Tom
Ciemność. Głosy, czyjaś ręka, światło przedzierające się przez szpary między powiekami.
Twarz, znajoma, więcej światła, pastor. Własna ręka, ruszające się palce. Pastor poruszający ustami, dźwięki, dźwięki przekształcające się w słowa, zdania. Nic mi nie jest. Kłamał, plecy, ból, smak krwi w ustach.
Świat powoli wracał do normalności. Podparcie się ręką, powstanie mimo bólu, dźwięk własnego krzyku i sapania, jednak dochodzącego jakby z odległości.
Śmierć, spalenizna, ból, płomień. Co tam do cholery się stało? Może mi ktoś powiedzieć?
Czuł, że w najbliższym czasie nie będzie możliwe leżenie na werandzie.
Złapał się za plecy i lekko przeciągnął testując swoje dolegliwości.
Miękkie łóżko. Tak, te dwa słowa opętały jego umysł. |