Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-09-2010, 20:24   #5
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
To, co w pierwszych chwilach wydawało się miastem, okazało się tylko wysuniętym przedmieściem, za którym znowu ciągnęły się pustkowia. Jechali powoli, asystent Notportiona kołysał się lekko w powolny rytm muzyki lecącej z radia. Co jakiś czas spoglądał tylko ukradkiem, zaciekawiony na udane majsterkowanie Syna Eteru. Jedediasz przypominał wtedy wyglądające zza rodu szpaka czy mysz szukającą sera. Arab chyba nie zdawał sobie sprawy jak komicznie wygląda prowadząc samochód, z błyskiem w oczach obserwując poczynania przebudzonego i uśmiechając się mimowolnie w specyficzny sposób odsłaniając całe dewa, przednie zęby.
Podczas jazdy woń samochodu mieszała się z suchym i gorącym powietrzem zawiewającym z pustyni. Jakaś część musiała zostać źle przymocowana, bo podczas jazdy niemiłosiernie trajkotała. Profesor Turbo skończył urządzenie akurat podczas wjeżdżania do właściwej metropolii. Bez cienia wątpliwości poinformowało kolejny zapach wdzierający się do samochodu będący mieszaniną spalin i kurzu, a także gwar miejski. Ostatnim bodźcem została mieszana zabudowa stolicy Syrii. Skanowanie terenu nie wskazywało na najmniejszą obecność trwałego niebezpieczeństwa. Wskaźniki co prawda w niemal każdej chwili wychodziły ponad stan zerwy ale były to wahania tak nikłe, że pomijalne.

-Wstąpimy w jedno miejsce i ru.. ru... Ruchamy dalej!

Arab nieświadomy swego przejęzyczenia skręcił w boczną uliczkę mijając szklane wieżowce na rzecz niskich, prostych zabudowań. Po chwili jazdy ciasnymi zabudowaniami Jedediasz zaparkował bokiem pod jednym z budynków.


-Zaraz wracam. Mistrz prosił mnie o odbiór paru rzeczy, jakiś nowych generatorów

Cały ekran tymczasowego skunera niebezpieczeństwa zrobił się krwiści czerwony w mgnieniu oka, a potem ponownie wygasał, przechodząc w jasna czerwień, pomarańcz, dziwny róż i wracając do zwykłego wyświetlania newralgicznych punktów. Asystent mentora Jonatana wyskoczył z samochodu trzaskając drzwiami i o niemal nie wpadając na dwie arabki w obowiązkowym, zakrywającym ciało stroju. Jakże tutaj było cicho i przyjemnie. Gwar głównego miasta niknął w tle, za sobą, do tłocznych targowisk było daleko. Pozostawał zachęcający widok równych schodów do budynku po których skocznie biegł Jedediasz... Znowu jego ruchy zdawały się być wykonane pod rytm reggae. Budynek wydawał się... Cóż, zabytkiem. Naprawdę, nie mieszkając tutaj bardzo trudno było Synowi Eteru rozpoznać przeznaczenie starszych bodowi. Domy misyjne, mieszkania, hotele, muzea, zabytki? Właśnie słowo zabytek przychodziło mu do głowy najczęściej i wraz z kolejnym trzaśnięciem drzwi za którymi zniknął nowy znajomy, zabytek zadźwięczał również.
Przebudzony został sam w samochodzie. Woń spalin ustąpiła, a we wnętrzu znowu mieszały się kulki na mole i oddechem pustyni. Profesor Turbo mógł podejrzewać tylko, iż generatory były kolejnymi przedmiotami eksperymentów swego mentora którego cała myśl techniczna oprała się na zakłócaniu Eteru poprzez rożnego rodzaju energie, od plazmy, przez cieplną, a kończąc na magnetyzmie. Minuty upływały, ulica pustoszała. Przez cały czas oczekiwania nie przejechał tędy ani jeden samochód, przeszło może dwoje ludzi, a skaner ani razu nie zabłysnął. Nawet Metafizyczny Eter, Vis czyli Kwintesencja zdawały się sunąc leniwie jak spokojna rzeka któa ujarzmiła statyczność, zgniotła zwyczajność rzeczywistości. Magia tysiąca i jednej nocy, dziedzictwo starożytnej Syrii umierało wraz z kolejnym uspokojeniem się nurtu Kwintesencji w mieście. Ciekawy był fakt, że znajdujący się naprzeciwko budynek zdawał się pusty. Kiedy arab wbiegł do środka, jego sygnał osłabł, a następnie rozmył się całkowicie obrazując tylko, iż jest gdzieś w budynku. Auster nachylił się nad wyświetlaczem. Rozmyty punkt obrazujący Jedediasza skupił się, zaczerwienił i jak kometa pomknął dalej, dalej, aż poza ekran. Rozejrzał się – wszystko pozostawało takie same. Raz jeszcze – wszystko takie same. Z budynku wyszedł asystent Wiliama Notportiona dźwigając w obu rękach podłużny, metalowy przedmiot pełen różnych wypustek. Przypominał on raczej sporych rozmiarów mikser czy termos. Trzy nie izolowane – typowe dla jego mentora – kable dyndały u nóg araba. Jednak ciekawe było jego przybycie. Zadźwięczał głosem pozbawionym dawnego uroku, pewną angielszczyzną.

-Otwórz bagażnik.

Dawną swobodę rowach zastała sztuczność i godność. Cisza na ulicy. Powolne, pewne ruchy araba. Smród spalin wraca. Arab spogląda w kierunku Syna Eteru. Wymuszony uśmiech nie ukrywa strasznie zwężonych źrenic i jadowitego spojrzenia. Wkładał sprzęt. Coś mruczał pod nosem. Cos gruchnęło.
Gruchnął sprzęt, a po nim arab. Padł na ziemię z rozwartymi ustami łapiąc powietrze, spazmy targnęły jego ciałem. Kwintesencja zadrżała jak odciśnięta z matrycy. Krwawa piana potoczyła się arabowi z ust, a potem padł żywy, oddychający acz nieprzytomny.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline