęli i chociaż Soe i Jost w końcu się zorientowali, to było już za późno. Z zaułka przed nimi wyszły cztery postacie, z których jedną poznali natychmiast. Josef wciąż był paskudny, mały i oślizgły i nie zmieniała tego nawet nabijana gwoździami pałka, którą dzierżył w dłoni. Za to jego koledzy wyraźnie wyglądali na takich, co do podobnych robót wręcz stworzeni zostali. Zwłaszcza ten, który stał po jego lewej. Olbrzymi dryblas szczerzył się pożółkłymi pieńkami zębów, a przynajmniej tymi, co mu jeszcze zostały. Od łysej czaszki odbijały mu się krople zaczynającego padać deszczu, a w potężnej łapie dzierżył metalowy pręt długi niemal tak jak miecz Cohena. Zarechotał, pokazując dłonią na kobiety i szturchając jednego z kumpli. Znacznie niższy, brodaty mężczyzna o tuszy całkiem sporej i wynikającej nie tylko z mięśni, oblizał się obleśnie, w duchu już na pewno dziękując Josefowi za tę robotę. Rozprostował ręce, w których trzymał po jednym małym toporku, a raczej bardziej siekierce. Trzeci z nich wyglądał niemal przeciętnie, z brązowymi włosami i dębową pałką. Na twarzy miał jednak ślady po ospie, a jedno oko zakryte było bielmem. Doborowa kompanija.

- Ooo... tak! Myśleliście, że możecie tak po prostu okraść starego Josefa? - ślinił się i mówił szybko, w dużym podnieceniu - Zabraliście mi to, co do was nie należało! I to w jaki sposób! Nie lubię zniewag. Oooo... nie lubię!
Postąpił krok bliżej, ważąc w dłoni ciężki kawał drewna.
- Kapelusiki już wiedzą, że coś w nocy do mieszkanka przytargaliście. Już wiedzą co.
Zachichotał niemal upiornie, przynajmniej w zamyśle, bo wyszło skrzekliwie i zabawnie. Tylko sytuacja zabawna nie była. Szybkie spojrzenie w tył ukazało kolejnych dwóch znajomków Josefa. Jeden z nich był mały, ale skakał w miejscu z nogi na nogę, bardzo zręcznie przerzucając sztylet z jednej do drugiej ręki. Drugi - niezbyt wysoki, ale przysadzisty i umięśniony, wyglądał jakby mógł z bykiem jedną ręką się siłować. Na dłoniach miał jakieś ostre kastety i jako jedyny także prócz zwykłego, poszarpanego ubrania - jakieś utwardzane skóry, służące mu za zbroję. Obecność tylu kobiet wszystkich ich poruszała wyraźnie tak, że aż palili się do bitki.
- Teraz płacą za was całkiem nieźle. Ooo... tak! Ale nie powiedzieli w jakim stanie trzeba dostarczyć! - zarechotali wszyscy - Do dzieła panowie, to jeszcze z dziewkami się pobawimy!
 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 19-09-2010 o 15:43.
Sekal jest offline