Wątek: Tysiąc Tronów
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-09-2010, 06:15   #19
Tadeus
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Nie miał nic przeciwko temu, by zmaltretowana babinka trochę z nimi podrzemała. Miał jedynie nadzieję, że starucha zbytnio nie chrapie. Nienawidził osób, które nie dawały innym spać po nocach. Takich, to tylko krępować i czym prędzej wywalać za drzwi. Niech się nauczą, by bliźnim nie zatruwać życia!

Wszystkie te przemyślenia w końcu go wymęczyły. Legł jak długi i pogrążył się w słodkiej krainie sennych widziadeł.

Obudził go nowy dzień. Zaspany, wyszedł przed jostową chałupę, pozwalając słonecznym promieniom ogrzać swoją zapyziałą gębę. Przetarł przekrwione oczy, ziewając przeciągle. Pospieszany, ruszył w końcu za resztą, mamrocząc pod nosem jakieś krasnoludzkie przekleństwa.

Szum fal trochę go rozbudził. Zaśmierdziało rybami, niebo nad portem zabieliło się setkami czyhających na zdobycz mew. Zaklął, gdy obfita bomba odchodów rozplasnęła się zaraz koło jego buta. Zapowiadało się na kolejny piękny dzień...


W końcu opuścili tłumnie oblegany portowy deptak i zanurzyli się w labiryntach miejscowych doków, przeczesując tamtejsze marynarskie speluny. Ślina ciekła mu strumieniami, gdy podziwiał nieskończone rzędy wystawionych za szynkwasami trunków. Mimo usilnych starań nadal musiał obyć się bez gotowizny, więc wytrawne napoje wciąż pozostawały poza jego zasięgiem. Czy naprawdę zasłużył na taką torturę? Czym uchybił Przodkom, że postanowili go aż tak srodze pokarać? Starał się odwracać głowę. Nie myśleć o ich smaku! Kątem oka dostrzegał jednak błysk słońca figlującego w szlachetnym szkle butelek, widział prężące się od smakowitej zawartości beczki, kuszące gotowymi do odkręcenia kurkami...
Jak najszybciej musiał zdobyć jakieś pieniądze!
- Rychlej tam! - zaryczał zniecierpliwiony do reszty kompanii, bo czuł, że już dłużej w karczmie nie wytrzyma.

W końcu udało im się chyba coś wywiedzieć. Mały, człeczy dryblasek, doceniając najwidoczniej szlachetny zapał kompanii, postanowił im trochę dopomóc. Krasnolud, mający od zawsze słabość do dzieciarni, prawdziwie się wzruszył. Istniało jednak dobro w człeczym narodzie.

***

Od momentu wkroczenia w ciasne, brudne alejki doków bezustannie się na nich gapiono. Groźne, poznaczone bliznami facjaty wyrastały jak grzyby po deszczu ze wszystkich pobliskich alejek, śledząc każdy ich ruch. Degnar dla pewności złapał się za głowę. Przejechał dłonią po włosach. Sucho. Tak też myślał. Nie zgromadzili się więcej tak tłumnie, by popatrzeć sobie na obsranego przez mewy krasnoluda. To pozostawiało tylko jedną ewentualność. Samice.

Zadarł głowę do góry, spoglądając badawczo na towarzyszącą mu żeńską część kompanii. Cóż. Człeczy gust w dalszym ciągu pozostawał dla niego niezrozumiały. Sprzymierzeńców należało jednak bronić, szczególnie jeśli należeli do płci ułomnej. Położył więc tłuste paluchy na wiszącym mu u pasa toporze i przybrał groźną minę.

Nie od razu, ale się udało. Wszyscy ciekawscy gdzieś się oddalili.
- No i patrzajta, starczyło ino wyszczerzyć zębiska, łypnąć groźnie okiem i już czmychnęli, gdzie pieprz rośnie. Śmiszne, strachliwe człeczyny...

I właśnie wtedy weszli do ciasnej, obskurnej alejki, ciągnącej się za jakąś pobliską tawerną. Wystraszony miejscowy szczur minął ich z piskiem i zniknął w kupie pobliskich śmieci.


- Te, człeczyno, czy to aby nie przypadkiem, ten obsmarkany dziadzina, co żeś go tarczą po makówce łupnął? - zwrócił się zdziwiony do Cohena.
Przyznać musiał, że co jak co, ale tego się nie spodziewał. Staruch przy ostatnim spotkaniu raczej nie sprawiał zbyt rozgarniętego wrażenia. A tu proszę, własna hanza oprychów i do tego niepokojąco pełne, rozbudowane zdania. Niespodziewane uderzenie w łeb musiało mieć iście pokrzepiające właściwości. Może warto było samemu spróbować?

Dalsze przemyślenia nad metodami terapii u starców przerwał uchwycony przez krasnoluda błysk wyciąganej broni. Zapowiadało się na poważne problemy. Degnar od razu pożałował, że swój hełm i tarczę postanowił tego dnia zostawić u Josta. Skąd miał niby wiedzieć, że wpadną nagle w tak srogą poharcówkę? Pluć w brodę będzie musiał sobie jednak później. O ile będzie później... Zręcznym ruchem wyszarpnął zza pasa toporzysko.
- Rzućcie broń, nicponie! Pókim do...
Potężny cios pałki ześlizgnął się z łomotem po jego czaszce, krzesząc przed oczami cały nieboskłon gwiazd. Zatoczył się, wypluwając z ust strużkę krwi. Ugryziony w środku wypowiedzi język zapulsował ostrym bólem, puchnął. Ogłuszony krasnolud otrząsnął się w ostatnim momencie. Przyjętą na topór pałka zadzwoniła metalicznie, centymetry od jego głowy. Odwinął się, odrzucając przeciwnika do tyłu. Ciął. Potężnym i srogim cięciem z dalekim wypadem do przodu. Zbyt dalekim, jak na jego wiek. Coś strzyknęło mu w biodrach.
- Uh, ssarasa - zaklął spuchniętym językiem, krzywiąc się boleśnie.
Ostrze topora dotarło jednak do celu, wgryzając się z impetem w miękką tkankę wrażego brzucha.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 05-09-2010 o 18:10.
Tadeus jest offline