Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2010, 00:00   #22
emilski
 
emilski's Avatar
 
Reputacja: 1 emilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodzeemilski jest na bardzo dobrej drodze
„Gdzie jestem?”, „Co się dzieje z moją głową?”, „O Jezu, jak mnie wszystko boli” - te trzy zdania kotłowały się w kółko w głowie Waltera Choppa od czasu, gdy ten otworzył oczy w okolicach 9 rano. „Gdzie jestem?”, „Co się dzieje z moją głową?”, „O Jezu, jak mnie wszystko boli” - szelest, jaki wydawały zapętlone litery snujące się po jego głowie sprawiały, że ciężar, który na niej spoczywał, stawał się jeszcze większy.

To się nigdy nie zdarzyło. Walter nigdy u nikogo nie zasnął na imprezie. Co więcej, Walter nigdy dotąd nie udzielał się towarzysko. A tu proszę. Przyszło mu po trzydziestce nadrabiać za wszystkie czasy. Przecież poprzedni dzień też zaczął od szklaneczki bursztynowego płynu. Położył dłoń na karku i zaczął rozmasowywać zastane mięśnie szyi, które aż się prosiły o relaksującą kąpiel w gorącej wodzie, jako rekompensatę za noc spędzoną w niewygodnej pozycji na twardym krześle.

Rozejrzał się wokoło: stół, brudne szklanki, karty, kilka przepełnionych popielniczek, rozrzucone karty... i ten... straszny... zaduch... Podniósł się ciężko na równe nogi i chwilę stał nieruchomo, czekając aż przejdzie nagły atak bólu głowy, wywołany zmianą pozycji. Po chwili mógł dostrzec więcej szczegółów: na stole leżał, jeszcze chyba pochrapując, Douglas. „Młody jest, powinien przetrzymać nas wszystkich” pomyślał i w następnej kolejności ujrzał siedzącego ciągle w tym samym fotelu Styppera. Jego noga spoczywała w majestatycznej bieli na taborecie i wyglądała zdecydowanie lepiej, niż cała reszta Teodora.

-Na miłość boską, Teodorze, otwórz tu okno – powiedział Walter i podszedł wpuścić trochę świeżego powietrza. Okazało się, że na zewnątrz jest taki sam zaduch, jak wewnątrz i wtedy jego żołądek zaczął domagać się śniadania. Lekkiego śniadania.

W kuchni natknął się na Dwighta. Ten siedział ze szklaneczką i papierosem w ustach, jakby dopiero przyszedł i właśnie mieli zaczynać pokera. Ale to tylko pozory; Garett w krótkiej kurtuazyjnej wymianie zdań też przyznał się do odczuwania ciężkich skutków minionej nocy. I, jak sam powiedział, stąd remedium w jego dłoni. Podczas krótkiej pogawędki, Chopp myszkował po lodówce Styppera, wypowiadając głośno życzenie, żeby ten się nie obraził. Znalazł pęto kiełbasy i stwierdził, że to musi wystarczyć. Zaproponował Dwightowi, ale ten podziękował, wskazując na szklaneczkę. „Już sobie nałożyłem” - powiedział. Teodor za to nie odmówił i z chęcią złapał rzucony przez Waltera kawał.

-Ostatni raz śniadaliśmy razem dobre dwa lata temu...

Ale rozmowie nie dane było długo się toczyć. Punkt 10 zjawiła się cała reszta przyjaciół Victora. Teraz brakowało tylko Hiddinka.

Amanda... Walter niemalże zapomniał o jej istnieniu. wszystko cały czas toczyło się szybkim tempem w męskim gronie, a tu nagle weszła ona... Walter wcześniej nie zauważał jej powabów, ale teraz, kiedy wszystkie te wydarzenia otworzyły w nim zupełnie nowy pokład wrażliwości, który do tej pory przygnieciony był ciałem martwej żony, wreszcie dostrzegł powab tej pięknej blondynki. W dodatku przyszła z takimi rewelacjami...

***

„Oni wszyscy, do cholery, najmądrzejsi”, mówił do siebie Walter wsiadając do taksówki, która podjechała pod adres Teodora. „Amatorzy, nie wprawieni w używaniu broni” - rozpamiętywał słowa Garetta i obiecał sobie, że pokaże mu jeszcze, kto tu jest amatorem, kto tu lepiej strzela. Nie umniejszał oczywiście doświadczenia, jakie posiadał detektyw, ale jego ciągłe wywyższanie się działało mu na nerwy. Już myślał, że są na równej stopie, że scysja, jaką mieli w szpitalu pokazała, że są równi sobie, ale nie – ten ciągle musiał podkreślać, że jesteśmy żółtodziobami. „Dobra, nieważne, najważniejsze, że nam wszystkim chodzi o to samo – pomóc Victorowi. Ale Garett ma go tak naprawdę gdzieś, jemu zależy tylko na tym, żeby rozwiązał kolejną sprawę. A to nie jest kolejna sprawa. Rewelacje Amandy pokazały, że jest to coś wyjątkowego.”

I jeszcze wielka chęć zrobienia krzywdy Domincowi Duvarro. Po wszystkich opowieściach Amandy, u Waltera powstało niezbite przekonanie, że to właśnie ten człowiek jest wszystkiemu winien, że to on właśnie ma na swoich rękach ludzką krew. Łańcuch zdarzeń i przesłanek postawił mu w końcu przed oczami obraz Duvarro, który w ataku nieposkromionego szaleństwa, klęczy u niego w domu na łóżku i zadaje śmiertelne ciosy Muriel. Muriel nawet nie reaguje, bo już przy drugim uderzeniu straciła oddech; jej ciało bezładnie poddaje się kolejnym ciosom noża, a spod pleców wyłania się coraz większa czerwona plama w coraz to nowym miejscu, aż w końcu cała pościel jest przesączona czerwienią i dopiero wtedy Dominic przestaje. Staje obok łóżka, poprawia ubranie, uśmiecha się, jak po dobrej robocie i wychodzi dalej.

To, co zrelacjonowała Amanda, jasno przedstawiało Choppowi, że właśnie tak było. A on z nim tak sobie normalnie rozmawiał... z mordercą Muriel...

Taksówkarz wysadził go na targu rybnym, nieopodal jego mieszkania. Walter ciągle nieświeży, ale pobudzony kilkoma kieliszkami zagryzionymi kiełbasą, wałęsał się między straganami aż wreszcie znalazł to, czego szukał. Jeden z rybaków po całkiem okazyjnej cenie sprzedał mu niewielki nóż do patroszenia ryb. Miał być co prawda rewolwer, ale to musi na tę chwilę wystarczyć. Wyciągnął koszulę ze spodni i schował nóż za pasek tak, żeby nie było go widać. Czuł się jak przestępca skrywający pod koszulą dowód zbrodni.

Upał dawał się we znaki i Walter coraz bardziej się pocił. Na koszuli pod pachami i na czole oraz skroniach miał wilgotne ślady spożytego alkoholu. Chciał iść do domu się odświeżyć, ale obowiązki najpierw. Zawsze był taki: najpierw obowiązki. Dlatego postanowił zjeść lunch w barze naprzeciwko jego kamienicy. Bo tam, czekając na posiłek, może swobodnie zadzwonić. Musiał pilnie skontaktować się z dwoma osobami: najpierw Harold Figgings, a później Patrick od niego z pracy.

Zamówił stek i podszedł do telefonu. Wykręcił numer Duvarro Sprocket i po chwili usłyszał w słuchawce głos panny Lubeck, która bez dodatkowych pytań połączyła go z Haroldem. Chopp myślał, że będzie łatwiej. Wrażenie, jakie wywarł na nim Figgings po spotkaniu w fabryce mówiło mu, że to człowiek, który nie ma nic do ukrycia i z chęcią się z nim spotka bez wiedzy Dominica. po drugiej stronie telefonu słyszał jednak głos człowieka, który nie za bardzo ma na to ochotę i wcale nie trafiają do niego argumenty księgowego. Zgodził się jednak na spotkanie. Ustalili, że będzie to „U Arniego” o piątej po południu. Walter znał tę kawiarnię, bo była niedaleko jego pracy. Zupełnie neutralna kawiarnia. Nie ma więc co interpretować przesłanek postępowania Figgingsa jej wyborem. Kawiarnia, jakich wiele.

Telefon do Patricka nie wniósł do sprawy nic nowego. Powiedział, że to sztylet robiony na zamówienie. O żadnej seryjnej produkcji nie może być mowy, dlatego tak trudno cokolwiek o nim powiedzieć. „Jakbym sam tego nie widział” - przemknęło przez głowę Waltera, ale nie dał po sobie poznać rozczarowania. Patrick powiedział, że jeszcze się nie poddał, więc nadzieja jakaś zostaje. Za długo zresztą nie mógł z nim rozmawiać, bo widział jak kelner stawia na jego stoliku apetycznie wyglądający stek. Chopp odsunął krzesło i usiadł. Natychmiast skrzywił usta w grymasie bólu. To nóż, o którym całkowicie zapomniał, dał znać w jakim miejscu się znajduje. Z sykiem poprawił jego ustawienie, żeby nie wbijał się tam, gdzie nie powinien i z niekłamaną przyjemnością zabrał się za jedzenie, zapominając na chwilę o wszystkim. Przeżuwał powoli kawałki mięsa i bezmyślnie wpatrywał się w ludzi przechodzących przed oknami knajpy. Lubił te chwile, kiedy na moment wszystko się wyciszało i przestawało istnieć, a on stawał się jedynie obserwatorem. Siedział rozluźniony i pomimo ciągle ćmiącej głowy i coraz to nowego potu występującego na czoło, czuł się komfortowo, popijając kawę po posiłku i delektując się papierosem. Zastanawiał się, jak to mogło się stać, że na tak długi czas rzucił to piękne nikotynowe przyzwyczajenie.

W domu przywitał go zaduch. Szybko zrzucił z siebie przenoszone ciuchy i pootwierał wszystkie okna. Uff, poczuł na nagim torsie lekki wietrzyk. Uśmiechnął się do siebie i puścił wodę do wanny. Chciał skorzystać z okazji, że do spotkania „U Arniego” ma jeszcze kilka godzin, więc popakował wszystkie brudne ciuchy do jednej torby i zaniesie je po do pralni jeszcze przed spotkaniem. Wprawne oko wdowca, który musi sam sobie radzić ze zwykłymi przyziemnymi czynnościami domowymi, zlokalizowało jeszcze w kilku miejscach porozrzucane skarpety i jedną koszulę pod łóżkiem. Obiecał też sobie, że po kąpieli zajmie się brudnymi naczyniami.

***

W kawiarni Walter był wcześniej. Nie chciał, żeby Harold musiał na niego czekać. Siedział, pijąc kawę i paląc papierosa. Na łydce czuł uścisk noża, który umieścił tam za pomocą prowizorycznej uprzęży zrobionej z dwóch sznurków – później rozejrzy się za czymś bardziej profesjonalnym.

Figgings przyszedł również kilka minut przed czasem. Chopp musiał zdusić niedokończonego papierosa w popielniczce, podniósł się i czekał na Harolda z wyciągniętą dłonią. Niewysoki mężczyzna, z przedziałkiem idealnie rozdzielającym wypomadowane włosy na pół, oddał mu uścisk. Zachował dystans, ale widać było, że był dobrze wychowany. Ubrany, tak jak poprzednio, nienagannie. Widać, że lubi cyzelować każdy szczegół w swoim wyglądzie i sprawiać wrażenie profesjonalisty. „I dobrze, będzie krótko i konkretnie” - pomyślał Walter i zaprosił go do stolika: - -Proszę usiąść. Napije się pan czegoś?

-Kawę i szarlotkę dla mnie – powiedział Harold. Chopp zawołał kelnera i złożył zamówienie. - Chciał pan o czymś ze mną porozmawiać. Nie mam za wiele czasu. Dopinam wszystko przed jutrzejszym pogrzebem.

„No tak, pogrzeb... zupełnie zapomniałem, że Angelina nie została przecież jeszcze pochowana...” - pomyślał Walter. - Bardzo dziękuję, że zechciał się pan ze mną spotkać. Czy Dominic coś panu o mnie opowiadał?

- Nie rozmawiamy zbyt wiele o prywatnych sprawach. Ostatnio panuje pomiędzy nami pewne napięcie.

- Napięcie? Czy jest to spowodowane sprawami firmy, czy osobistymi nieszczęściami, jakie ostatnio na was spadły? Jeśli mogę spytać.

- Może pan. I jedno i drugie – odpowiedział taktownie Figgings.

- Różnicie się w poglądach, jak dalej prowadzić firmę, czy macie inny pogląd na sprawę ostatniego morderstwa? - księgowy nie poddawał się.

- W tym przypadku raczej chodzi o interesy. Co do tego całego Prooda, to jesteśmy niezwykle zgodni, panie Chopp.

- Z tego, co się orientuję – Walter udawał, że nie usłyszał uwagi dotyczącej Victora. - Do tej pory mieliście panowie takie same udziały - teraz większość chyba przejdzie do Dominica, czy mam rację?

- Sądzę, że tak. Sukcesja rodzinna.

Walter uśmiechnął się w duchu do siebie: „I tu cię mam bratku. Nie podoba ci się jak zarządza Dominic. Rzeczywiście wygląda przy tobie jak fircyk. Ale niestety będziesz musiał pogodzić się z jego decydującym głosem, ha. Tu jest twój słaby punkt.” Odzywając się głośno, chciał już przejść do konkretów: - Dobrze, postaram się wytłumaczyć... o, jest pana szrlotka.

Kelner podał Figgingsowi smakowicie wyglądający kawałek, który kawałek po kawałku znikał w ustach udziałowca. Chopp kontynuował: - Postaram się wytłumaczyć skąd moje zaangażowanie w sprawę.

- Proszę się postarać, panie Chopp.

- Otóż dwa lata temu została w bestialski sposób zamordowana moja żona. Została zamordowana dokładnie tak samo, jak Angelina. Tyle samo ciosów nożem. Mam prawo przypuszczać, że za tymi zdarzeniami stoją te same osoby. Mordercy nigdy nie wykryto.

- Przykro mi z powodu pana żony, panie Chopp.

- Dziękuję, ale proszę posłuchać dalej. Śledztwo w sprawie Aleksandra prowadził m.in. Prood. Jak to się skończyło oboje wiemy. Zamordował Angelinę - i to nie pozostawia żadnych wątpliwości.

-Więc może, proszę wybaczyć to co teraz powiem, może to Prood zabił pana ukochaną.

-Możliwe. Tego też nie wykluczam – Chopp mówił to drżącym głosem, ale za wszelką cenę chciał zainteresować historią Figgingsa. - Natomiast udało mi się wejść w posiadanie pewnych dowodów... które obiecałem zdobyć dla Dominica i pojutrze mu je przedstawię. Najpierw chciałem jednak porozmawiać z panem na osobności, żeby poznać pana stosunek do tej sprawy.

-Tej sprawy? - zapytał Harold.

-Tak, sprawy tych dwóch morderstw i Aleksandra.

-Zabójstwo Angi jest tak wstrząsające, ze ledwie doszedłem do siebie. Chciałbym, niech Bóg mi wybaczy, widzieć jej mordercę smażącego się na krześle elektrycznym. A Aleksander, moim zdaniem, ukrył się gdzieś.

-I ja również chciałbym widzieć go na krześle, ale prawdziwego mordercę. Proszę teraz mnie posłuchać – Walter zawiesił głos i zajął się zapalaniem papierosa. Gdy wyciągnął paczkę w kierunku udziałowca, ten odmówił. -Dowody jasno wskazują, że gdzieś tutaj w Bostonie działa pewna grupa osób, które używając hipnozy i tym podobnych wstrętnych rzeczy, każe ludziom popełniać te straszne czyny... Wiem, że brzmi to nieprawdopodobnie, ale ma to związek z Kuturbem.

-Naprawdę? Z tą firmą nowojorską? - Figgings był najwyraźniej zaskoczony. -To dość niedorzeczne, moim zdaniem.

-Wie pan, co znaczy słowo kuturb w kulturze arabskiej? - zapytał Chopp.

-Nie mam pojęcia.

-Ludojad, panie Figgings – Chopp czekał jakie zrobi to wrażenie na Haroldzie. Dalej, do cholery, się nie posunie. o żadnych goulach opowiadał nie będzie.

-A wie pan co znaczy słowo york w języku indian navaho, panie Chopp? - Harold oddał pytanie.

-Nie mam pojęcia...

-Za przeproszeniem, penis. Czy to coś oznacza?

Walter, chcąc nie chcąc, uśmiechnął się. Najwyraźniej nie docenił przeciwnika, a ten w najlepsze kontynuował: -Nie sadzę. Zwykła zbieżność. Sądzę, że wiele języków kryje takie niespodzianki. A nawet, jakby Ludojad, to może to nazwisko właściciela. U nas też znajdzie pan Butcherów. To Rosjanie, zamożni Rosjanie. Uciekinierzy ze swojego kraju.

-Wiem, że brzmi to nieprawdopodobnie. To, co na razie ustaliłem to to, że przez tę firmę dostali się do Duvarro ludzie, którzy w ten właśnie sposób oddziałują na innych ludzi. Panie Figgings mam tylko jedną wielką prośbę...

-Nie wiem czy mam traktować pana poważnie, panie Chopp. Czy też chce mnie pan po prostu rozbawić. Nie jestem w nastroju na żarty. Ale proszę, niech pan mówi, cóż to za prośba?

-Proszę wziąć pod uwagę, że zależy nam na tym samym i uznać przynajmniej na próbę, że mi pan wierzy. Jeżeli to, co mówię jest prawdą, wszystkim nam grozi niebezpieczeństwo... - Walter najwyraźniej próbował się ratować. -Wypadki, które ostatnio miały miejsce w Duvarro...

-Naprawdę mamy ich stosunkowo niewiele w porównaniu do innych firm podobnej wielkości. Mamy drapieżny kapitalizm, panie Chopp i wielu właścicieli nie przejmuje się losem pracowników. My prowadzimy zgoła inna politykę personalną – Harold zdawał się być niezłomnie przekonany do swoich racjonalnych argumentów. Waltera wcale nie powinno to dziwić, to w końcu on tutaj próbuje normalnemu facetowi wmówić Bóg wie co.

-Czy mógłby pan jednak sięgnąć gdzieś do dokumentacji w firmie i dowiedzieć się jak najwięcej szczegółów dotyczących tych wypadków? Zginęło 6 osób. Podejrzewam, ze 1 lipca będzie następny wypadek – może to go zaszokuje, pomyślał Chopp.

-Sześć to nie dwadzieścia sześć, jak w firmie Salamon Vince lub 11 w Fordzie podczas ostatniego miesiąca. Ludzie pracują po 12-14 godzin dziennie, są zmęczeni i popełniają błędy. Niestety. Ale mogę się temu przyjżeć.

-Proszę odrzucić pana racjonalizm i założyć, że mi pan wierzy. Choć na chwilę.

-To nie racjonalizm. To próba zrozumienia pana nieuzasadnionej paranoi – odpowiedział niezłomnie Figgings. Chopp miał już dość. Nie był przyzwyczajony do prowadzenia takich rozmów.

-To tak naprawdę to samo, ale nieważne. W obliczu zebranych notatek od ludzi, którzy prowadzili wcześniej śledztwo, a teraz nie żyją, wiem, że te wypadki, to jest trop.

-Powiedzmy, że jest w tym coś niepokojącego.

-Panie Haroldzie, pan był blisko Kuturba...

-Tak. Ustalałem z Zarządem warunki kontraktu.

-Czy ma pan dostęp, albo możliwość dostępu do większej liczby informacji na temat tej firmy -Chopp cieszył się ze zmiany tematu. -Tu może być istotne wszystko: kto nią zarządza, jakie miał kontrakty, gdzie ma filie itd..

-Mam standardową procedurę sprawdzającą kontrahenta. Przeprowadzałem wywiad na temat firmy i jej wypłacalności – Harold udzielał informacji w bardzo konkretny sposób. -Duvarro Sprocket miał ostatnio nie najlepszą sytuację, więc kontrakt zerwany przez Aleksandra dawał nam nadzieję.

-Czy Kuturb współpracuje z dużą ilością firm w różnych stanach. Jak to wygląda? - pytał dalej Chopp.

-To są dość poufne dane. Nie mamy do nich dostępu. Ale to nowa firma. Szukała kogoś, kto wykona dla nich określone technikalia. Przedstawiła projekt a my wygraliśmy z ofertą cenową. Wpłacili niezbędną zaliczkę, naprawdę pokaźna kwotę, a po niespełna trzech miesiącach Aleksander zrywa ów kontrakt i oddaje pieniądze wraz z odsetkami. Gdyby nie moja ciężka praca, to firmy już by nie było i setki ludzi straciłoby miejsce zatrudnienia. Udało mi się jednak pozyskać spory kontrakt i wyszliśmy na zero.

-Nowa? Czyli istnieje od niedawna... A czym tak w ogóle się zajmują? Bo wy mieliście wykonać fabrykaty, a jakie miało być ich dalsze przeznaczenie?

-To części do jakichś maszyn. Koła zębate. Przyznaję, dość nietypowe. Ozdobione, z nierównym skokiem zębów, trudne do wykonania. O przeznaczenie nie pytałem. Nie miało dla mnie znaczenia.

Walter drążył dalej. chciał w końcu usłyszeć, czy ma w nim sprzymierzeńca, czy nie: -Teraz najważniejsze pytanie...

-Proszę – Figgings obserwował go cały czas tym samy wzrokiem nie zdradzającym żadnych emocji. Widać było po nim, że zależy mu na firmie i ma żal do Dominica, że go nie docenia, ale nie zdradzał żadnych emocji wywołanych tym, co usłyszał od Waltera, który spytał: -Czy zaniepokoiłem pana na tyle, żeby udostępnił mi pan do wglądu wszystkie materiały na temat Kuturba, jakie pan posiada i do tego postarał się dzięki znajomościom w branży, dowiedzieć na ich temat jeszcze więcej? Dlatego, że Kuturb i wypadki w waszej firmie zdają się być kluczowe w całej tej sprawie.

-Hmm. Nie wiem. Mogę pana umówić na spotkanie w biurze i dać do wglądu dokumentację, ale powiem szczerze, to co w niej jest, już panu powiedziałem. Co do wywiedzenia się więcej, proszę mi wybaczyć, ale wolę nie tracić czau na firmę, która została przez Duvarro oszukana. Nie przypominać tego ludziom z branży, To była dość nieładna karta w działalności Duvarro Sprocet i wolę do niej nie wracać. Jeśli pan chce czegoś więcej, niech pan sam traci czas na wywiad. Proszę wybaczyć szczerość. Pomogę panu, ale w zakresie nie wymagającym więcej nakładu czasu, czy środków.

-Doskonale rozumiem, ale z chęcią skorzystam z zaproszenia i przyjrzę się dokumentacji. Ale wypadkom przyjrzy się pan bliżej i poszpera, prawda?

-Tak, jak obiecałem.

-I proszę nie wspominać Dominicowi o naszym spotkaniu... Sam z nim jutro porozmawiam i pokażę, jakie udało mi się zdobyć dowody. Z góry dziękuję za pana dyskrecję. Pogrzeb jutro będzie o której godzinie?

-O jedenastej. Cmentarz przy św. Krzysztofie.

Walter był usatysfakcjonowany. Dał jeszcze swoją wizytówkę Haroldowi i poprosił o telefon, gdyby ten dowiedział się czegoś niepokojącego. Sam również obiecał oddzwonić. Dowiedział się sporo. Dlatego z uśmiechem na ustach obserwował, poprzez dym z papierosa, wychodzącego mężczyznę. Oczami wyobraźni był już jutro na pogrzebie i rozmawiał z Dominikiem na temat dowodu, jaki znalazł. Nie chciał już więcej kawy. Wstał i udał się w kierunku swojego mieszkania. Spacerkiem. Wieczorem postara się jeszcze złapać Dwighta w hotelu, żeby ustalić termin spotkania na jutrzejszy dzień.
 
emilski jest offline